Rajmund Kolbe urodził się w roku 1894. Jako młody chłopak wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Tu otrzymał imię Maksymilian. Studia filozoficzne i teologiczne odbył w Rzymie i tam też w roku 1918 przyjął święcenia kapłańskie.
Mimo to większość więźniów chciała żyć. Już sam ten fakt zasługuje na uwagę. Kłodziński i Ryn pisali: "Po przekroczeniu bramy obozu więzień stawał jakby na taśmie transportera, który nieuchronnie wiódł go do krematorium. Zdumienie więc budzi, zarówno u postronnego obserwatora, jak i u samych więźniów, fakt niespotykanej mobilizacji do przetrwania tej "fabryki śmierci". Postanowienie przeżycia obozu musiało być czymś najbardziej heroicznym w życiu człowieka, było bowiem wystąpieniem przeciwko nieludzkiej ideologii twórców tych obozów i ich systemowi".
Wielu byłych więźniów po wyzwoleniu podejrzewano, że przeżyli kosztem innych: kradnąc jedzenie, brutalnie walcząc o lepsze miejsce pracy, współpracując z SS jako funkcyjni przy zagładzie itp. Takie przypadki miały miejsce. F. Myłyk wspomina: "No cóż, byli niestety i ludzie tego rodzaju, że chcieli przetrwać, przeżyć obóz za wszelką cenę, zatracając przy tym własną godność osobistą. Ludzie ci zagubili się, zabrakło im wewnętrznego hartu i samozaparcia, poświęcili swoją godność i życie innych współtowarzyszy niedoli, aby sami mogli przetrwać".
Byli i tacy, którzy uważali, że większe znaczenie miała walka o zachowanie ludzkiej godności niż sama wola życia. Zadaniem obozów koncentracyjnych było nie tylko unicestwienie więźniów, ale także, jeszcze przed śmiercią, pozbawienie ich godności ludzkiej. Tak jak zwierzęta przeznaczeni byli do niewolniczej pracy. "Wiele działań byłych więźniów skutecznie przeciwstawiających się ludobójczym zamierzeniom hitlerowców miało swe źródło w dążeniu (...) aby w nieludzkich warunkach obozowych zachować człowieczeństwo w szeroko rozumianym tego słowo znaczeniu, tzn. humanitarne wartości, godność, życzliwość, zdolność do poświęcenia się, nabyte nawyki cywilizacyjne, dystans intelektualny wobec koszmaru obozowego...". Zachowanie człowieczeństwa przez więźnia, skazanego na nieludzkie bytowanie, budziło nierzadko respekt prześladowców. Mogło także uratować życie innemu więźniowi.
Skąd więźniowie mieli wewnętrzną siłę do walki o godność? Płynęło to z głębokiej ideowości, patriotyzmu, wiary religijnej, przekonania o nieuchronnym triumfie dobra nad złem, o klęsce Niemiec; myśli o bliskich przeciwdziałały apatii i depresji, zobojętnieniu i prostracji. Takie spojrzenie wpływało na zaniechanie zamiarów samobójczych. Znaczącą rolę odgrywały przede wszystkim relacje międzyludzkie. "W obozowym życiu na co dzień słyszało się skargę: "Pójdę na druty". Na szczęście te osoby, które tak mówiły, samobójstwa nie popełniały. Znacznie częściej akt samobójstwa był zaskoczeniem dla więźniów. Więźniarki, które miały się komu wyżalić na swoje nieszczęście i znalazły powierników swego cierpienia, łatwiej przetrwały obóz. Wystarczyło nieraz wyżalić się z "pójścia na druty", by nie musieć już tego realizować" - wspomina Z. Pracka-Raczyńska. Bliskie kontakty utrzymywały przy życiu, wyzwalały z samotności. Często proste słowa, uścisk dłoni, uśmiech odpędzały myśli samobójcze. Wspomnienie bliskich osób dawało niewiarygodną siłę przetrwania, a chęć ponownego ich zobaczenia mobilizowała wyczerpanych. Nie tylko pomoc materialna była potrzebna do przeżycia. Ogromne znaczenie miała więź duchowa, moralne wsparcie. Serdeczna więź była siłą, która często utrzymywała ludzi przy życiu. "To wiedziałam, że jeszcze jestem komuś potrzebna" - przypomina była więźniarka. Przykłady takiego wzajemnego ratowania się znam z opowiadań byłych więźniów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na czym polega model francuskiej laïcité i jakie są jego paradoksy?
Jej ponowne otwarcie i rekonsekracja nastąpi w najbliższy weekend.