Synaczek Henryk wpada do studniDzisiaj sanktuarium w Pszowie jest mniej głośne niż w dwóch poprzednich wiekach. Przychodzą tu jednak duże pielgrzymki z ziemi rybnicko-wodzisławskiej. Co niedzielę podczas wieczornego "Apelu" bazylika pęka w szwach.
Przeglądam karty "Kroniki Pszowa" ze świadectwami uzdrowionych z XVIII i XIX wieku. Nazwiska Czechów, Niemców, Polaków. Większość to prości ludzie - Wawrzyn Szymek, Bartek Utrata, Maria Goworek, Zofia Blaszka... Każdy ma opowieść o swoim bólu, o uzdrowieniu umierającego synka czy cudownym wyleczeniu ran odniesionych przy pracy na polu.
Szlachcic Gabriel Bogusław Osiecki spod Toszka na północy Górnego Śląska, mówił po polsku: - 7 sierpnia 1728 roku w czasie żniwa mój trzy lata stary synaczek Henryk do studnie wpadł na głowę. (...) Widząc go całego zimnego, już stwardniałego padłem krzyżem na ziemię i tak leżąc o pomoc do Boga i o ratunek do Panny Przenajświętszej głosem bolesnymech wołał. Teda małżonka moja Anna Małgorzata rzekła ku mnie: kandyż go albo do którego obrazu Panny Maryi go ofiarujesz, żebych ja też wiedziała, ażebyśmy jednaką ofiarę Pannie Maryi uczynili! - wspominał. Oddali dziecko Pszowskiej Madonnie. Wieczorem wyglądający na zmarłego chłopczyk jednak otworzył oczy.
Brat tego szlachcica, wielmożny Rudolf de Osiecki z Orzesza, też otrzymał w Pszowie jakieś wielkie łaski. Jakie? Rudolf dotarł do Pszowa już po odjeździe komisji. Ruszył więc za nią w pościg i dogonił we Frysztacie na Morawach. Komisja zapisała jednak o nim w aktach tylko: "3 mile za nami pędził, pragnąc niektóre cuda, które się z jego dziećmi przez ślub ku obrazowi NMP w Pszowie zdarzyły, opowiedzieć. Natrafiwszy na nas w Frystocie, opowiedział moc bardzo rozmaitych, osobliwych i spisania godnych łask zjednanych, lecz go już pod przysięgą nie przesłuchano, bo Doktora nie było, a już się ćmiło".
Doktor był członkiem komisji. Podobnie jak w przypadku dzieci wielmożnego Rudolfa, większość uzdrowień nie została opisana, więc nic o nich dzisiaj nie wiemy.
Smutek jak jasny pieronWnętrze kościoła jest dzisiaj ciemne, tylko w głównym ołtarzu widać rzęsiście oświetloną Pszowską Madonnę. - Z Jej uśmiechem jest ciekawa sprawa, bo... nie każdy go widzi! - zdradza ksiądz Szymik. - Ona się do Ciebie nie uśmiechnie, jeśli Ją tylko przypadkowo odwiedzisz, czysto "turystycznie". Ona się nie śmieje na zawołanie - twierdzi.
Podobno uśmiech Madonny dobrze widzą ci, którzy chodzą do kościoła i modlą się. - Ten uśmiech nie jest dla jakiejś grupy sztucznie wybranych ludzi. Dostrzegają go ci, którzy próbują żyć tak jak Ona. To znaczy, że im ten uśmiech widzisz wyraźniej, tym z Tobą duchowo jest lepiej! - mówi ks. Szymik. - Ale po tym, co powiedziałem, nikt się nie przyzna, że tego uśmiechu nie widzi! - śmieje się.
Według księdza Szymika uśmiech Pszowskiej Madonny nie ma nic wspólnego z chichotem nastolatki. - To jest głęboki uśmiech kobiety, która wiele w życiu przeszła, a mimo to potrafi się uśmiechać. Czy też uśmiecha się dlatego, ponieważ to, co przeszła, przeszła z Bogiem - mówi.
Ks. Szymik dostał kiedyś list, w którym ktoś napisał: "Jeżeli Pszowska Maryja się uśmiecha, to może jednak życie ma sens?". - Zauważ, jakie są w większości polskie Madonny: jedna ma szramy na twarzy, druga siedem powstańczych kul jako naszyjnik, kolejna płacze... A ta się delikatnie uśmiecha. To coś znaczy! To jest wielki dar dla Pszowa, a to święte miejsce dla Polski! - przekonuje ks. Szymik. - Jakie to aktualne! Dzisiaj przecież nie dziesiątkują nas epidemie, nie musimy kryć się po lasach, nie rozstrzeliwują nas, jak naszych dziadków. A mimo to smutek wisi jak jasny pieron nad współczesnym światem. Jakieś poczucie braku perspektyw, przyszłości, nadziei. Wyraźnie widzę, że ludzie rzadziej się śmieją, niż choćby jeszcze w latach 80. - mówi.
Skąd ten nasz smutek? - Może to ideologia konsumpcjonizmu i postmodernistyczne poczucie "wyczerpania możliwości wszystkiego" rodzi taki pesymizm? Nie wiem, przyczyny leżą bardzo głęboko, ale beznadzieja nie jest nigdy od Boga - sądzi ks. Szymik. - Ale można leczyć chorobę smutku u Tej, za przyczyną której już tyle razy ludziom na pszowskim wzgórzu wracała radość życia: odzyskiwali wzrok, słuch, zdolność chodzenia. Można ją leczyć w Sanktuarium Nadziei. Może Pszów znów nim się stanie?
grudzień 2002