Tynieccy benedyktyni znani byli z anielskiej cierpliwości. A ostatnio doszła jeszcze do tego anielska konfitura. I smalczyk ze skwarkami. I „Przedsoborowe konfitury z żubrówką”. I „Rydze w zalewie nowicjackiej”. Mniam…
Krakowski rynek. Setki ludzi tłoczą się wokół kilkudziesięciu drewnianych budek kiermaszu świątecznego. Obok dwa znudzone żywe renifery patrzą leniwie na kolejnych gapiów. Przy jednej z budek kolejka. Smalec, miody, konfitury. A nad głowami sprzedawców napis: Tyniec. Benedyktyni zabrali się za podbój rodzimego rynku spożywczego?
Ostatni taki ser
Na początku był ser – śmieje się o. Zygmunt Galoch. Wiem, wiem, jako mnich powinien wyrecytować, że „na początku było Słowo”, ale pytam o benedyktyńskie smakołyki, a nie o Prolog Janowy. Do tynieckiego opactwa, które rozsiadło się okrakiem na wapiennej skale nad zakolem Wisły, przyjeżdżali od lat goście. Modlili się z mnichami, jedli z nimi posiłki. Szczególnie chwalili klasztorny ser. Wyjeżdżając, często prosili braci o solidną porcję dla rodziny. – A może podzielić się z ludźmi naszymi tradycyjnymi specjałami? Moglibyśmy je sprzedawać w przyklasztornym sklepiku – myśleli mnisi.
Do pomysłu podchodzili jednak z pewną nieśmiałością. Aż do ostatnich dni maja. W pobliskim Krakowie trwały Dni Dziedzictwa Kulturowego. Przez tynieckie opactwo w ciągu trzech dni przewijały się tysiące ludzi. Mnisi wystawili na stoliku klasztorne specjały: miody, konfitury i osławiony już ser. Podpisali stoisko „Produkty benedyktyńskie”, choć nazwa ta nie była jeszcze zastrzeżona. Ku zaskoczeniu mnichów, wszystko zniknęło. Do tego stopnia, że brat obsługujący stoisko musiał licytować ostatni kawałek sera. Szczęśliwiec kupił go za… 50 złotych.
Klasztory od wieków słynęły z pysznego tradycyjnego jadła. W całej Europie znany jest francuski likier ziołowy: benedyktynka. To mnichom zawdzięczamy szampana, sery, niemieckie leki Klosterfrau czy gęste, belgijskie piwa. A karmelki? To podobno mniszki za klauzurą zrobiły pierwsze takie cukierki.
Wokół nas stare wapienne mury. Tu modlono się przez dziewięćset lat. Przechodzimy drzwiami, którymi wchodzili zakonnicy już za czasów Bolesława Śmiałego. W Tyńcu postanowiono wskrzesić mniszą kulinarną tradycję. Prace nad wypromowaniem marki „Produktów benedyktyńskich” ruszyły pełną parą. Konfitury, miody, ciastka, syropy, ryby, wędliny, sery, wina, miody pitne, herbaty ziołowe można kupić w przyklasztornym sklepiku. W weekendy przewijają się przez niego tłumy gości. Spokojniej jest w ciągu tygodnia. Można wypić espresso i przy serniku napawać się ślicznym widokiem krętej Wisły. Jeśli nie możesz wybrać się pod Kraków, wystarczy kliknąć na stronę: www.benedicite.pl.
Tam znajdziesz wszystkie smakołyki. Benedyktyńskie specjały można też nabyć w sieci sklepów „Alma” w całym kraju. – Nie planujemy własnych sklepów, będziemy jednak otwierali swoje stoiska – zapowiadają mnisi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.