Św. Ignacy jak dobry trener wyznacza cel, daje motywację do walki, uczy rozkładać siły, rozpracowuje taktykę przeciwnika i organizuje obóz kondycyjny.
Generał innej armii
Franciszek Kucharczak
Gdy Stalin pytał ironicznie, ile papież ma dywizji, nie miał pojęcia, jak potężną siłą dysponuje Biskup Rzymu. Nie wiedział, że ma też jednostkę komandosów. 450 lat temu poszedł do nieba jej twórca – Ignacy Loyola.
Maj 1521 roku. Francuska armia otacza mury hiszpańskiej Pampeluny. Zbuntowani mieszczanie otwierają bramy. Bronią się tylko żołnierze w cytadeli. Wśród nich jest Inigo Loyola, młody baskijski szlachcic o gorącej głowie. Marzą mu się rycerskie czyny, chce zdobyć sławę. Teraz jednak, gdy widzi skierowane ku murom paszcze armat, wyznaje swoje winy towarzyszowi broni. Spowiednik „zastępczy”, ale grzechy najprawdziwsze. Inigo ma ich już nielichą kolekcję. Hazard, dziewki, pojedynki, nawet zbójecki napad – nieźle jak na adepta… stanu duchownego. Bo młodemu Loyoli, na znak przynależności do duchowieństwa, wystrzyżono na głowie tonsurę. Dawno już ślad po niej znikł pod – jak zanotuje biograf – „długimi, opadającymi na ramiona lokami”.
Twardziel
I oto zbliża się zwrot, jakiego Inigo nie podejrzewa. Na razie słyszy ogłuszający huk artyleryjskiej kanonady. W gorącym powietrzu fruwają kawały rozbitych kamieni, belki, dachówki i fragmenty ciał obrońców. Krew, kurz, rozdzierające krzyki. Cytadela broni się, ale to kwestia niewielu godzin. Zanim padnie, armatnia kula trafia Loyolę w nogi. Jedna zdruzgotana, druga poraniona.
Francuzi pozwalają zanieść go do rodowej posiadłości w Loyoli. Tam okazuje się, że złamana noga źle się zrosła. Trzeba łamać na nowo. Inigo nie wydaje z siebie nawet jęku. Kiedy przychodzi do siebie, okazuje się, że noga jest krótsza, bo jedna kość poniżej kolana zachodzi na drugą. To jest nie do przyjęcia, bo Inigo ma „bardzo dopasowane i eleganckie buty”, które koniecznie chce nosić. Więc co? Trzeba odpiłować kość. Na żywo, rzecz jasna.
Chirurdzy wykonują zlecenie i jako tako przywracają nodze dawny wygląd.
Rekonwalescencja potwornie się dłuży krewkiemu młodzieńcowi. – Przynieście mi książki! – żąda. Liczy na rycerskie powieści, ale w domu nie bardzo ceni się literaturę. Znajdują się tylko dwie książki: „Życie Chrystusa” i „Złota legenda” o świętych.
Cóż robić? Inigo bierze się do lektury. W miarę czytania narasta w nim głód innych czynów niż dotychczasowe. Szczególnie fascynują go postacie świętych Franciszka i Dominika. „Oni dokonali takich rzeczy, to i ja muszę” – tłucze mu się po głowie coraz wyraźniej.
Mulica, a niegłupia
Którejś nocy Inigo ma wizję. Widzi Maryję z Dzieciątkiem. Kiedy nastanie ranek, czuje ogromną odrazę do życia, które dotąd prowadził. Szczególnie do popełnionych „grzesznych uczynków ciała”.
Odbiera zaległy żołd i zaraz go rozdaje. Wsiada na mulicę i jedzie do sanktuarium w Montserrat. Rozmyśla o Bogu, o świętych, o pokucie. Po drodze spotyka Maura. Rozmawiają o Maryi, ale muzułmański rozmówca upiera się, że Matka Boża nie zachowała dziewictwa po urodzeniu Jezusa. Gdy się rozstali, w Inigu budzi się rycerz. „Jak mogłem nie bronić honoru Maryi?” – wyrzuca sobie. Chce dopędzić Maura i zabić go. Ale czuje jakiś opór. Wypuszcza więc cugle mulicy i pozwala jej iść swobodnie. Jeśli na rozwidleniu skręci w lewo, dopędzi bluźniercę i zasztyletuje. Jeśli w prawo, zostawi go w spokoju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).