Skąd wzięły się oskarżenia, że polityka Watykanu wobec Chin ociera się o… zdradę tamtejszych katolików? Próba uregulowania patowej sytuacji Kościoła w Państwie Środka wywołuje dziś skrajne emocje.
Od 15 do 20 lat więzienia. Tyle średnio odsiaduje w Chinach biskup katolicki, który nie współpracuje z komunistyczną władzą. Taki los spotkał m.in. występującego jako „Biskup C” bohatera wywiadu zamieszczonego w książce Marka Miravalle’a „The seven sorrows of China” (Siedem smutków Chin). Lata spędzone w obozie pracy, „harowanie jak koń” i „jedzenie tego, co tylko świnie i psy zazwyczaj jedzą”, to cena, jaką zapłacił biskup za wierność Rzymowi. Z kolei bp Cosma Shi Enxiang spędził w więzieniu łącznie 54 lata; nieoficjalnie mówiono o jego śmierci parę lat temu, ale władze nie chciały tego potwierdzić. Największym „przestępstwem” biskupa była odmowa przystąpienia do Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików, kontrolowanego przez komunistyczne władze. Pod takim samym zarzutem zatrzymano w 2000 r. bp. Johna Gao Kexiana z prowincji Shangdong. Zmarł w więzieniu po 5 latach…
Podobne przykłady można mnożyć. Przywołują je dziś osoby, które z niezrozumieniem i niepokojem śledzą kolejne kroki watykańskiej dyplomacji w relacjach z władzami chińskimi. Zarzucają Watykanowi, że jest gotowy uznać biskupów z tzw. Kościoła Patriotycznego, czyli wyznaczonych przez chińskie władze, a biskupom „podziemnym”, płacącym dotąd ogromną cenę za wierność papieżowi, każe ustąpić. Zarzut brzmi poważnie, zwłaszcza że formułuje go m.in. emerytowany biskup Hongkongu, kard. Joseph Zen Zekiun. Na swoim blogu opublikował list, w którym napisał m.in.: „bracia i siostry żyjący w Chinach kontynentalnych zrozumieli, że Watykan jest gotowy skapitulować przed chińskimi władzami”.
Czy nie jest to oskarżenie zbyt daleko idące? Czy nie znając wszystkich szczegółów trwających rozmów, mamy powody, by wylewać dziecko z kąpielą? Bo alternatywą dla prowadzenia jakichkolwiek rozmów z władzami chińskimi jest utrzymanie status quo, które powoduje nie tylko trudności administracyjne, ale pozostawia tysiące katolików w sytuacji konfliktu sumienia. Czy Watykan ma szansę znaleźć złoty środek w relacji z Państwem Środka, które od dziesięcioleci stanowi prawdziwy aparat ucisku dla katolickiej mniejszości?
Nic nowego?
Dla Kościoła katolickiego w Chinach punktem zwrotnym był rok 1957. Wtedy władze komunistyczne, które rządziły krajem od 8 lat, postanowiły całkowicie podporządkować sobie duchowieństwo i świeckich. Powstało Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików, całkowicie zależne od komunistów. Cel był prosty: doprowadzenie do zerwania Kościoła w Chinach z Watykanem. Odtąd to państwo miało decydować, kto zostanie biskupem, i wydawać dekrety zezwalające na działalność religijną. Pod warunkiem poparcia dla państwa komunistycznego i rezygnacji z kontaktów z Rzymem. Był to oczywisty szantaż, który musiał doprowadzić do podziału w Kościele na tych, którzy podporządkowali się władzy, i na tych, którzy wybrali życie w podziemiu, zachowując jedność z Rzymem, ale narażając się na szykany, lata spędzone w obozach pracy, a nawet śmierć. Ta sytuacja trwa do dzisiaj mimo różnych zmian i różnego nasilenia represji. Konflikt sumienia powstaje u wielu katolików, którzy uczestniczą we Mszach odprawianych przez księży czy biskupów z „oficjalnego” Kościoła. Właściwie Episkopat Chin nie jest formalnie uznawany przez Watykan, ponieważ część biskupów została wyświęcona bez zgody papieża.
