publikacja 26.09.2008 11:24
Ks. Sopoćko został błogosławionym nie dlatego, że był spowiednikiem s. Faustyny, ale ze względu na to, jakim był spowiednikiem, kapłanem i chrześcijaninem – mówi ks. Henryk Ciereszko.
Maszyna do pisania do dziś stoi na biurku w dawnym pokoju księdza przy ul. Poleskiej 42 w Białymstoku, gdzie spędził ostatnie pięć lat życia i zmarł.
Jakub Szymczuk /Foto Gość
Podobnie było z okularami ks. Michała Sopoćki. Wielokrotnie je lutował, a potem dopasowywał szkiełka – mocne i na dodatek o różnych numerach. Bo ksiądz oszczędzał i niczego nie wyrzucał, dopóki całkiem się nie zepsuło. „Pan Józef zreperuje”– mówił, patrząc wymownie, i Józef Matysewicz musiał tak się starać, żeby zużyte przedmioty dalej chciały mu służyć. Maszyna do pisania, o której wspomniał, do dziś stoi na biurku w dawnym pokoju księdza przy ul. Poleskiej 42 w Białymstoku, gdzie spędził ostatnie pięć lat życia i zmarł. Co dziś można na niej napisać? Ksiądz po cichu wystukiwał teksty o Bożym Miłosierdziu, o którym zabroniono wtedy mówić. Więc może list do księdza, że kult Bożego Miłosierdzia ogarnął cały świat?
Ksiądz oszczędzał i niczego nie wyrzucał, dopóki całkiem się nie zepsuło. „Pan Józef zreperuje”– mówił. Jakub Szymczuk /Foto Gość
Pan Józef był specem od wszystkiego. A to instalował dzwonek do drzwi, a to spawał łańcuch do krzyża, który ksiądz musiał nosić jako kanonik kapituły katedralnej. Ale też podtrzymywał księdza podczas Mszy, kiedy ten czuł się słabo. – Jak Msze odprawiał, to z wielkim namaszczeniem, przy Przeistoczeniu podnosił ręce, trzęsące się, z Hostią, i to robiło wrażenie – pamięta żona Józefa, Teresa Matysewicz, która pomagała siostrom w kaplicy. – Kiedy postawiono ołtarz przodem do wiernych, stawał tak, żeby tabernakulum nie znajdowało się całkiem za jego plecami. Chciał, żeby na tym osiedlu powstał kościół Bożego Miłosierdzia, ale zamiast niego, zbudowano szkołę. No to dopingował do rozbudowy kaplicy. Sam nie mógł propagować kultu Bożego Miłosierdzia, ale zachęcał świeckich, żeby prywatnie odmawiali Koronkę i wprowadzili zwyczaj odmawiania jej w kościele farnym – opowiadają Matysewiczowie. „Jeszcze nie zrobiłem wszystkiego dla Miłosierdzia, mogę więcej” – powtarzał.
Kamasze i pomnik
– Czasem przychodził do kaplicy i zwierzał się ministrantom, jak to było z malowaniem obrazu Jezusa Miłosiernego przez Kazimirowskiego w Wilnie. Zakładał wtedy albę i pozował malarzowi – pokazuje obraz w ołtarzu kaplicy Józef Matysewicz. – Chrystus na obrazie ma jego ręce. Teresa Matysewicz poznała księdza podczas odmawiania Różańca w kaplicy: – Jedna siostra, taka raptuska, kazała mi poprowadzić Różaniec za zmarłych, ale odmówiłam, bo nie wiedziałam, jak to się robi. Ksiądz wyszedł z konfesjonału: „Dziecko, ja cię nauczę” i zabrał mnie na spacer. Wtedy ulica Poleska była jeszcze taką polną drogą, trzy razy nią przeszliśmy i już wiedziałam, jak to się robi. Do kaplicy i sióstr Świętej Rodziny, a teraz Jezusa Miłosiernego zawsze przychodzili potrzebujący wsparcia. Pani Teresa była świadkiem, jak ksiądz oddał swoje świeżo kupione buty bezdomnemu, który przyszedł po prośbie w szmatach owiniętych na nogach. – Gdy jedna z sióstr zaczęła narzekać, co zrobił, on spokojnie odpowiedział: „Ja mam buty, a on ich nie miał…”. I został w swoich starych kamaszach. – Tu dotąd zaglądają wierni, którzy przychodzili za czasów ks. Sopoćki – opowiada s. Dominika Steć. – Niektóre twarze można rozpoznać na zdjęciach z tamtych czasów, tyle że dziś są zmienione przez czas. Kiedy w sierpniu odsłonięto przed domem zakonnym pomnik księdza, wielu znających go komentowało: „Takiego go pamiętam w chwili zadumy”.
Ks. Michał Sopoćko - CV błogosławionego