Rozmowa księdza Sławomira Czaleja z księdzem Piotrem Czerwonką, pallotynem pracującym jako misjonarz na Papui Nowej Gwinei.
Ks. Sławomir Czalej: Papua Nowa Gwinea to było Twoje marzenie misyjne?
Ks. Piotr Czerwonka: – Na początku marzyłem raczej o wyjeździe na misje do Afryki, do naszych placówek w Ruandzie lub Zairze... W 1991 roku. wyjechałem jednak do Papui, ponieważ to właśnie tam była potrzeba nowych kapłanów.
Papua kojarzy się nam z krajem dzikim, setkami języków i… ludożercami.
– Na pewno inaczej widzi się kraj z perspektywy Polski, a inaczej kiedy już się tam pracuje. Faktem jest, że w tym kraju są rejony bardziej i mniej bezpieczne. Nie jest jednak aż tak źle. Pracowałem na północy kraju w czterech parafiach. Jeżeli chodzi o języki, to według ostatnich obliczeń Instytutu Malezyjskiego – bo wyspa jest podzielona pomiędzy Indonezję i Papuę – istnieje na całej wyspie aż 846 języków! Pół żartem, pół serio mówimy, że to właśnie tam istniała wieża Babel. Tak wielka liczba języków świadczy o tym, że ci ludzie żyli w jakiejś wielkiej izolacji. W jednej parafii miałem taką sytuację, że przepływała tam rzeczka. Płytka, do kostek zaledwie. Po dwóch stronach ludzie mówili dwoma zupełnie różnymi językami. Coraz częściej w Papui ludzie posługują się obok angielskiego językiem pidgin, czyli uproszczoną, miejscową wersją angielskiego.
Pierwsi misjonarze chrześcijańscy dotarli do Papui Nowej Gwinei w 1896 r. Jak dzisiaj, po przeszło stu latach, to chrześcijaństwo wygląda?
– Trudno jest do końca oceniać. Niemniej wydaje się, że chrześcijaństwo jest wciąż ubraniem, pod którym skóra jest ciągle taka sama, a więc związana z dawnymi wierzeniami. Potrzeba jeszcze bardzo dużo czasu – bo jest to często drugie, trzecie pokolenie ludzi, którzy przyjęli chrześcijaństwo – żeby stało się ono dla mieszkańców Papui skórą właściwą. Ciągle ciężko się pozbyć pewnych zwyczajów, miejscowych rytuałów. Ponadto w niektórych parafiach, gdzie dojeżdżałem, udało mi się być jedynie raz na trzy miesiące. Co więc tak naprawdę znaczyła dla Papuasa chwilowa obecność księdza, nawet gdy wyspowiadał się i przyjął Komunię św. podczas Mszy? Na co dzień pracują tam katechiści, którzy przekazują prawdy wiary w sposób nieco zmiksowany z chrześcijaństwa i wierzeń lokalnych.
W czym ów „mix” się wyraża?
- Na przykład ludzie przychodzą do kościoła, przystępują do sakramentów zwłaszcza wtedy, gdy ktoś choruje albo umiera. Czyli jest to magiczne traktowanie liturgii. Obecność w kościele w niczym też nie kłóci się z wizytą u szamana. Ponadto mieszkańcy Papui mają swoje magiczne określenie na różne złe rzeczy, które się dzieją w ich życiu. Wypowiadają słowo „sanguma”, które w przybliżeniu oznacza, że ktoś posłużył się złym duchem. Ludzie ci zwyczajnie nie wierzą w naturalne procesy fizjologiczne, że ktoś może po prostu najnormalniej w świecie zachorować.