Obojętność to, czy nienawiść? Obojętność wobec życia? Czy nienawiść do życia? To są pytania o postawy ludzi.
Świat przyrody – i tej nieożywionej, i tej ożywionej. Czym się różnią? Góry majestatycznie wznoszą się ku obłokom. Rzeki – niby nieożywione, a wciąż w ruchu i nieprzewidywalne. Księżyc – wciąż ten sam, a zarazem zmieniający regularnie swój wygląd. Lasy na górach żywe. Nie tylko życiem drzew – nieraz mierzonym setkami lat. Żywe życiem krzewów, ziół, mchów, motyli, chrząszczy, gąsienic. Kozic, niedźwiedzi, orłów, pliszek i ptactwa wszelakiego. Życie...
Nieomal wszystko to mam za oknem (z wyjątkiem niedźwiedzi; orzeł trafia się rzadko, ale się trafia). Sarnia rodzina w modelu 2+2. Baraszkujące lisięta – nie pamiętam im wtedy spustoszenia w kurniku. I kotka już piąty dzień szukająca swoich małych, które, niestety, jakaś choroba uśmierciła.
A człowiek? A jego „małe”? Dzieci. Te dziś urodzone, zabawne w swoich genetycznie zapisanych reakcjach. I te większe. Roczne – jak Jasiek. Podchodzi tato z małym do komunii. Wyciągam rękę by pobłogosławić i pytam: Jasiek, czy to ty? Nie słyszy, patrzy w nieokreśloną dal. I nagle uśmiech prawie że naokoło głowy. Co miało znaczyć: To ja! Albo śliczna i dostojna pięciolatka. Zwykle przychodzi z dziadkiem po Mszy w ich intencji. Dziś przyszedł ktoś inny. Za chwilę ona, ale sama. O! – mówię – księżniczka Matylda! „Dziadek nie przyszedł, musiałam przyjść sama”. Witamy się poważnie i serdecznie. I żegnamy, księżniczka odchodzi.
A gdy życie się dopełnia... Jak chociażby u mojej Mamy. Była już po setnych urodzinach. Narzekała wtedy, biadoliła i mówi: „To już nie jest życie. To antyżycie”. Po chwili dodała: „Ale chciałabym jeszcze trochę pożyć...”
O cóż mi chodzi? O pytanie, co jest na drugim krańcu człowieczego stosunku do życia. Bo jest ten drugi kraniec. Dlaczego ten chłopak nad rzeką tłukł kijem jaszczurkę, która nie zdołała uciec? Tłukł dopóty, dopóki nie zrobił z niej miazgi. Dlaczego ktoś inny zniszczył przepiórkom gniazdo z jajkami? Dlaczego cesarz (król, książę) wojnę, która sama w sobie jest złem wymierzonym w życie, zamienił w krwawą jatkę dla swoich i tamtych drugich? Dumałem tak nad równiną Austerlitz i przy wzgórzach Sadowej. Nie znalazłem odpowiedzi.
Dlaczego bezkres Syberii stał się cmentarzyskiem setek tysięcy bezimiennych ludzi? Dlaczego pola i niebo nad Auschwitz są jak skondensowana Syberia, gorzej – bo ilość ofiar na jeden akr ziemi niepomiernie większa? Dlaczego w Hiroszimie wtopiono w rozpaloną atomem ziemię w jednym momencie ludne miasto? Dlaczego???
Dlaczego na stołach przeznaczonych dla witania nowego ludzkiego życia morduje się miliony dzieci? Dlaczego ludzie, którzy mają być aniołami życia, stają się potworami przemocy, bólu i śmierci? Na szczęście nie wszyscy, ani nawet nie większość. Ale skutki ich czynów przekraczają ludzkie wyobrażenie. I dlaczego piaskiem w oczy sypie się nam, normalnym ludziom, propagandowe hasła? Że to życie niegodne życia, bo genetycznie chore, w imię jakości życia należy je uśmiercić. Albo, że to życie nadliczbowe i ziemia (społeczeństwo, rodzina) nie będą w stanie się wyżywić. Albo, że to owoc gwałtu. Albo – i to straszne ze strasznych – matka go już nie chce, powód nieważny. Zresztą – lista podobnych argumentów (argumentów?) jest długa, a niektórych to pojąć się nie da. Chyba, że w optyce domu wariatów. Tyle, że tam mają kaftany bezpieczeństwa.
Bardzo niepokoi argument, iż nie należy poprawkami do ustaw „naruszać chwiejnego kompromisu” w tej sprawie. Pomijam już fundamentalną zasadę ludzkiego świata: „Nie zabijaj!” To nie jest aksjomat religijny – choć przez religie przyjęty. To głębokie jądro bycia człowiekiem. Innymi słowy: „Nie zabijaj znaczy nie zabijaj”. Kompromisy z tyranami zawsze kończyły się źle. Ot, chociażby kompromis z Hitlerem w roku 1938 (Monachium). Okazał się uwolnieniem totalnej agresji. A kompromis ze Stalinem (Jałta, Poczdam)? Ten odbija się nam czkawką do dziś. Kompromis w sprawie ochrony życia jest w istocie dziurą, przez którą może wyciec cała zawartość owej „ochrony”. Nieważne bowiem, czy dziura w dętce jest mała, czy wielka. Powietrze z dętki tak czy owak ucieknie. Zachowanie sejmu wydaje się ostatnio wierceniem takiej małej, maskowanej wstydliwie i niezauważalnej dziurki. Naprawdę, wstyd... To odkładacie sprawę ad calendas graecas, to dobieracie taki skład komisji i podkomisji (po cóż ta podkomisja?), żeby krzyku nie było.
I tu wracam do tytułowego pytania: Obojętność to, czy nienawiść? Obojętność wobec życia? Czy nienawiść do życia? To są pytania o postawy ludzi. Patrząc na relacje z różnych marszy i demonstracji w obronie tak zwanej wolności kobiet, widzę zdecydowanie nienawiść – w hasłach, w scenerii, w twarzach zebranych tam ludzi. I nie potrafię tej nienawiści zrozumieć. O ile w ogóle jakakolwiek nienawiść może być rozumna.
I obojętności nie brakuje. Było ponad 800 tysięcy podpisów, teraz obojętnie czekamy, a nienawidzący życia robią swoje, zakładając przysłowiowe białe rękawiczki zwane demokracją. Bo demos – czyli lud – obojętny. Została tylko kratos – czyli potęga. Czyja? – pytam.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.