Afrykańska misja. Jeszcze w samolocie przypominały mi się skojarzenia z przeczytanych książek, obrazy z filmów. Z bliska Afryka okazała się zaskakująco inna.
Byłem gościem oczekiwanym
Rozmowa z biskupem tarnowskim Wiktorem Skworcem
Ks. Andrzej Turek: W jesieni był Ksiądz Biskup również w Afryce. Czy obecna wizyta jest podobna do tamtej?
Biskup Wiktor Skworc: – Na pewno wspólnym mianownikiem jest to, że odwiedzałem młode Kościoły, które się rozwijają i nadal potrzebują pomocy z zewnątrz.
Jaki był motyw podróży?
– Odwiedziny polskich misjonarzy. Jako przewodniczący KEP ds. Misji mam obowiązek interesować się ich życiem i posługą, czasem odwiedzać. Odpowiedziałem więc chętnie na zaproszenie misjonarzy z Republiki Środkowo-Afrykańskiej i Czadu, podobnie jak i na zaproszenie polskich żołnierzy strzegących pokoju na granicy sudańsko-czadyjskiej.
I jak przyjmowano Księdza Biskupa?
– Byłem gościem oczekiwanym. Zarówno przez miejscowych biskupów, jak i misjonarzy i wojskowych. Trzeba podziwiać polskich księży pracujących w Afryce, siostry zakonne i świeckich wolontariuszy, ich dokonania na polu ewangelizacyjnym i materialnym.
Biskupi afrykańscy bardzo szanują naszych misjonarzy, darzą ich zaufaniem, powierzają ważne zadania i odpowiedzialne funkcje. Trzeba też podziwiać naszych żołnierzy, działających w ramach EUFOR-u. Powitali mnie z serdecznością. Wielu było bardzo wzruszonych, z wiarą i radością uczestniczyli we Mszy świętej.
Co najbardziej utkwiło w pamięci?
– Na pewno odwiedziny naszego szpitala w Bagandu, spotkanie z Pigmejami w ich wioskach i wizyta u polskich żołnierzy. To były wzruszające, wręcz przejmujące dreszczem doświadczenia. Szpital - wybudowany i funkcjonujący dzięki ofiarom zebranym przed kolędników misyjnych - jest szeroko otwarty dla wszystkich, zwłaszcza dla kobiet i dzieci, dla Pigmejów, czyli grup społecznych najbardziej marginalizowanych w Afryce.
Pigmeje, traktowani są jako „podludzie”. Tylko Kościół chce się nimi zajmować. Misjonarze obejmują ich teraz posługą przed-ewangelizacyjną, opieką medyczną i edukacyjną. W ramach tej ostatniej dokarmiają też dzieci w szkołach. No i nasi żołnierze w misji pokojowej. Dzięki nim w rejonie Darfuru widziałem obozowiska uchodźców-całe miasta ludzi niczyich na pustyni. Świat wielkiej polityki i ekonomii ucieka od rozwiązania tego problemu.
Należy się wdzięczność żołnierzom WP, zapewniającym pokój na granicy RCA i Czadu, który jest w Afryce największą wartością. Ponadto nasi wojskowi-na miarę swoich możliwości- spieszą również miejscowym z pomocą humanitarną. Pod mundurami twardych mężczyzn, biją wrażliwe, słowiańskie serca.
Są już jakieś decyzje „powizytacyjne”?
– Myślę, że powinniśmy rozbudować szpital w Bagandou. Cieszy się on bardzo dobrą opinią. To swoisty ewenement: szpital w środku afrykańskiej dżungli wybudowany i prowadzony przez diecezję w Polsce. Możemy być z tego dumni. Niezwykle ważnym jest też kształcenie seminaryjne. Biskupi w Republice Środkowo-Afrykańskiej i Czadzie proszą o wykładowców do seminarium.
Chodzi m.in. o profesorów teologii moralnej i liturgiki. Trzeba będzie na wydziałach teologicznych szukać chętnych do podjęcia misyjnych wyzwań. Wydaje się, że dziś priorytetowym narzędziem pomagania Afryce, obok ewangelizacji, jest edukacja. Dzięki niej człowiek wydobywa się z nędzy, kształcony może zdobyć zawód i zyskać lepszy status społeczny.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»