Polska pomoc dla syryjskich uchodźców w Libanie jest konkretna, sensowna i wyraźnie odczuwalna. Pojechałem do Libanu i przekonałem się o tym na własne oczy. Czy stać nas na zrobienie kroku dalej i otwarcie również korytarzy humanitarnych?
Syryjscy uchodźcy w Libanie znaleźli się w sytuacji patowej: bez nadziei na powrót, ale i bez perspektyw w obcym państwie. W pułapce znalazł się również Liban: nikogo z kraju nie wyrzuci, ale nie ułatwiając uchodźcom dostępu do edukacji i rynku pracy, naraża się na kumulację i tak silnych już napięć w społeczeństwie. Trudno też oczekiwać zbyt wiele od państwa wielkości województwa świętokrzyskiego, które przyjmując co najmniej 1,3 mln uchodźców, wzięło na siebie największy ciężar związany z kryzysem syryjskim. Z jednej strony nie ma więc miejsca, dokąd uchodźcy mogliby wrócić lub wyjechać („Dobre pytanie” – usłyszałem od szejka Moraba w Bire, gdy spytałem go, dlaczego bogata Arabia Saudyjska nie otworzy się na sunnickich uchodźców), z drugiej zaś dłuższy postój w poranionym podziałami Libanie grozi wybuchem konfliktów.
Nie nasz wybór
W tak ściśniętej sytuacji jedyne światło widać w doraźnej pomocy, jaką niosą organizacje humanitarne. Wśród nich wyróżnia się aktywność Polaków. Na własne oczy przekonałem się – głównie w północnej części Libanu, ale też w Bejrucie – jak konkretna, sensowna, profesjonalnie zorganizowana i wyraźnie odczuwalna przez samych zainteresowanych jest to pomoc, współfinansowana zresztą przez polskie MSZ. Na dłuższą metę jednak nawet najlepsze programy pomocowe mają swoje ograniczenia. Pomoc humanitarna z definicji nie powinna trwać dłużej niż 9–12 miesięcy, w Libanie zaś ten czas przedłuża się w nieskończoność.
Chodzi również o godność samych zainteresowanych, którzy – przynajmniej ci spotkani przeze mnie – nie mają w sobie nic z roszczeniowej postawy i chcieliby zwyczajnie zarabiać na życie, planować, marzyć.
– Nie nazywajcie nas uchodźcami, nie my wybieraliśmy ten los – usłyszałem w Bejrucie opowieść kurdyjskiego chłopca, który w napisanym przez siebie wierszu oddał wszystko, czego doznaje chyba większość uciekinierów z Syrii: czują się swoim statusem upokorzeni, bo to nie jest ich wojna. – Ja nie wiem, kto strzelał w mój dom, czy armia, czy opozycja, ja tylko chciałem chronić moją rodzinę, dlatego uciekłem – mówi Muhammad z Aleppo.
APTOPIX/ap/east news
W Libanie przebywa co najmniej 1,3 mln uchodźców z Syrii.
W Bire w dystrykcie Akkar, pod granicą z Syrią, odwiedzam kobietę z trójką dzieci. Mąż zginął w czasie ataku moździerzowego. Amina uciekła z dziećmi do Libanu przez rzekę. Syn wymaga natychmiastowej operacji, ma uszkodzony rdzeń kręgowy. Operacja w Libanie przekracza możliwości syryjskiej rodziny bez dochodów, jest też o wiele droższa niż w Polsce. W takich sytuacjach pytanie o to, dlaczego dotąd nie zdobyliśmy się na otwarcie korytarzy humanitarnych właśnie dla takich, konkretnych przypadków, nasuwa się zupełnie spontanicznie.
Gleba dla ekstremizmu
Nie tylko niepełnosprawność i inne choroby są przeszkodą w podjęciu nauki. W Libanie zdecydowana większość syryjskich dzieci nie kontynuuje nauki w szkole. W Syrii uczyły się po arabsku, w Libanie językami wykładowymi wszystkich przedmiotów są francuski i angielski. Nie podejmują też nauki, bo muszą rozglądać się za dorywczą sezonową pracą, by utrzymać rodzinę, zwłaszcza jeśli nie ma w niej ojca. Poza tym dochodzą i takie przeszkody jak brak komunikacji miejskiej, by dojeżdżać do szkoły, oraz… wstyd przed libańskimi dziećmi z powodu swojego ubóstwa. To zamyka praktycznie młodym Syryjczykom drogę do jakiegokolwiek ułożenia sobie regularnego życia zawodowego w przyszłości. Idealny grunt do rodzenia się i dojrzewania wszelkich odmian ekstremizmów, które z pewnością wykorzystają profesjonalni w werbunku dżihadyści.
Libanowi grozi powielenie obecnego już modelu palestyńskiego, tzn. jest realne zagrożenie, że Syryjczycy pozostaną w Libanie dłużej, podobnie jak pozostali tam uchodźcy z Palestyny. Rosnące kolejne pokolenia pozbawionych wykształcenia Palestyńczyków w połączeniu z podobną perspektywą w przypadku dorastających Syryjczyków to rzeczywistość, która nie napawa optymizmem. Nad tym unosi się dodatkowo tocząca się walka o wpływy w świecie islamu między sunnicką Arabią Saudyjską a szyickim Iranem, który akurat w Libanie ma silne zaplecze zbrojne i polityczne w postaci Hezbollahu. Gdy zatem pojawiają się wątpliwości, czy korytarze humanitarne nie są importem terroryzmu do Europy, można postawić inne pytanie: czy pozostawienie tych ludzi właśnie w takiej sytuacji tam na miejscu nie jest przykładaniem ręki do kumulacji problemu, którego… chcemy uniknąć?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).