Czy nie lepiej – zamiast listy piosenek zakazanych – wskazać na pieśni podczas liturgii, nie tylko zaślubin, zalecane.
Pewnie trzeba będzie do tego się przyzwyczaić (a przyzwyczajenie jest podobno drugą naturą), że na naszym podwórku najczęściej nie jesteśmy zainteresowani tym, czym żyje cały Kościół. Co ma swoje konsekwencje. Z przerażeniem obserwowałem oceny pod informacją o publikacji mającego być podstawą refleksji jesiennego Synodu Instrumentum laboris. Nie mam najmniejszego pojęcia na jakiej podstawie, według jakiego klucza, dla wielu czytelników tekst, a i zapewne sam dokument, są bardzo słabe. Mimo woli chce się przyznać rację twierdzącym, że swego czasu mieliśmy nadzieję spolonizować Rzym, a gdy to się nie powiodło, odwróciliśmy się plecami.
Odwracanie się plecami nie zawsze musi prowokować dyskusja nad Amoris laetitiae czy stosunek papieża do uchodźców. Choć przyznać trzeba, są to dość wrażliwe tematy. Przyznajmy, pobudzające intelekt i wyobraźnię mediów, pewnych dość elitarnych środowisk, natomiast na poziomie parafii, zwłaszcza tradycyjnej, nie wzbudzające szerokiego zainteresowania. Tu, co widać na przykładzie propozycji tarnowskiego Synodu, żyje się problemami bardziej przyziemnymi. Jak to, proszę księdza, to już Alleluja na ślubie nie można zaśpiewać? Jeśli będzie w Wielkim Poście – odpowiadam przekornie – nie będzie można. Ale wie ksiądz, chodzi o te modne ostatnio, co tak Internet podbijają…
Słusznie ktoś w komentarzach zauważył: czy nie lepiej – zamiast listy piosenek zakazanych – wskazać na pieśni podczas liturgii, nie tylko zaślubin, także chrztu i pogrzebu, zalecane. A z tym będzie problem. I to duży.
Zajrzyjmy do najbardziej popularnych śpiewników. Będą w nich pieśni na poszczególne okresy roku liturgicznego, eucharystyczne, do Serca Pana Jezusa, Matki Bożej i świętego Józefa; w nowszych z podziałem na towarzyszące procesji wejścia, z darami, komunijnej i uwielbienie po Komunii świętej. Ale nie spotkałem śpiewnika, zawierającego propozycje śpiewów do celebracji sakramentów świętych. Więcej, nie słyszałem, by takowe ktoś skomponował, a stosowna komisja do użytku zatwierdziła. Ratują się więc organiści jak mogą, podpierając pieśniami przygodnymi i ulegając często naciskom młodych. Bo przecież klient nasz pan.
Tymczasem w uznawanej przez nas za laicką Francji dla samej celebracji sakramentu chrztu skomponowano w ostatnich dziesięcioleciach osiem tak zwanych Mszy. Jest w czym wybierać.
Póki gotowych kompozycji nie ma trzeba zastosować jakie kryteria wyboru. Dyskusja nad nimi zawsze poróżni zwolenników tak zwanej górnej półki i wszystkiego, co jest związane z popkulturą. Nie od dziś zresztą. Drgawek nerwowych dostawałem przed laty, gdy liturgia pielgrzymkowa ubogacana była śpiewem „O Maryjo, o Maryjo, moja Matko…” Wystarczyło przymknąć powieki i odżywały wspomnienia wakacyjnych biesiad z nieodłącznym Kesera… To nie jedyna dzieląca dyskutujących różnica. Na przełomie XIX i XX wieku, gdy Ratyzbona toczyła spór z Solesmes, w którym jedna strona kładła nacisk na klasyczną polifonię, druga na chorał, w parafiach królował śpiew ludowy. I miał się nieźle.
Dziś w sposób wyważony trzeba wybierać między tym, co jest niewątpliwym skarbem Kościoła, a tym, co pozwala przeżyć i zrozumieć tajemnicę wiary przez współczesnego człowieka. Należy robić to w taki sposób, by z jednej strony liturgia nie zamieniła się w muzeum czcigodnych pamiątek, z drugiej zaś nie utonęła w pozbawionej sacrum muzyce z motywami popowymi. Przed tym niebezpieczeństwem przestrzegał w ubiegłym roku Franciszek w przemówieniu, wygłoszonym przy okazji sympozjum, poświęconemu pięćdziesięcioleciu instrukcji Musicam sacram. Gdzieś w tle pojawia się problem formacji. Bo z muzyką jest jak z kwietnymi dekoracjami. Można ustawić przed ołtarzem „miotłę” i nikomu nie będzie to przeszkadzać. Do czasu. Po miesiącach, czasem latach pracy taki okaz spotka się ze zdecydowaną dezaprobatą. Zatem nie zaczynajmy od listy zakazów. Dajmy szansę kompozytorom, twórcom i wychowujmy. Bo sama lista nie sprawi, że ludzie przestaną naciskać na księży i organistów. Przeciwnie, owoc zakazany podobno smakuje bardziej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).