Sprawa jednak jest złożona, bo już Jan Paweł II, chcąc uniknąć narastania podziałów wśród katolików chińskich, zaczął uznawać święcenia niektórych biskupów wyznaczonych przez państwo. Wprawdzie sakra w Chinach dokonywała się bez zgody Watykanu, ale część „nieprawych” biskupów zwracała się później do Rzymu z prośbą o uznanie ważności święceń. Oczywiście to nie zmienia faktu, że nadal są biskupi, którzy nie poprosili o akceptację Stolicy Apostolskiej. Watykan dotąd twierdził, że trzeba uznać ich za „nieprawowitych, ale ważnie wyświęconych”, pod warunkiem że otrzymali sakrę od ważnie wyświęconych biskupów. Papież Benedykt XVI w liście do chińskich katolików z 2007 r., rozumiejąc, jak trudna i złożona jest sytuacja wiernych w Chinach, zachęcał katolików, żeby uczestniczyli w liturgii sprawowanej przez „prawowitych biskupów”, ale jednocześnie dodawał: „Jeśli byłoby to niemożliwe bez uniknięcia poważnej dla nich niedogodności, ze względu na ich duchowe dobro”.
Wierność „przepłacona”?
Obecnie wygląda na to, że Watykan jest rzeczywiście gotowy zrobić krok dalej. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że Stolica Apostolska i władze chińskie wypracowały już kompromis w sprawie nominacji biskupów. To główny przedmiot rozmów dotyczący trzech zasadniczych problemów: przyszłego decydowania o wyznaczaniu nowych biskupów, akceptacji biskupów nieuznanych przez Watykan i akceptacji biskupów nieuznanych przez rząd chiński. – Z informacji tych wynika, że dwaj nieuznani przez władze biskupi – Zhuang Jianjian z diecezji Shantou w prowincji Guangdong i Guo Xijin z Mindong w prowincji Fujian – zostali poproszeni przez wysłannika Stolicy Apostolskiej o rezygnację z kierowania diecezją, co umożliwiłoby wyznaczenie w niej innego biskupa, uznanego przez obie strony. Dotychczasowi biskupi byliby uznani przez władze chińskie jeden za biskupa emeryta, a drugi za biskupa pomocniczego – mówi GN o. Piotr Adamek SVD, dyrektor instytutu sinologicznego Monumenta Serica w Sankt Augustin w Niemczech. – O ile prośba Watykanu o rezygnację z urzędu biskupa, czy ewentualne przebaczenie w stosunku do nielegalnie wyświęconych biskupów, nie byłaby niczym nowym, o tyle nie oznacza to, że ewentualną zmianę biskupa uznają wierni diecezji zdecydowanie nieufni w stosunku do oficjalnego biskupa – dodaje werbista.
Tego nie należy lekceważyć – trwający w wierności papieżowi w podziemiu katolicy mogą poczuć, że za wierność trochę „przepłacili”. – Dialog Stolicy Apostolskiej z władzami chińskimi (czy nawiązanie relacji dyplomatycznych) nie jest, również wśród większości wiernych ze wspólnot podziemnych, potępiany. Krytykowane lub potępiane będą konkretne decyzje Watykanu dotyczące wspólnot podziemnych, odbierane jako „ofiara” dla osiągnięcia porozumienia. Takie decyzje mogą być przez wiernych bojkotowane – mówi o. Adamek. – Bolesne doświadczenia Kościoła budzą uzasadnione obawy przed dalszą ingerencją państwa w życie Kościoła. Dlatego kard. Zen z Hongkongu, a także wielu duchownych i wiernych wspólnot „podziemnych” apelują o ostrożność lub postulują odrzucenie dialogu z władzą. Podział na „Kościół podziemny” (wierny Ojcu Świętemu) i Kościół Patriotyczny (uległy rządowi) jest uproszczeniem, gdyż lokalna sytuacja Kościoła jest bardzo różnorodna. Niektóre oficjalnie nieuznane przez państwo diecezje utrzymują od dziesięcioleci dobre relacje z miejscowymi władzami, inne „zarejestrowały się” w ostatnich latach, zachowując dotychczasową „autonomię”. Wspólnoty „podziemne” są głęboko wierzące i żywe, ale też bardzo podzielone między sobą. Dlatego tak ważne jest w Kościele w Chinach pojednanie i szukanie bardziej tego, co łączy, niż tego, co dzieli – dodaje werbista i sinolog.
