Kuchnie ubogich - tylko w ubiegłym roku wydano w diecezji tarnowskiej 315 tys. gorących posiłków dla potrzebujących. Liczba ta stale wzrasta. Czy jadłodajnie Caritas wytrzymają proces ubożenia społeczeństwa?
Stołuję się tu od samego początku. Rodzice mi zmarli, w domu gaz odcięty – żali się pan Sebastian. – Gdyby nie ta kuchnia, to nie wiem, jak bym sobie radził, bo kraść przecież nie pójdę – dodaje. Sebastian od siedmiu lat przychodzi na gorącą zupę do kuchni dla ubogich w Brzesku. Takich placówek, jak ta, jest w naszej diecezji kilkanaście. Prowadzą je parafialne oddziały Caritas. Cicho, bezinteresownie i z wielką życzliwością wolontariusze i pracownicy pomagają codziennie tysiącom potrzebujących.
Caritas bez kartek
1 stycznia 1986 r. w kamienicy przy obecnej ul. Mościckiego w Tarnowie otwarto pierwszą diecezjalną kuchnię dla ubogich. Jej pomysłodawcą i dyrektorem był ks. Stanisław Saletnik. Posiłki przygotowywała s. Kamila Maciuszkiewicz, służebniczka starowiejska, w biurze pomagała s. Jordana, służebniczka dębicka. W tamtych latach w Tarnowie działała również, choć na mniejszą skalę, jadłodajnia przy klasztorze ojców bernardynów. – Funkcjonowały też kuchnie przy innych parafiach w diecezji, jednak nie ma zestawień, ile ich było i ile wydano posiłków, bo wiele rzeczy robiono wtedy nieoficjalnie – dodaje ks. Piotr Grzanka, wicedyrektor Caritas Diecezji Tarnowskiej.
Lata 80. nie sprzyjały prowadzeniu kuchni. Wedle oficjalnej propagandy komunizmu, w Polsce nie było głodnych. Na sklepowych półkach znaleźć można było tylko ocet, a żywność była na kartki. – Nieoceniona była wtedy pomoc z zagranicy – wspomina ks. Saletnik. – Z Austrii przysyłano nam używane, ale sprawne maszyny rolnicze, które sprzedawaliśmy, a uzyskane pieniądze szły na prowadzenie kuchni. Żywność dostawaliśmy z darów, pomagali nam również maltańczycy z Trieru. To wszystko pokazuje, jak Opatrzność czuwała – podkreśla. Kuchnia codziennie wydawała od 120 do 130 posiłków. Korzystali z niej bezdomni z parafii Tarnowa. Placówka działała do 1992 r.
„Smacznego” bez limitu
W niektórych jadłodajniach, jak w tej przy parafii Matki Bożej Szkaplerznej w Tarnowie, bezdomni dostają śniadanie. Większość częstuje jednak obiadem. – Co dzisiaj będzie na obiad? – pytam i z ciekawością zaglądam do dużego, 200-litrowego gara. – Pomidorowa z makaronem – odpowiada pani Jola, która czasami pomaga w kuchni św. Szymona ojców bernardynów w Tarnowie. Zupa wygląda apetycznie. – I na pewno jest smaczna.
Tu zawsze jest dobre jedzenie – mężczyźni czekający w kolejce rozpływają się w zachwycie. W kuchniach dla ubogich codziennie, od poniedziałku do piątku, a niekiedy również w sobotę przygotowywana jest zupa z tzw. wkładką mięsną. Do każdej porcji dodawany jest również chleb.– Zupy są bardzo pożywne, każda ma od 600 do 1000 kilokalorii – podkreśla Jerzy Maślanka, dyrektor Domu dla Bezdomnych Mężczyzn w Tarnowie, gdzie znajduje się diecezjalna kuchnia dla ubogich. Tutaj nie ma limitu porcji. – Dbamy, aby wystarczyło dla wszystkich, ale jak ktoś jest głodny, to może zjeść i trzy talerze zupy – zauważa dyrektor Maślanka.
Anioły Opatrzności
– O, widzi pani, na tym polu za oknem zakonnicy uprawią warzywa. Potem trafiają one na zupę dla bezdomnych – mówi s. Iwona z kuchni ojców bernardynów w Tarnowie. Własne warzywa to jednak rzadkość, częściej produkty są kupowane, czasami ofiarują je sponsorzy, zdarzają się też indywidualni darczyńcy lub zbiórki warzyw wśród parafian. – Przed chwilą jedna pani przyniosła główkę kapusty, wykorzystam ją jutro do zupy – cieszy się siostra żywicielka. Sponsorów nie ma wielu, bo do końca ubiegłego roku od darowizny trzeba było odprowadzać podatek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.