Czy można sprzedać wszystko i głosić żywego Boga? Paulina i Jarek Markowscy mówią: Tak! Bo sami Go doświadczyli.
Historia wzięta żywcem z przypowieści o bogatym młodzieńcu wydarzyła się na Gocławiu. Jarek Markowski jak co dzień czytał Biblię. Kiedy natrafił na fragment „Idź, sprzedaj wszystko, co masz”, zatrzasnął księgę i szybko odłożył ją na półkę. – Boże, to przecież nie dla mnie – uciął krótko.
Czas słuchania
Przez wiele lat Paulina i Jarek Markowscy byli w Kościele, ale nie mieli osobistej relacji z Jezusem. Pierwszy nawrócił się Jarek. Było to osiem lat temu na rekolekcjach dla mężczyzn. – Poczułam się zazdrosna. W Jarku była jakaś świeżość, większa wrażliwość, radość i światło, którego wcześniej nie widziałam. Zauważyłam, że zaczął się modlić i czytać Pismo Święte – wspomina Paulina. Rok później obydwoje postanowili całkowicie zawierzyć się Bogu. A On rozpoczął od zmiany priorytetów w ich życiu. – Zrezygnowałam ze zmianowego trybu pracy, żeby mieć wolne popołudnia dla rodziny. Staliśmy się wrażliwsi na siebie i więcej czasu spędzaliśmy razem – wspomina Paulina.
Potem przyszedł czas na naukę słuchania głosu Boga. Wspólnie z dziećmi pytali więc o wszystko. Od najprostszych spraw: co dobrego możemy zrobić dla sąsiadów, bezdomnych, po decyzje finansowe w rodzinie i wyjazdy. – Modliliśmy się do Ducha Świętego, pytaliśmy Boga o konkretną rzecz i trwaliśmy w ciszy – tłumaczy Jarek. Słuchanie głosu Bożego oraz dzielenie się, jak Bóg działa w ich rodzinie, stały się codziennością.
Sprzedaj wszystko
Przez ostatnie kilka lat Pan Bóg uczył ich hojności i wolności w dziedzinie finansów. Zapewniał, że jest Bogiem, który zaopatruje. Całą rodziną wyjeżdżali na weekendowe lub tygodniowe wyjazdy misyjne organizowane przez King’s Kids, ekumeniczny ruch do którego należą. Służyli bezdomnym, samotnym, dzieciom i rodzinom, modlili się w europarlamencie za Europę, a w Berlinie o polsko-niemieckie pojednanie. – Wielokrotnie doświadczyliśmy, że Bóg troszczy się o naszą rodzinę – wspomina Paulina.
Pewnego dnia Jarek usłyszał w swoim sercu wyraźne zaproszenie, by „sprzedać wszystko, co ma i pójść za Jezusem”. Kilka dni później popsuł się im samochód. Auto sprzedali. Najemca, który wynajmował od Markowskich lokal, nagle złożył wypowiedzenie, przez co stracili dodatkowe źródło dochodu. W tej sytuacji obydwoje czuli, że Bóg oczekując od nich całkowitego zaufania. Niespodziewanie pojawiła się przed nimi propozycja półrocznego wyjazdu misyjnego. Rozeznali, że jest to od Boga i całą czwórką powiedzieli „tak”, nie mając wystarczających funduszy. – Kiedy dzieliliśmy się pragnieniem wyjazdu, znajdowały się pierwsze osoby gotowe wspomóc naszą misję – wspomina Jarek. Pan Bóg w przedziwny sposób zapewnił ich o swojej opiece.
Był czerwiec. Jarek przed blokiem rwał świeżą trawę dla królika. I pytał Boga: jak sobie poradzimy? Niespodziewanie, odrzucając korzenie, usłyszał za sobą dźwięk monet. Zaczął szukać ich w trawie. Było tam 62 groszówki. – Panie Boże, to przecież nie wystarczy! – westchnął i w tym momencie zdał sobie sprawę, że te monety to symbol Bożego zaopatrzenia. W sercu poczuł wielki pokój. Następnego dnia złożył wypowiedzenie w pracy. Pojechali.
Nieznana rodzina darczyńców sfinansowała pierwszy miesiąc pobytu w szkole uczniostwa w Niemczech, przygotowującej do służby na misjach. Wsparcia modlitewnego i finansowego udzielili przyjaciele i ludzie poruszeni świadectwem rodziny.
Misja: miłość
– Modliliśmy się całą rodziną i pytaliśmy Boga, jak mamy służyć – wspomina Paulina. Pewnego razu na modlitwie usłyszała, że do kraju, do którego pojedzie, „ma kochać”. – Ale jak? – dopytywała. – „Spędzaj czas ze Mną” – przyszła w sercu odpowiedź. Na Filipinach, gdzie po trzech miesiącach przygotowań pojechała rodzina Markowskich, dzień zaczynał się bardzo wcześnie. Jeszcze przed upalnym słońcem. – Rano modliliśmy się, czytaliśmy słowo Boże, napełnialiśmy się Bożą miłością, by móc zanieść ją potrzebującym – wspomina Paulina. Podczas dwumiesięcznego pobytu, wraz z kilkoma rodzinami z różnych stron świata, głosili Ewangelię w szkołach, pomagali najbiedniejszym w slumsach, a także dziewczętom wykorzystywanym seksualnie. – Dzięki Bożej łasce i obecności zdrowo-funkcjonujących rodzin, te dziewczyny mogły doświadczyć, na czym polega miłość w rodzinie – dzielą się Markowscy.
Od powrotu z filipińskiej misji mija dokładnie rok. Pomału, wśród obowiązków dnia codziennego, odkrywają nową misję... – Pragniemy przybliżać ludziom Boga, pokazywać, jak całą rodziną żyć z Jezusem, jak Go słuchać i całkowicie Mu zaufać, jak angażować do służby Bogu także dzieci – mówi Paulina. Na koniec naszego spotkania Jarek drżącą ręką wysypuje na stół blaszane groszówki. 62 monety.
– Bóg pomnożył je 1000-krotnie, poprzez darczyńców, którzy wsparli nasz misyjny wyjazd do Niemiec i na Filipiny – mówi z przejęciem Jarek. I jak tu nie ufać…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.