Bp Stefan Regmunt mówiąc o specyfice diecezji zielonogórsko-gorzowskiej podkreśla znaczenie doskonałej współpracy ze świeckimi jaka prowadzona jest tu od dziesięcioleci.
Mówimy o ludziach cierpiących. Jakie powinni mieć oni miejsce w zwykłej parafii?
- Człowieka cierpiącego trzeba widzieć na różnych płaszczyznach. Potrzeba jest warunków materialnych, ale przede wszystkim ludzi, którzy będą mu towarzyszyć. Wsparcia wymaga rodzina, która często nie jest w stanie sama otoczyć troską chorego. Potrzebny jest duszpasterz, który poświęci swój czas i nadzwyczajny szafarz, przynoszący Najświętszy Sakrament.
Jak by Ksiądz Biskup zinterpretował słowa z listu św. Pawła do Koryntian, gdzie jest mowa, że najsłabsze członki ciała, czyli i wspólnoty, winny być otoczone największym szacunkiem?
- W nawiązaniu do Ojca Świętego powiedziałbym, że nasza cywilizacja zdaje egzamin w postawie wobec człowieka słabego, tego który sam nie może sobie poradzić. A przez fakt większej bezradności, powołuje nas do stworzenia wspólnoty wokół niego.
Człowiek słaby i cierpiący ma tę samą godność, co ten silny i rozbudzony intelektualnie. Mimo ograniczonej sprawności, ma równy udział w zbawieniu świata, gdyż wszyscy jesteśmy powołani do budowania Królestwa Bożego. Obecność słabych i cierpiących została przewidziana w „ekonomii” Zbawienia. Podkreśla się, że oni szczególnie dopełniają udręk Chrystusa.
Osoby chore musimy widzieć przez pryzmat rodziny i parafii. Młodzież w naturalny sposób jest otwarta i gotowa do pomocy, co trzeba wykorzystać rozbudowując grupy wolontariatu. To okazja do doskonałej formacji chrześcijańskiej.
Służąc chorym nie możemy zapomnieć, że musimy towarzyszyć tym, którzy im służą: lekarzom, pielęgniarkom, farmaceutom. Formacja tych ludzi wchodzi w zakres troski Kościoła.
Episkopat oddelegował Księdza Biskupa do troski o duszpasterstwo służby zdrowia. W sferze medycyny pojawia się wiele nowych wyzwań. Polska wchodzi w samo centrum debaty na ten temat? Jaka winna być rola Kościoła?
- Kościół nie może zamykać oczu i odwracać się od spraw, które powinno się rozwiązać –
szczególnie w sferze bioetyki. Kościół musi towarzyszyć tym, którzy przeżywają cierpienie.
Jednak – i to zaznaczę z mocą - nie wszystko może się opierać na głosowaniu. Wartości nie mogą podlegać mechanizmom demokratycznego wyboru. Je się rozpoznaje i wybiera, a nie przegłosowuje.
Jesteśmy świadkami wielkiej debaty nad ustawą bioetyczna, także nad kwestią In vitro? Jakie jest stanowisko Księdza Biskupa?
- Za wcześnie, aby jednoznacznie ocenić ustawę proponowana przez posła Gowina. Nie wiemy, jaki kształt przybierze. Jednak wszelkie rozwiązania w sferze prawa muszą być poprzedzone sprecyzowaniem, co jest złem, a co jest dobrem. Najlepszą formą, kiedy małżonkowie nie mogą mieć dzieci – jest adopcja.
20 lat temu, będąc na Zachodzie Europy, spotkałem się z konkretnym przypadkiem skutków In vitro. Kobieta, która poddała się zapłodnieniu pozaustrojowemu, a które nie doprowadziło do poczęcia dziecka, popełniła samobójstwo. Zrodziło to tak wielki ból u męża, że poszedł w jej ślady. Do tego prowadzić może postawa, że musimy posiadać dziecko za wszelką cenę.
Przez wiele lat Ksiądz Biskup zajmował się z ramienia Episkopatu kwestią powołań kapłańskich. Jaki jest ich stan na dziś?
- Spadek poziomu powołań przewidywałem przed laty – na skutek niżu demograficznego. Jest bowiem pewna stała proporcja między liczbą zdających maturę, a tymi, co idą do seminarium. Inną przyczyną spadku jest jakość rodzin. Jeśli w danej diecezji jest wysoki wskaźnik rozwodów, będzie to skutkować malejącą liczbą powołań.