Chodzi o jedność
W całym tym wewnątrzkościelnym sporze o politykę wobec Chin pozostaje pytanie, które działania watykańskiej dyplomacji mają akceptację papieża Franciszka, a które (jeśli są takie) odbywają się z pominięciem jego woli. Kij w mrowisko wsadził wspomniany kard. Zen, który na blogu opisał swoją rozmowę z papieżem po tym, jak wysyłał do niego listy w sprawie negocjacji strony watykańskiej z chińską. Najważniejsze z jego relacji wydaje się pytanie, jakie zadał Franciszkowi: czy miał w ogóle czas zająć się sprawą rozmów z Chinami, czy też dzieje się to wszystko poza nim? Papież miał odpowiedzieć: „Tak, powiedziałem im (swoim współpracownikom w Watykanie), by nie tworzyli kolejnego przypadku Mindszentyego” (prymasa Węgier w okresie komunistycznej dyktatury).
– Ojciec Święty jest otwarty na dialog z rządem chińskim. Nie ma też powodu, by wątpić w to, że jest informowany o treści rozmów watykańskiej delegacji i rządu chińskiego. Jego słowa o kard. Mindszentym oznaczają, że jest świadomy problemów związanych z przygotowywanym porozumieniem i że nie chce powtórki sytuacji z Węgier lat 60. – komentuje ten wątek o. Piotr Adamek SVD. Jego zdaniem między dwiema skrajnościami – całkowitym odrzuceniem dialogu i naiwną zgodą na wszystko, czego żądają komuniści – jest jednak miejsce na porozumienie.
– Warto pamiętać, że Chińczycy są mistrzami układów, gdy widzą w nich korzyść dla siebie. W tym wypadku może być nią lepszy wizerunek Chin na arenie międzynarodowej i być może również mniej konfliktów religijnych wewnątrz kraju. Od obecnego dialogu nie można oczekiwać zbyt wiele, ale nie można też kapitulować. Można natomiast dyskutować o praktycznym podejściu do problemów takich jak np. nominacja biskupów. Wprawdzie nierealne jest w obecnej sytuacji politycznej osiągnięcie pełnej jurysdykcji Watykanu w tym zakresie, ale częściowe uznanie władzy Stolicy Apostolskiej i uporządkowanie wyznaczania biskupów mogłyby okazać się pozytywnym krokiem – uważa werbista.
Trudno w tym wszystkim pominąć to, co o całym procesie mówi szef watykańskiej dyplomacji, kard. Pietro Parolin. W obszernym wywiadzie dla „Vatican Insider” stwierdził m.in.: „Komunia między Biskupem Rzymu a wszystkimi biskupami katolickimi dotyczy sedna jedności Kościoła: nie jest to sprawa prywatna między papieżem a biskupami chińskimi lub między Stolicą Apostolską a władzami cywilnymi. Głównym celem Stolicy Apostolskiej w trwającym dialogu jest właśnie zapewnienie komunii w Kościele, w oparciu o prawdziwą tradycję i stałą dyscyplinę kościelną. W Chinach nie ma dwóch Kościołów, ale dwie wspólnoty wiernych powołane do podjęcia stopniowego procesu pojednania ku jedności. Nie chodzi zatem o utrzymanie odwiecznego konfliktu między przeciwstawnymi zasadami i strukturami, ale o znalezienie realistycznych rozwiązań duszpasterskich, które pozwolą katolikom żyć wiarą i kontynuować dzieło ewangelizacji w konkretnym kontekście chińskim”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).