Często młodemu człowiekowi wydaje się, że jest dorosły i wie o życiu i świecie na tyle sporo, że może sam bezpiecznie decydować o swoim losie, nie chce nawet słyszeć o trosce rodzicielskiej. Ale często też przekonuje się, że ta samodzielność sprowadza nań kłopoty.
Tak więc „Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. Natomiast żyjąc prawdziwie w miłości sprawmy, by wszystko rosło ku Temu, który jest Głową - ku Chrystusowi.” (Ef 4,14-15)
Cechą młodości jest także bunt. Bunt przeciwko ustalonemu porządkowi świata, zwłaszcza w sytuacjach, które wydają się burzyć obraz ojcowskiego Boga i dziecięco ufającego człowieka. Wiele, a nawet bardzo wiele tych sytuacji, w których stajemy się buntownikami, wynika z braku tego, o czym mowa była powyżej. Braki w poznawaniu i zwyczajna zawiniona ignorancja w tworzonym sobie obrazie człowieka wobec Boga, powoduje, że stając zwłaszcza w tzw. sytuacjach granicznych – bolesnych i trudnych doświadczeń zła, cierpienia albo śmierci, nie potrafimy odnaleźć spójności w pozornie zachwianej równowadze. Oczywiste iż w tego rodzaju przeżyciach człowiek staje wobec tajemnicy. Trudności w odnalezieniu w tych ciemnościach jakiegokolwiek światła, spowodowane są niespodziewanym (ale często też, przyznajmy to, dającym się przewidzieć a nie branym przez nas pod uwagę) przyjściem dramatycznych okoliczności i zrozumiale ludzkim odczuciom strachu, żalu, tęsknoty, czy też poczucia opuszczenia. Bunt poniekąd zrozumiały i poruszający serdeczną tkliwość chcących dopomóc, wynika jednakże z naszego trochę bezmyślnego podejścia do rzeczywistości. Do siebie samych, a w konsekwencji do obrazu człowieczeństwa. Paradoksalnie, buntowanie się może jednak stać się szansą do odnalezienia na nowo tego, co gdzieś po drodze się zgubiło. Trzeba wtedy jednak odwagi by się zmierzyć, szczerze i bez udawania, z powstałymi okolicznościami i rodzącymi się w nas odczuciami, akceptując rzeczywistość poszukując przyczyn stanu rzeczy i naszego rewolucyjnego nastawienia. Trzeba zdobyć się na odwagę stanięcia wobec brutalnej rzeczywistości i poszukania sobie odpowiedzi na pytanie: jak to w końcu z tym jest? Trwanie w buncie spowodować w nas może zamknięcie się i zgorzknienie na wszystko co wokół nas i w nas. A życia nie można sobie marnować, ale podejmować trud by stawać się i dorastać. Do tego wymiaru, „który Bóg nam w wierze wyznaczył” (por. Rz 12,3).
W tym naszym dojrzewaniu i dorastaniu, nie do przecenienia są także te wszystkie środki, które otrzymujemy bez naszego udziału, albo przy niewielkim wkładzie z naszej strony. Dar łaski, bo o nim tu mowa, jest nam dostępny z darmowej inicjatywy Boga. Jak troskliwy i wciąż kochający Ojciec, nie pozostawia nas samym sobie w zmaganiach, ale chce pomagać i to przy zastosowaniu narzędzia znacznie przekraczającego ludzkie możliwości rozumienia i pojmowania. I tu znów idzie o to, by pozostawać dzieckiem liczącym nie tyle na własne siły, ile na pomoc z Góry, od Ojca wciąż strzegącego swoich dzieci jak źrenicy oka (zob. Pwt 32,10; Za 2,12). Dar ten otrzymaliśmy gdy zostaliśmy ochrzczeni. I odtąd nie przestaje go nam udzielać nasz Ojciec, ilekroć przychodzimy przywiedzieni pragnieniem wzmacniania swych sił. A kosztuje nas tyle, ile trzeba uczciwości by na kolanach wyznać swe winy błagając o przebaczenie, ile trzeba dać by stawić się na spotkanie z Nim w Tajemnicy Jego Eucharystycznej Obecności i wejść w Komunię z Nim. Kosztuje tyle, ile trzeba by wznieść swe serce – siebie całego ku Niebu wyczekując pomocy i w Nim widząc ciągle radośnie uśmiechniętego Ojca, który nie pochwalając zła, a nawet czasem karcąc nas, gotów jest jednak czynić wszystko, byle tylko dopomóc swemu dziecku w stawaniu się w pełni dojrzałym człowiekiem.
Konieczne także jest wzięcie pod uwagę wskazań danych nam przez Ojca. Wskazań, które wbrew pozorom nie są ograniczeniami, ale raczej przestrogami by się nie zagubić i nie spowodować tragedii życiowej. Chodzi tu o Dekalog, ale poznawany i przeżywany w całej swej pełni treści. Przykazania dopełnione i wypełnione miłością, a nie tylko formalną literą przepisu ograniczonego do dosłownego zakresu. Chodzi też o wyciąganie nauki dla siebie z tej historii, która przecież jest Historią Zbawienia – dzieje świata i ludzi, które stają się swoistym teatrum działania Boga dla wiecznego uszczęśliwienia stworzonego przez siebie człowieka, Ojca nieustannie pragnącego prawdziwego dobra swoich dzieci.
Tak więc powtórzmy za świętym Pawłem: „Bracia, nie bądźcie dziećmi w swoim myśleniu, lecz bądźcie jak niemowlęta, gdy chodzi o rzeczy złe. W myślach waszych bądźcie dojrzali!” (1Kor 14,20).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.