Przegrana naszej reprezentacji na mundialu na pewno nie ma wpływu na to, jak my, Polacy, jesteśmy postrzegani w świecie.
No to nasza drużyna przegrała. Trzeci mecz będzie grą o pietruszkę. Albo - jak to już bywało - o honor. Bo już odpadliśmy z dalszych rozgrywek. Tragedia?
Czytając różne komentarze na temat tego co się stało, mam wrażenie, że tak. Sam, jako kibic naszej drużyny, też nie jestem z tego powodu szczęśliwy. Ale na zdrowy rozum... To przecież tylko sport, prawda? Sport, w którym piłka jest okrągła, a bramki są dwie i wiele niespodziewanego się może zdarzyć. Teoretycznie przed zawodami lepsi w bezpośredniej konfrontacji też nieraz przegrywają. Tak to już jest i nie ma co rozdzierać szat. A że akurat przegrała nasza drużyna... E, to może i lepiej. Nie w Kolumbii zastrzelono swego czasu piłkarza za słaby występ na mundialu?
Po prostu niepotrzebnie występy naszych sportowców, a zwłaszcza piłkarzy, traktujemy trochę jako miernik wartości nas samych. Wynika to pewnie z niskiej samooceny. Samooceny nas jako społeczeństwa. Choć obiektywnie odnieśliśmy w ostatnich dziesięcioleciach wielki sukces, subiektywnie odczuwamy to inaczej. Może także z powodu ciągłych sporów w polityce, w których w im gorszym świetle przedstawi się sytuację, tym dla będących akurat w opozycji lepiej. Dlatego potrzebujemy zwycięstw sportowców. Grzejemy się w ogniu ich chwały, ich sukcesy uważamy za własne. Gdy przegrywają przedstawiciele mniej popularnych dyscyplin, udaje nam się jeszcze machnąć ręką i od porażki odciąć. Za to gdy przegrywają piłkarze, nasi reprezentanci w grze rozpalającej emocje na niemal całym świecie, czujemy się upokorzeni. Jakbyśmy byli nieudacznikami. To dlatego tak mocno się na naszych piłkarzy obrażamy. I stąd te surowe oceny, ostre słowa, nadrabianie złośliwymi memami, choć przecież nikt z nas lepiej od nich w piłkę nie gra.
A wynik piłkarskiego meczu z wartością nas jako polskiego społeczeństwa nie ma nic wspólnego. I podobnie jak my, polscy kibice, nie uważamy, że ci, których reprezentacje przegrywają w piłkę nożną, są gorsi, tak nikt na świecie przy zdrowych zmysłach nie myśli po porażce naszych piłkarzy o nas. Na podziw, zazdrość, lekceważenie czy pogardę świata wobec nas wpływ ma wiele różnych czynników. Takich jak pracowitość, zaradność, życzliwość, otwartość, poczucie humoru i wiele innych. Nie sposób tu wszystkie wymienić, ale na pewno nie ma wśród nich wyników piłkarskiej reprezentacji.
Te przegrane z kretesem mistrzostwa powinny stać się dla nas (kolejną) lekcją, że poczucie wartości nas samych i naszej narodowej dumy powinniśmy budować na czymś innym niż na wynikach naszych sportowców - piłkarzy, siatkarzy, skoczków narciarskich. A jeśli jako społeczeństwo będziemy leniwi, kłótliwi, roszczeniowi itd., itp., to nawet dobre samopoczucie spowodowane zdobyciem przez „naszych” mistrzostwa świata będzie tylko „samopoczuciową protezą”.
Ten problem nie dotyczy zresztą tylko społeczeństw w wymiarze świeckim. Podobnie bywa z nami, chrześcijanami. Też miewamy tendencje do upatrywania własnej wartości nie w osobistej świętości, ale w świętości naszych braci i sióstr w wierze. I dlatego tak bardzo nas boli, gdy ktoś, kto święty być powinien - ksiądz, zakonnica - takim nie jest. Stąd łatwe obrażanie się na Kościół. Tymczasem to, czy jesteśmy porządnymi chrześcijanami, czy nie, zależy od nas samych; od tego jacy my sami jesteśmy, nie od tego jacy są inni. I od nas samych zależy też, co o chrześcijanach myślą ci, którzy w Chrystusa nie wierzą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.