Wygłosić zgrabną homilię to jedno. Powiedzieć tak, żeby przemieniało nasze życie...
Polscy biskupi opublikowali Wskazania dotyczące homilii mszalnej. Czytałem, podobają mi się. W zasadzie są przypomnieniem zasad od dawna w Kościele obowiązujących, ale tu i ówdzie widać lekceważonych. Jako świecki niespecjalnie się tym dokumentem ekscytuję. Nie mam okazji sam go stosować czy nie stosować. I nie mam żadnego wpływu na to, czy owe wskazania będą realizowane czy nie. Jeden jednak punkt mocno zwrócił moją uwagę. 24, w którym mowa jest o „wychowaniu do owocnego słuchania homilii”. Dokładniej, ostatnie zdanie tego punktu:
Zachęca się również do postawy stałego powracania do wysłuchanego słowa i jego wzajemnego objaśniania w braterskim gronie wierzących.
Cóż... Wydaje mi się, że to bardzo ważna zachęta. Patrząc na nasza polską rzeczywistość od lat obserwuję spory rozdźwięk między deklarowaną wiarą a praktyką życia codziennego. Mówię oczywiście o tych ludziach czy środowiskach, którzy jakoś tam odwołują się czasem do swojej wiary, nie tych których zupełnie ona nie obchodzi. Między Ewangelią a życiem „zionie wielka przepaść”. Podobnie jak między łonem Abrahama Łazarza i grobem bogacza – nieprzekraczalna. Usłyszane podczas liturgii słowo Boże zda się nie mieć większego wpływu nie tylko na postępowanie wierzących, ale także na ich sposób patrzenia na rzeczywistość. Na wartościowanie, oceny, relacje z bliźnimi. Dlaczego?
Wydaje mi się, że brakuje postawienia sobie pytania: jak usłyszane słowo Boże możemy wprowadzić w życie. Konkretnie, w tych środowiskach, w których żyjemy. W naszej działalności zawodowej, społecznej i partyjnej. W dyskusjach w gronie rodziny, przyjaciół i na internetowych forach. Zawieszone w abstrakcji i nie odniesione do konkretu życia słowo Boże słabo nas zmienia. Dlatego to powracanie do wysłuchanego słowa w „braterskich wspólnotach” – w rodzinie, wśród znajomych, w pracy czy w dyskusjach w internecie – bardzo by się przydało.
Tymczasem – mam takie wrażenie, ale oczywiście mogę się mylić – bardziej niż Bożym słowem wielu wierzących kieruję się w swoim życiu do bólu konsekwentną ostrożnością, by nie popełnić grzechu ciężkiego. Do bólu, bo bojąc się grzechu ciężkiego nie mają nic przeciwko grzechowi lekkiemu. Więcej, uważają go czasem za dobry środek dla osiągnięcia swoich celów. Byle tylko nie przekroczyć tej granicy dzielącej grzech powszedni od śmiertelnego, a wszystko jest OK. A to chyba jednak za mało żeby powiedzieć, iż chcemy żyć Ewangelią, prawda? Zresztą... Jak się tak człowiek na małe zło znieczula, w końcu nie zauważy także większego.
Marzy mi się, by po Mszy ludzie siadali i dyskutowali. Pytając, jak usłyszane Boże słowo wprowadzić we własne życie. Wiele by się w naszym kraju zmieniło wtedy na lepsze, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.