Wanda Błeńska tak bardzo chciała wyjechać na misje, że myślała naweto tym, by na niby wstąpić do misyjnego zgromadzenia. W końcu pojechała do Afryki jako lekarka. Przeszło czterdzieści lat opiekowała się chorymi na trąd.
– Tak ciężko było tylko przez pierwszych dwadzieścia lat – mówi z humorem. Na początku lat siedemdziesiątych do Buluby zaczęli przyjeżdżać inni lekarze z Polski. Dziś jest tam wielki ośrodek z nowoczesnym szpitalem, domami dla trędowatych, szkołą i kościołem. Nosi imię Wandy Błeńskiej. – Trąd przestał już budzić przerażenie – mówi lekarka. Stało się tak między innymi dzięki jej poświęceniu. Gdy wieść o tym, że trąd jest uleczalny, zaczęła rozchodzić się po Ugandzie, do Buluby przyjeżdżali zarażeni chorobą duchowni, nauczyciele, oficerowie armii. – Gdy wracali do zdrowia, byli naszą żywą reklamą – mówi Błeńska.
Pracowała już w Afryce kilka lat, kiedy pod prawym kolanem zauważyła drętwe, zaróżowione miejsce. „Czyżbym się zaraziła?” – pomyślała. Na szczęście skończyło się na strachu. Rękawiczki zakładała tylko do operacji. Chorych badała gołymi rękami. – Pacjent musi mieć zaufanie do lekarza, więc nie mogłam dać im odczuć, że się ich boję – tłumaczy.
W 1992 roku, po 42 latach spędzonych w Afryce, Wanda Błeńska wróciła do Polski. Zamieszkała w rodzinnym Poznaniu. O Afryce i trędowatych nie zapomniała. Mimo sędziwego wieku nadal prowadzi zajęcia z medycyny tropikalnej w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Przylgnął do niej przydomek: „Matka Trędowatych”. Nie przepada za tym określeniem. – Wolałabym, żeby zostało ono przy Matce Teresie – mówi.
Cztery lata temu Wanda Błeńska obchodziła 90. urodziny. W kościele dominikanów w Poznaniu odprawiono Mszę świętą w jej intencji. Dla jubilatki ustawiono przed ołtarzem specjalny fotel. – A Pani Doktor nie ma? – dopytywali nerwowo dziennikarze, gdy rozpoczęło się nabożeństwo, a fotel wciąż stał pusty. Wanda Błeńska siedziała skromnie razem z wiernymi w jednej ze zwykłych ławek. W czasie Mszy usłyszała o sobie wiele dobrych słów. – Czułam się troszkę, jakbym była ubrana w szatę, która była skrojona dla trochę większego człowieka – skomentowała pochwały pod swoim adresem. – A każda pochwała to jak te talenty od Pana Boga, z których będę się kiedyś musiała rozliczyć, a ja w długach jestem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.