Jeśli to papież Franciszek doprowadzi do powrotu lefebrystów do pełnej jedności z Rzymem, będzie można mówić o prawdziwym cudzie… ducha ekumenizmu.
Pod koniec czerwca minęło 30 lat od schizmy, którą wywołało nielegalne, wbrew woli Watykanu, wyświęcenie czterech biskupów przez abp. Marcela Lefebvre’a, przełożonego Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Ten akt nieposłuszeństwa, którym hierarcha zaciągnął jednocześnie na siebie i czterech duchownych ekskomunikę z mocy samego prawa, był tylko konsekwencją długiego procesu. Trwał on od zakończenia Soboru Watykańskiego II, a nasilił się od połowy lat 70., gdy podważanie reform soborowych przez tzw. tradycjonalistów (nie jest to najtrafniejsze określenie, bo obejmuje zbyt szerokie środowiska) stało się odpowiedzią na kryzys Kościoła na Zachodzie. Nielegalna sakra biskupów i faktyczna schizma była więc tylko wierzchołkiem góry problemów, które narosły w ciągu trzech dekad od zakończenia soboru.
Jaki ekumenizm?
Z pewnością sami lefebryści nie zgodzą się z sugestią, że uczestniczą w jakimś dialogu ekumenicznym z Rzymem, bo nie tworzą osobnego Kościoła, tylko uznają się za katolików. Dodajmy, że w wielu wypowiedziach przełożonych Bractwa dominuje przekonanie, że właściwie jako jedyni reprezentują prawdziwą wiarę katolicką i Tradycję, z którą to – ich zdaniem – zerwał Sobór Watykański II. Uczciwie trzeba przyznać, że sam Watykan podziela opinię, że z Bractwem św. Piusa X nie jest prowadzony dialog ekumeniczny w takim sensie jak z różnymi wyznaniami chrześcijańskimi. Potwierdził to nawet kard. Edward Cassidy, w latach 1989–2002 przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan: „Sytuacja członków tego Bractwa jest wewnętrzną sprawą Kościoła katolickiego. Bractwo nie jest innym Kościołem lub związkiem wyznaniowym”.
Jeśli jednak pozwoliłem sobie na początku na stwierdzenie, że ewentualne pojednanie z Rzymem będzie owocem ducha ekumenizmu, to właśnie ze względu na to, co oznacza to w sensie ścisłym i dosłownym: to postawa, która nie zgadza się na żadne podziały wśród chrześcijan i stara się pokonać to wszystko, co nie pozwala na dawanie wspólnego i wiarygodnego świadectwa wiary. To właśnie duchem ekumenizmu kierował się Jan Paweł II, gdy w dramatycznym liście do abp. Marcela Lefebvre’a z 9 czerwca 1988 roku niemal błagał, by ten nie dopuścił się kroku, z którego będzie już trudno się wycofać. „Z ojcowskim sercem, ale też z całą powagą wymaganą przez obecne okoliczności, wzywam Cię, czcigodny bracie, do nieobierania drogi, która, jeżeli będziesz uparcie nią zmierzał, może obrać kierunek schizmy, której nieuniknione konsekwencje teologiczne i kanoniczne są Ci dobrze znane. I szczerze zapraszamy Cię do powrotu w pokorze, w celu pełnego posłuszeństwa wobec Wikariusza Chrystusa. Nie tylko zapraszam Cię do tego, ale proszę Cię poprzez rany Chrystusa, naszego Odkupiciela, w imię Chrystusa, który w przeddzień swej męki modlił się za swoich uczniów, aby wszyscy byli jedno (J 17,20)” – pisał papież Wojtyła.
Gesty dobrej woli
W ostatnich latach można jednak obserwować różne sygnały i deklaracje, które pozwalają mieć nadzieję na rozwiązanie statusu Bractwa. To przede wszystkim ciągłe gesty dobrej woli ze strony kolejnych papieży – obecne już za czasów Pawła VI i Jana Pawła II (choć to za ich pontyfikatów miało miejsce apogeum konfliktu), ale najbardziej – Benedykta XVI (który zdjął ekskomunikę z czterech wyświęconych nielegalnie biskupów) oraz obecnego papieża Franciszka. W ostatnich tygodniach na przykład ze słów następcy abp. Lefebvre’a – bp. Bernarda Fellaya (do niedawna przełożonego Bractwa) można było wręcz usłyszeć słowa, które wielu wprawiły w zdumienie: „Mamy bardzo dobre relacje z papieżem Franciszkiem. Kiedy powiadamiamy go, że jesteśmy w Rzymie, jego drzwi są dla nas zawsze otwarte. Franciszek zawsze nam pomaga, robi małe kroki”. Zdumieni są ci, którzy pamiętają słowa tego samego biskupa z 2016 roku, kiedy mówił, że po wyborze Franciszka spodziewał się, że zostanie ponownie ekskomunikowany…
Jeśli jednak ktoś śledzi uważnie rozwój wydarzeń, z pewnością zanotował i to, co pomogło przełamać tę nieufność. Po pierwsze Franciszek zgodził się na to, aby uznać u wszystkich kapłanów Bractwa władzę sprawowania sakramentu pokuty, by zapewnić wiernym ważność udzielanego rozgrzeszenia. Kolejnym gestem był list, w którym papież upoważnił biskupów do udzielania zezwolenia na celebrowanie małżeństw wiernych związanych z Bractwem św. Piusa X. Jest też mniej znany epizod: w 2015 roku Bractwo Kapłańskie św. Piusa X zostało oficjalnie uznane w Argentynie za osobę prawną oraz wpisane do Rejestru Instytutów Życia Konsekrowanego w tym kraju. Obejmuje on katolickie zakony i zgromadzenia zakonne istniejące w Argentynie. Pomógł w tym nowy arcybiskup Buenos Aires, który musiał to konsultować z papieżem Franciszkiem. Podkreślmy, że nie chodzi o żadne kanoniczne uznanie Bractwa, tylko o pomoc, by mogło prowadzić działalność duszpasterską w ramach prawa państwowego do czasu uregulowania jego statusu w samym Kościele. I, co ważne, wpisanie na listę instytutów życia konsekrowanego dotyczy wyłącznie Argentyny. Biskup Fellay nie krył wdzięczności dla Franciszka: „Nie ulega wątpliwości, że zaangażował się w naszą sprawę bardzo osobiście. Mogliśmy w inny sposób załatwić sobie uznanie ze strony państwa – ale zawsze odmawiałem, ponieważ jesteśmy katolikami i nie chcemy być traktowani jak sekta”. Spodziewanym rozwiązaniem sytuacji Bractwa jest nadanie mu statusu prałatury personalnej.
