Bez terapii szokowej

O tym, jak połączyć w parafii stare z nowym, nie wylewając przy tym dziecka z kąpielą, z o. Bogdanem Kocańdą OFM Conv rozmawia Marcin Jakimowicz.

Reklama

Marcin Jakimowicz: Ewangelizacja na blokowiskach to obrazek, który stał się już duszpasterską „klasyką gatunku”. A na wsi, gdzie wszyscy spotkają się jutro pod sklepem?

O. Bogdan Kocańda: Te granice się zacierają. Wieś bardzo się zmienia. Mieszkańcy wiosek należących do naszej parafii coraz rzadziej zajmują się uprawą ziemi. Pracują w mieście. Zmienia się ich mentalność i podejście do Kościoła, kapłanów. Coraz częściej powtarzają w domach to, co usłyszeli w pracy czy wyczytali w internecie. Gdy trafiłem do Rychwałdu, nie zacząłem z „grubej rury” prowadzić duszpasterstwa w duchu nowej ewangelizacji.

Spłoszyłby Ojciec wiernych, którzy nie lubią terapii szokowej?

Bardzo nie lubią. Pamiętajmy, że mówimy o góralach.  (śmiech) Zacząłem pracę w domu rekolekcyjnym. Na kursy, rekolekcje przyjeżdżali ludzie z całej diecezji. Po latach wytworzyło się środowisko i to ono zaczęło ewangelizować.

Jak górale patrzyli na takie nowinki?

Dziwili się. Zadawali wiele pytań. A ponieważ początkowo nie mieli odwagi zapytać osobiście proboszcza, czasami rozmawiali za moimi plecami…

Żywiecczyzna szemrała jak górski potok...

Tak. (śmiech) Potem ludzie zaczęli się oswajać. Przychodzili na Msze z modlitwą o uzdrowienie. Z czasem kościół wypełnił się po brzegi.

Jak opowiedzieć mieszkańcom wsi w sposób nowoczesny Dobrą Nowinę, by nie podeptać niezwykle cennej formy ludowej pobożności?

Choć w Rychwałdzie pracuję już czternaście lat, proboszczem jestem dopiero od sześciu. Bardzo cenię ludową pobożność. Mamy dwa rodzaje wspólnot: tradycyjne (działające przy parafii) i ewangelizujące (związane z domem rekolekcyjnym).

Wyczuwa się między nimi wysokie napięcie?

Nie! Współpracują, prowadzą wspólne dzieła. Pamiętajmy, że Kościół oddycha dwoma płucami: Tradycji i tego, co dziś mówi do niego Duch Święty. Te światy absolutnie się nie wykluczają.

Czy metody, które sprawdzają się w ramach akcji „Bóg w wielkim mieście” wśród ludzi pędzących na stację metra, zdają egzamin w scenerii rodem z programu „Rolnik szuka żony”?

Nie. I powiem więcej: nie muszą. Potrzebujemy dwóch płuc. Tradycji i nowej ewangelizacji. Dzięki nim Kościół wzrasta, nie grzęźnie w stagnacji, ale zmierza krok po kroku do królestwa niebieskiego.

Co spaja te światy?

Maryja. Z właściwą sobie delikatnością łączy nowe i stare. Na nabożeństwie fatimskim nie da się wcisnąć szpilki: przy ołtarzu modli się czterdziestu kapłanów, przyjeżdża pięć tysięcy ludzi (sama parafia liczy dwa). Widzę mnóstwo młodych. Trudno zaparkować samochód, więc pozwalamy, by wierni ustawiali auta w niezagospodarowanej części cmentarza. Uczę się łączyć stare i nowe. Mamy przy kościele wielki namiot, w którym latem prowadzimy akcje ewangelizacji w Beskidach, od nas wyszła propozycja spotykania się na górskich szczytach.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama