Mimo młodego wieku przebył już długą i trudną drogę. Teraz, jako ukraiński katolik i organista w polskiej parafii, nie boi się przyszłości. Bóg wyraźnie pokazał mu swoją ojcowską opiekę.
Dwudziestodwuletni Jurij przyjechał do Polski 3 listopada 2017 roku. Trafił do Sulistrowic pod Ślężą, gdzie pracuje weekendami w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa jako organista. W tym zawodzie chce się rozwijać i wiąże z nim swoją przyszłość nie tylko dlatego, że z wykształcenia jest muzykiem i muzykę kocha. Przede wszystkim pragnie służyć swoim talentem Bogu i braciom w wierze. Niesamowite duchowe i fizyczne podróże ukształtowały człowieka dojrzałego, świadomego katolika, a także znającego swoją wartość i skorego do rozwoju muzyka.
Chrześcijaństwo formalne
Jurij pochodzi z Donbasu. Razem z rodzicami od 12. roku życia mieszkał w Doniecku. Matka Ukrainka jest wyznania prawosławnego, ale nie praktykuje swojej wiary, natomiast ojciec Rosjanin to zagorzały ateista. – Zawsze był przeciwko mojemu chodzeniu do cerkwi. Kiedy w 10 klasie udałem się na modlitwy, zdenerwował się i powiedział, że jeśli jeszcze raz tam pójdę, on wytłumaczy wszystko księdzu, ale pięścią – opowiada Jurij.
W dzieciństwie został ochrzczony i bierzmowany, ale nie przystąpił do Komunii Świętej. Jak dodaje, do Boga przyciągnęły go… pieniądze. Ponieważ miał ładny głos, zatrudniono go jako śpiewaka w chórze cerkwi prawosławnej. To było dla Jurija cenne doświadczenie muzyczne, ale i okazja do zarobienia paru groszy.
– Wtedy moja relacja z Bogiem zaczęła się powoli układać, aż w pewnym momencie zobaczyłem masę okropnych sytuacji z udziałem kapłanów i wiernych prawosławnych. Chodzi o niezdrowe relacje. Zetknąłem się z bardzo formalnym chrześcijaństwem. Wiara była wyznawana tylko w budynku kościoła. Poza liturgią jakby nie istniała, nie miała znaczenia. Zgorszyło mnie to i zraziło. Zdecydowałem, że będę jednak ateistą – przyznaje Jurij.
Kiedy rozpoczęła się wojna w Donbasie, młody muzyk studiował na Akademii Muzycznej w Doniecku. Tam poznał swojego rówieśnika protestanta, który namówił go, by przychodził na spotkania modlitewne. Od tamtego momentu 18-latek zaczął czytać Biblię i modlić się. Z powodu działań wojennych w Donbasie Jurij przeniósł się na Uniwersytet Kijowski im. Borysa Hrinczenki. Do Kijowa przeprowadzili się także jego nowi protestanccy znajomi.
Nowoczesność, a potem odrzucenie
Jak dzisiaj opisuje, w protestanckiej grupie wiernych czegoś mu brakowało. – Jestem z natury konserwatywny, bardziej tradycyjny, a oni byli zbyt nowocześni. Miałem trudności, by modlić się wspólnie przez muzykę, ponieważ na nabożeństwach uwspółcześnialiśmy pieśni. Wszystko miało charakter teatralny i raziło mnie. Te tańce, śpiewy w stylu gospel. Tęskniłem za czymś intymnym, osobistym – zwierza się Ukrainiec. Oprócz tego przeżywał w Kijowie pierwsze chwile samodzielności, bez rodziców. Tłumaczy, że miał wówczas trudne relacje z Bogiem. Ale w ukraińskiej stolicy nadal szkolił swoje umiejętności. Nie tylko ćwiczył grę na instrumentach, ale również dyrygenturę, śpiew, prowadzenie chóru. Wtedy wciąż szukał swojego duchowego miejsca, ponieważ jego serce było niespokojne.
Pewnego razu nauczycielka chóru zaproponowała mu śpiewanie w jej zespole, złożonym głównie z grekokatolików. Jurij trafił do Patriarchalnego Soboru Zmartwychwstania Pańskiego, czyli katedry Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Kijowie. – Poszedłem tam dla praktyki oraz z powodów finansowych, bo mogłem się utrzymywać. Greckokatolicka tradycja muzyczna jest bardzo bogata – tłumaczy mężczyzna.
W chórze spotkał się z odrzuceniem z powodu swojej rosyjskojęzyczności i pochodzenia donbaskiego. Kilku członków zespołu ostentacyjnie to demonstrowało. – Uważali się za patriotów, nie mogli zrozumieć, dlaczego ja, Ukrainiec, mówię po rosyjsku. Zakazywali mi tego, patrzyli na mnie krzywo, a wojnę w Donbasie określali jako sprawiedliwą. To było nie do zniesienia. Odszedłem – wspomina Jurij.
Trafił pod właściwy adres
Dziś Jurij widzi, że Bóg nigdy go nie opuścił. Po kolejnym zawodzie dostał znak. Znajoma kobieta z chóru poinformowała go, że w Worzelu pod Kijowem potrzebują organisty w rzymskokatolickiej parafii.
– Nie miałem nic do stracenia. Niestety, kompletnie nie znałem obrządku rzymskokatolickiego, Mszy Świętej, nie byłem wcześniej organistą. Umiałem jedynie grać na fortepianie. Nie miałem nic wspólnego z rzymskokatolickim Kościołem. Ale pojechałem – opowiada Jurij. Jak się okazało, wykształcenie z Doniecka i Kijowa bardzo mu pomogło, ale kluczowe okazało się wsparcie parafian. Od początku przyjęli go ciepło, z wielką akceptacją i chęcią pomocy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.