Opcja na rzecz ubogich nie jest wydarzeniem jednorazowym. Jest naszym ewangelicznym powołaniem.
Zapowiedziana w ubiegłym roku nadchodzi szybkimi krokami. Niedziela Ubogich. Owoc Jubileuszu Miłosierdzia. Po co kolejna akcja, skoro w Kościele tyle dzieł dla ubogich?
Jedna ze stacji telewizyjnych przeprowadziła wczoraj (środa) wywiad z siostrą Małgorzatą Chmielewską ze Wspólnoty Chleb Życia. Opowiadała o spotkaniu, na którym mówiła o wolontariacie. Na koniec zapytała kto z obecnych gotów jest podjąć konkretne zaangażowanie. Na stu pięćdziesięciu obecnych ręce podniosły trzy osoby. To i tak dobry wynik – pomyślałem. Przed kilkoma miesiącami mówiłem do przeszło dwustu osób. Zgłosiła się jedna.
Gołym okiem widać dwa problemy. O ile mówi się od dłuższego czasu o naszej ofiarności (tej nikt nie zaprzecza), pojawia się pytanie: na ile ta hojność jest odruchem serca, a na ile gestem „zastępczym”. Macie, ale nie wchodźcie mi w drogę… Bezdomni niech siedzą w schronisku, uchodźcy niech wracają do domu, schorowaną staruszką niech zajmie się opieka społeczna i Caritas. Czyli ubóstwo dla wyspecjalizowanych urzędów i organizacji. Bo przecież dla nas najważniejsza jest rodzina. Oczywiście nasza.
Potwierdza się również inna obserwacja. W jednorazowych akcjach jesteśmy dobrzy. Niekiedy bardzo dobrzy. Gorzej, gdy chodzi o stałe zaangażowanie. Nie tylko w dzieła miłosierdzia. Przykładów mamy wiele. Od katechezy po przyjęciu sakramentów wtajemniczenia zaczynając… Argument z reguły ten sam. Brak czasu. Słysząc to znajomy góral przejechał palcem po wąsach i powiedział: im więcej zastępujących człowieka w pracy maszyn, tym mniej czasu. Może zatem nie brak czasu?
Grafika pojawiła się nie tak dawno w Internecie. Maria słucha. Marta ma pretensje. Na co Jezus odpowiada: troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego – dobrej organizacji zajęć. Tytułowa wytrwała wrażliwość takiej cechy charakteru potrzebuje. A nie ma innego sposobu na jej ukształtowanie jak systematyczna praca nad sobą. Zostanie ona podjęta wówczas, gdy uświadomimy sobie, że opcja na rzecz ubogich nie jest wydarzeniem jednorazowym („ubogich zawsze macie u siebie” – J 12,8), jest naszym ewangelicznym powołaniem. Jest dalszym ciągiem niedzielnej Mszy świętej.
Przy okazji Niedzieli Ubogich wraca oczywiście problem uchodźców. Coraz bardziej polityczny. Coraz mniej – niestety – ewangeliczny. Wczoraj jeden z moich rozmówców powołał się na udzielony Radiu Watykańskiemu wywiad arcybiskupa Aleppo. Zgoda. Ich miejsce jest w Syrii. A co z uciekająca przed głodem i terrorem Afryką? Doktor Pietro Bartolo dostanie od polskich dzieci medal uśmiechu. I co dalej? Wróci na Lampedusę ze świadomością, że te dzieci, za których ratowanie dostał medal, nadal są dziećmi niechcianymi?
O płynących do Europy łodziach tak wczoraj pisał były przeor ekumenicznej wspólnoty w Bose, Enzo Bianchi: "My, Włosi, z naszymi niejasnymi i nieludzkimi zamiarami wobec Libijczyków, jesteśmy odpowiedzialni za doświadczane przez emigrantów okrucieństwa: za sprzedawanych jak niewolników mężczyzn, gwałcone kobiety, będące ofiarami przemocy dzieci. A później powiemy: nie wiedzieliśmy." Może na koniec będę złośliwy, ale obawiam się, że wielu z nas (o ile nie większość – jeśli wierzyć statystykom) powie na koniec z dumą: wiedzieliśmy, ale obroniliśmy – jak Sobieski pod Wiedniem – chrześcijaństwo.
Niedziela Ubogich. Być może dla wielu z nas nie będzie jednorazowym wydarzeniem. Być może znajdziemy jeden dzień w tygodniu, czy jeden w miesiącu (Franciszek ma raz w miesiącu piątek miłosierdzia), by przez praktykę wytrwałej wrażliwości odpowiedzieć na zaproszenie Jezusa. Ale także doświadczyć szczęścia, o którym Franciszek w tegorocznym Orędziu na Niedzielę Ubogich tak napisał: „Błogosławione zatem ręce, które otwierają się, by przyjąć biednych i pomóc im: to są ręce, które dają nadzieję. Błogosławione ręce, które pokonują bariery kultury, religii i narodu, wylewając oliwę pocieszenia na rany ludzkości. Błogosławione ręce, które się otwierają, nie prosząc nic w zamian, bez „jeśli”, bez „ale” i bez „być może”: to są ręce, które sprawiają, że na braci spływa Boże błogosławieństwo.”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.