„Sobór niekatolicki”
Brzmi to obiecująco dla dalszych rozmów, ale jednocześnie trudno pominąć to wszystko, co sprawia, że rozmowy z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X nie należą do najłatwiejszych. Nawet Benedykt XVI, który zrobił wiele, by posunąć dialog z tradycjonalistami do przodu, musiał być rozczarowany ich uporem. Po odrzuceniu tzw. preambuły doktrynalnej, zawierającej pewne minimum w nauczaniu Kościoła, które Bractwo musi zaakceptować, by wrócić do pełnej jedności, również kard. Gerhard Müller, jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, wyraził wątpliwość, czy jakikolwiek dialog z tradycjonalistami będzie jeszcze możliwy. Tym bardziej nikt nie spodziewał się, że impas mógłby przełamać papież, który dla tych środowisk jest uosobieniem wszystkiego, z czym walczą. Trudność polega na tym, że po drugiej stronie jest niemal totalna kontestacja wszystkiego, co Duch Święty powiedział Kościołowi i przez wydarzenie Soboru Watykańskiego II, i przez całe nauczanie ostatnich papieży (chodzi zwłaszcza o ekumenizm, dialog międzyreligijny, wolność religijną, stosunek do Żydów i reformę liturgii).
Słuszna krytyka niewątpliwych nadużyć i wręcz skandalicznych wypaczeń soborowych reform, jakie miały miejsce na Zachodzie, doprowadziła jednak do podważenia samej istoty i ducha Vaticanum II. Abp Lefebvre zasłynął m.in. z takich przemówień: „Ten soborowy Kościół nie jest zatem katolicki. W jakim stopniu papież, biskupi, księża lub wierni przynależą do tego nowego Kościoła, w takim oddzielają się sami od Kościoła katolickiego. Kościół soborowy jest Kościołem schizmatyckim, ponieważ oddalił się od Kościoła katolickiego, który istniał zawsze. Ma on swoje własne, nowe dogmaty, swoje nowe kapłaństwo, swe nowe instytucje, swój nowy kult, wszystkie te rzeczy były już potępione przez Kościół w wielu oficjalnych i ostatecznych dokumentach”. (Czy takie postawienie sprawy nie jest de facto uznaniem, że mowa jednak o dwóch różnych wyznaniach?)
Fałszywe alternatywy
Dziś nie brak w Kościele środowisk, które zdają się skłaniać ku przekonaniu, że „historia przyznała rację” abp. Lefebvre’owi. Dowodem mają być puste kościoły na Zachodzie, brak powołań i robienie – owszem, bywa – teatru z liturgii. Jako koronny argument za tym, że ratunkiem dla Kościoła jest „powrót do Tradycji” (rozumianej zresztą w dość ograniczony sposób), traktuje się np. fakt, że co piąty wyświęcony w tym roku ksiądz we Francji wywodzi się z różnych stowarzyszeń tradycjonalistycznych (są wśród nich również te, które pozostają w jedności z Rzymem, jak np. Bractwo Kapłańskie św. Piotra). Tyle tylko, że równie duża liczba powołań i święceń pochodzi z seminariów paryskich, zreformowanych za czasów kard. Lustigera, bynajmniej nie w duchu tradycjonalistycznym, tylko jak najbardziej posoborowym (rozumianym dosłownie i wiernie, a nie jako „wariacje na temat”). Bo alternatywą dla liturgii przerobionej na miłe spotkanie rozrywkowe nie jest tylko tzw. Msza trydencka, ale również sprawowana godnie liturgia posoborowa. Tak samo alternatywą dla pojawiających się nadużyć ekumenicznych nie jest brak dialogu z chrześcijanami innych wyznań, tylko cierpliwe słuchanie siebie i dążenie do coraz pełniejszej jedności. Tym samym dążeniem kierują się kolejni papieże, w tym Franciszek, którzy zrobili już wszystko, by umożliwić lefebrystom powrót do jedności z Rzymem. Teraz piłka po stronie Bractwa św. Piusa X.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To właśnie modlitwa i ofiara ma największą siłę, a nie broń czy wojska.
Siostry koncentrują swoje wysiłki na wspieraniu rodzin w trudnych warunkach życiowych.