– Ktoś musi odwalać tę ciężką robotę – mówi Szymon Gajewski, 19-latek.W tym roku zdaje na AWF w Warszawie. – Dzięki modlitwom sióstr jest mi lżej.
Powtarzała, że tam trzeba iść na całość za Chrystusem. – Nie miałam ochoty zostać zakonnicą, myślałam, że to tracenie życiowych szans: ukochanego chodzenia po górach, wyjazdów, rozwoju intelektualnego, spotykania nowych ludzi. Musiałam się przekonać, że to wybór Boga, że On spojrzał na mnie z miłością. Trzeba było zapłacić za to konkretną cenę. Na ostatnim roku studiów podjęła decyzję. Poszła do karmelitanek bosych w Krakowie. Ale tam ją zmroziło. Na zewnątrz świeciło słońce, a w środku stare, chłodne mury. Prawie wybiegła, myśląc, że to pomyłka. Po sesji zimowej dowiedziała się, że w Gdyni zbudowano nowy klasztor. Kiedy dostała list od sióstr, wsiadła do pociągu, pojechała tam bez zapowiedzi. I została. – Jestem szczęśliwa, że Jezus, wbrew mnie samej, zabiegał o mnie – mówi. Ciągle wraca do Listów św. Pawła do Rzymian i Galatów, w których apostoł powtarza, że Chrystus wyswobodził ich „ku wolności”, do „nowego życia”.
Wiara malutka s. Miriam
– Na ślubie mojej siostry stwierdziłam, że życie rodzinne to nie droga dla mnie – opowiada s. Miriam, 10 lat w zakonie. – Musiałam być uczciwa i powiedziałam Andrzejowi, z którym spotykałam się dwa lata, że nie możemy być razem. Nie wiedziałam, że to będzie zakon. Zdała maturę i dwukrotnie nie dostała się na polonistykę. Poprosiła kolegę, karmelitę Heńka, żeby polecił jej miejsce na wyciszenie. Pojechała na trzy miesiące do karmelitanek do Kalisza. W niedzielę Chrystusa Króla, kiedy podczas adoracji siedziała na chórku, poczuła, że tu zostanie. Zeszła i powiedziała o tym przełożonej. – Nurtowało mnie wtedy pytanie o miłość – opowiada.
– Dla mnie, 20-latki, to było pytanie o miłość inną, niż znaną z życia, z telewizji. Po drugiej stronie kraty zobaczyłam, jak siostry pięknie żyją, jaką radością emanują. To wszystko brały z bliskości Boga, który jest miłością. Nagle przyszedł kryzys. Wróciła do domu, znalazła się w dołku. To mama zmobilizowała ją do znalezienia pracy. Przez dwa lata pracowała w Radio-Taxi. Ich, kobiet, było 6, mężczyzn – 130. Czasem traktowali ją jak trędowatą. Że ma 24 lata i jest bez faceta, że nie chodzi na imprezy. (Okazało się, że za plecami za to ją chwalili.) Nie naruszała swoich zasad. – Bałam się, że pierwsze złamanie reguł pociągnie kolejne, że braknie mi sił. Pan Bóg dał mi łaskę, żeby przetrwać. Przeorał mnie, doświadczyłam inności życia. Wróciła do Karmelu w Łasinie. Jej wiara to raz szczyty, innym razem – doliny. Kiedy jej ciężko na modlitwie, a przebywanie w kaplicy to wielki trud, powtarza: „Jezu Chryste, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Uwielbia dwa biblijne fragmenty. O ofierze Abrahama i o uzdrowieniu epileptyka, którego ojciec prosi: „Panie, przymnóż nam wiary”. – Kiedy wnikam w siebie, odkrywam, że choć długą drogę przeszłam, to jeszcze więcej przede mną. A moja wiara wciąż malutka.
Ks. infułat Włodzimierz Wielgat, ponad 50 lat kapłaństwa, codziennie rano przychodzi odprawić Mszę w Karmelu. – Siostry wypełniają lukę w życiu innych ludzi, tu się rozwija duchowość – mówi. – Tylko ten, kto nasyci się ciszą, może nią promieniować na innych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.