Ludowa religijność przybiera czasem zaskakujące formy. Wystarczy, by jakiś nawiedzony emeryt zaczął głosić, że spotyka się z Jezusem albo Matką Bożą, a na pewno nie zabraknie ludzi mu wierzących. W prawie każdym województwie w Polsce jest wioska z lokalnym "wizjonerem". Jedyną jego pracą jest głoszenie co pewien czas fantazji – rzekomych przesłań z Nieba.
Niezależnie od ich treści nie brakuje mu wiernych, a nawet osób doznających uzdrowień. Jednym z bardziej szokujących przykładów są "objawienia" Janiny Stypki z Okołowic (gm. Koniecpol) koło Częstochowy.
Pani Stypka zaczęła miewać "widzenia" w wieku 69 lat. Wcześniej nic tego nie zapowiadało. Należała nawet do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wszystko zaczęło się w październiku 1986 roku. Modliła się w domu, gdy nastała piękna jasność i Pan Jezus, jako oraz Matka Boża pojawili się w kuchni. Kazali podać sobie taborety. Zapytali, czy mogą trochę posiedzieć. Gospodyni się zgodziła. Z czasem u pani Janiny zaczął bywać też święty Józef.
W odróżnieniu od innych "wizjonerów", którzy miewają "objawienia" zwykle pod jakimś drzewem albo koło źródła, Janina Stypka urządziła się wygodniej. Codziennie porozumiewa się z Niebem... telefonicznie. Rolę telefonu pełni krzyż wiszący na ścianie w sypialni.
Infantylne fantazje
Kilka lat temu "wizjonerkę" odwiedziła Joanna Lamparska, dziennikarka "Dziennika Wschodniego". Pani Janina przed odpowiedzią na każde pytanie udawała się do sypialni by telefonicznie skonsultować się z Matką Boską, czy wolno jej odpowiadać. "Nie od razu słychać czysty głos. Najpierw to jest tak, jakbym radio włączyła, szumy jakieś słychać i trzaski. Dopiero potem możemy rozmawiać. Bóg, jak chce, może nawet telefon z krzyża zrobić" – opowiadała z niezmąconą pewnością siebie 80-letnia wówczas pani Janina. Poza codziennymi telefonami do Nieba bywała również zabierana w przestworza. Opowiada, że Niebo znajduje się trzydzieści tysięcy kilometrów od Okołowic. W połowie drogi umieszczono natomiast piekło. W niebie na drzewach rośnie masło i chleb, a w piekle diabły mają kopytka. Matka Boża ma 170 cm wzrostu, a Pan Jezus 183 cm. Panią Janinę zabrał tam rakietą ze złota i szkła Archanioł Gabriel. Podróż w przestworzach trwała pół godziny. W Niebie wszyscy mówią po polsku. "Bo Pan Jezus nie jest żadnym Żydem, tylko Polakiem" – tłumaczy Janina Stypka. Opowieści pani Janiny są bardziej naiwne niż fantazje małych dzieci. Jak mogło dojść do tego, że ktoś jej uwierzył?
Hojne datki wiernych
Kiedy pani Janina była młodsza i bardziej energiczna, zadbała o to, by w wiosce ludzie dowiedzieli się o jej "objawieniach". 14 listopada 1990 roku zapowiedziała cudowność miejscowego źródełka. "To źródełko będzie służyć jako najwyższy lek ze wszystkich leków, jakie do tej pory służyły medycynie na całej kuli ziemskiej, bo już tym źródełkiem zakończymy walkę z tymi chorobami, które szalały po całej kuli ziemskiej..." – pisała w specjalnych odezwach. Opracowała harmonogram wizyt wiernych. Żeby ich bardziej zachęcić, wydawała kolejne orędzia. 13 lutego 1991 trochę postraszyła, że jedyną szansą uratowania grzeszników jest przybycie do źródełka i – jak się wyraziła – "żłóbka betlejemskiego tu do Okołowic po błogosławieństwo". Jeszcze więcej nadziei dała 26 kwietnia tego samego roku: "Która z kobiet przyjdzie tu do tego Betlejem, do Okołowic, to sąd ją minie. Będzie podlegać amnestii, choćby była grzeszna jak Judasz...".
No i wystarczyło. W następnych latach do Okołowic zaczęły przybywać tłumy z całej Polski. Cudownie uzdrowieni i nawróceni składali datki.
Jedna z uzdrowionych, pani Helena, postanowiła zacząć nowe życie i przeprowadziła się do domu, w którym Janina Stypka mieszka z siostrą. Podobnie postąpił nawrócony pan Krzysztof. Teraz domownicy, żyjący z datków wiernych, codziennie o 17 się modlą. Potem o 18 Janina Stypka udaje się do sypialni na telekonferencję z Niebem. Następnie zapisują "przesłania". Co tydzień, w czwartek, przyjmowani są wierni. Dawniej byli wpuszczani codziennie, teraz jednak "wizjonerka" chce trochę spokoju.
Wiernych szczególnie zmobilizowała prowadzona niegdyś przez panią Janinę akcja zapisywania na aniołów. Kto tylko chciał, był zapisywany w specjalnym zeszycie. Trzeba było tylko złożyć ślubowanie. "Kiedy przyjdzie koniec świata złych ludzi, Ojciec Święty poprowadzi swoją grupę świętych i biskupów, a ja powiodę moich aniołów" – opowiadała Stypka Janinie Lamparskiej. Na anioły zapisano ponad 1500 osób. Potem pani Janina zrezygnowała z zapisywania. Za dużo obowiązków spadało na jej siostrę. Pani Janina chodziła bowiem do szkoły tylko rok i nie zna wszystkich liter.
Teraz domownicy pomagają jej spisywać "przesłania". Może kiedyś uda się wydać książkę?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.