Wiesława Dąbrowska-Macura, sekretarz redakcji „Gościa Niedzielnego”- Środowisko oazowe mnie wciągało. Przy kościele było mi dobrze – mówi Wiesława Dąbrowska-Macura. - Decyzja o studiach teologicznych w Lublinie była konsekwencją działalności w ruchu Światło Życie.
Urodziła się w Białymstoku. Studia rozpoczęła w 1986 roku. Nie było mowy, że katecheza z powrotem wróci do szkół. Trudno było przewidzieć, na jaką pracę może liczyć teolog. - Nie oczekiwałam od Kościoła, że po studiach biskup w mojej diecezji będzie mnie witał z otwartymi ramionami i szukał dla mnie etatu w Kościele – śmieje się Wiesia. - Teologia to najciekawsze studia, jakie można sobie wymyślić. Gdybym miała wybierać jeszcze raz to na pewno wybrałabym tak samo.
Po studiach Wiesia trafiła na Śląsk, bo w Lublinie poznała Andrzeja, który obecnie jest jej mężem. Przez rok pracowała w szkole, ale – jak twierdzi – to nie było jej powołanie. - Zaczęłam szukać innej pracy – wspomina. - Pewnego dnia przeczytałam w „Gościu Niedzielnym” ogłoszenie. Redakcja poszukiwała korektorki. Od lipca 1992 pracuję w „Gościu Niedzielnym”, przez pierwsze cztery lata byłam korektorką.
Przełożeni zauważyli talent i profesjonalizm młodej teolożki. Zaczęła otrzymywać ambitniejsze zadania. Najpierw była redaktorem, a potem została sekretarzem redakcji, czyli osobą odpowiedzialną za ostateczny kształt gazety.
- Mój mąż twierdzi, że jestem pracoholiczką – wyznaje. - Ja jednak po prostu bardzo lubię swoją pracę i nie liczę czasu spędzonego w redakcji, jest mi w niej dobrze. Największa satysfakcję mam, gdy ktoś zadzwoni i dziękuję za jakiś tekst. Wiem, że to praca całego zespołu: dziennikarzy, studia graficznego, korekty i wielu innych. Ale telefony są kierowane do mnie. Chociaż więcej jest ich od niezadowolonych czytelników.
Fascynacja teologią sprawiła, że Wiesia obroniła doktorat z dogmatyki. Jest jedną z najważniejszych osób w redakcji „Gościa Niedzielnego”. - Gdy ktoś jest mądry nie musi walczyć o swoje prawa – zauważa. - Zespóldziennikarski jest w przeważającej części złożony z mężczyzn. Koledzy traktują mnie profesjonalnie. Nie musze walczyć o równouprawnienie w tym gronie.
Nigdy też nie spotkało mnie nic przykrego ze strony kapłanów. Także w Kościele nie usłyszałam, że nie mam nic do powiedzenia, bo jestem kobietą. Wiem, że zarówno szef jak i inni księża liczą się z moją opinią. Nie zgadzam się z tezą, że Kościół jest antykobiecy. Bóg stworzył nas mężczyznami i kobietami, byśmy wzajemnie się uzupełniali i pomagali sobie.