W głębokim buszu na Zanzibarze znalazła wspólnotę chrześcijańską, na Dominikanie nauczyła się tańców wykonywanych podczas Mszy św., a turbulencje traktuje jako narzędzie Pana Boga do nawracania.
Stewardesa Monika Radomska-Roskosz najbardziej lubi dalekodystansowe loty czarterowe. Nie wyobraża sobie, aby nie uczestniczyć w Mszy św., nawet w najdalszych zakątkach naszego globu. W komórce ma specjalną aplikację, dzięki której w kilka sekund obok polskiego tekstu liturgii pojawia się tekst w języku narodowym państwa, gdzie akurat przebywa.
– Pamiętam dobrze Eucharystię w głębokim buszu wśród wspólnoty chrześcijańskiej na Zanzibarze. Akurat jedna z dziewczynek miała urodziny. Dołączyliśmy wspólnie z członkami załogi do wielkiego dziękczynienia za dar jej życia. Wszyscy płakaliśmy ze wzruszenia. Nawet szybko zorganizowaliśmy jakieś prezenty, dla niej i innych dzieci – wspomina M. Radomska-Roskosz. Z kolei na Dominikanie nauczyła się tańców, które wierni wykonują tam podczas niedzielnej Eucharystii.
Modlitwa przed rejsem
„Dopuszcza się wydawanie okrzyków, można łapać się za ręce, ale zawsze trzeba mieć zapięte pasy” – tak brzmi rada stewardesy dla pasażerów na wypadek pojawienia się turbulencji. – Traktuję je trochę jak kurację antycellulitową. A tak zupełnie serio to myślę sobie, że jest to też narzędzie Pana Boga do nawracania ludzi – jak tak porządnie nimi zatrzęsienie, to różne myśli przychodzą. Mówię to także w odniesieniu do siebie – zaznacza i dodaje, że kiedy nie ma wyznaczonych rejsów, stara się uczestniczyć w Eucharystiach o uzdrowienie w częstochowskiej katedrze.
Pani Monika mieszka na terenie parafii Miłosierdzia Bożego na os. Oficerskim w Krakowie. Na niedzielnych Mszach św. bywa także w kościele św. Anny. Jeśli zaś zaczyna lub kończy dyżur w Warszawie, modli się w kaplicy lotniskowej. – Często spotykam się na modlitwie wraz z członkami załogi, z którymi odbywam rejsy. Śmiejemy się, że przed formalną odprawą przed lotem ustalamy jeszcze kwestie – często osobiste – z Panem Bogiem – dodaje pani Monika, którą można było również spotkać podczas wielkiej akcji ewangelizacyjnej w Warszawie „Jezus na stadionie”.
Wałki we włosach
Monika Radomska-Roskosz przygodę z lotnictwem zaczęła już na studiach filologii angielskiej. Zanim jednak w 1998 r. trafiła do PLL LOT, można ją było spotkać na pokładzie samolotów amerykańskiej Delty. – Zdobyłam tam cenne doświadczenie. Skończyłam studia, miałem wiele propozycji pracy na atrakcyjnych stanowiskach, ale jak ktoś raz złapie bakcyla do latania, to już koniec. Po prostu na ziemi nie mogłam się odnaleźć – śmieje się. Praca wymaga od niej uporządkowania. Kiedy ma dyżur na telefon, musi być nieustannie spakowana i gotowa do stawienia się w bazie w ciągu kilku godzin.
– Mam teraz sporo rejsów z Krakowa, m.in. do Chicago, ale jednak baza jest w stolicy i to tam częściej zaczynam swoją pracę. Dobrze pamiętam jeden z dyżurów na telefon. Musiałam obsłużyć lot do Düsseldorfu, który był po godz. 15 z Warszawy. Nie było odpowiedniego samolotu, żebym doleciała na czas. Został mi pociąg. W 15 minut dotarłam taksówką na dworzec PKP. Już od samego początku pasażerowie w przedziale dziwnie mi się przyglądali. Jeden z panów zaproponował odłożenie walizki na półkę. Kiedy dziękowałam i ruszałam głową, poczułam we włosach... wałki. Ależ było śmiechu! Najważniejsze, że na samolot zdążyłam – opowiada.
Jej praca wymaga także poświęcenia, często kosztem rodziny. – Oto rejs wypada w ważnym dniu szkolnym dla córek. Inne mamy były, ja nie. Najbardziej jednak nie mogę przeboleć, że nie było mnie w domu, kiedy córka zmieniała szkołę z podstawowej na gimnazjum. Zupełnie nie mogła się odnaleźć w nowym środowisku. Brakło mojej obecności, wspólnych rozmów – przyznaje pani Monika.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).