Połowy ludzkości konsekwencje dotyczyć nie muszą. Niestety, część z tej połowy skwapliwie z tego prawa do nieponoszenia konsekwencji korzysta.
Wróciła dyskusja o aborcji. To nie jest kwestia nieważna ani "do pominięcia". W końcu chodzi o życie człowieka, który sam bronić się nie może. Mówienie o prawie kobiety do dokonania aborcji to z tej perspektywy mówienie o prawie człowieka do zabicia człowieka. Na żądanie. Tej perspektywy tracić z oczu nie chcę.
A mimo to chciałabym spojrzeć też inaczej. Argumentem "za" prawem do aborcji jest prawo do decydowania o własnym życiu i posiadaniu potomstwa. Co nie mniej ważne: chodzi o równe prawa z mężczyznami w tym zakresie. Tak, to prawda: tu nie ma równości. Mężczyzna może nie ponosić konsekwencji poczęcia dziecka. Kobieta nie ma wyjścia. Nawet jeśli zechce oddać dziecko do adopcji, musi je najpierw donosić. Dziewięć miesięcy to solidny fragment życia.
- Każdy ma prawo do podejmowania decyzji o własnym życiu - mówi trzeźwo wiele osób. Tyle, że tę decyzję należy podjąć wcześniej. Na poziomie podejmowania lub nie współżycia. - Jeśli decyduję się na seks, dopuszczam też pojawienie się dziecka. Stosowanie antykoncepcji to ryzyko zmniejsza, ale nie znosi.
To jest prawda. Według tej prawdy żyję. Ale ta prawda drugiej strony nie satysfakcjonuje. Z powodu wspomnianego wyżej: połowy ludzkości konsekwencje dotyczyć nie muszą. I niestety część z tej połowy skwapliwie z tego prawa do nieponoszenia konsekwencji korzysta. Co więcej: niekoniecznie wiąże się to ze społecznym napiętnowaniem. Wręcz przeciwnie: napiętnowany bywa ten, kto wszelkie konsekwencje ponosi. Nie, nie dziwi mnie bunt.
Nie dziwi mnie bunt, ale nie zgadzam się na proponowane rozwiązania. Równość w braku ponoszenia konsekwencji własnych wyborów, o którą tu chodzi, nie jest rozwiązaniem. Ktoś przecież te konsekwencje ponieść będzie musiał. W tym przypadku będzie to dziecko, które straci szansę życia.
Dlaczego o tym piszę? Bo postulat aborcji nie wziął się z księżyca. Jego chwytliwość wynika z tego, że jest reakcją na dziejące się zło. Owszem, próbuje je pokonać złem jeszcze większym. Ale jeśli chcemy naprawdę doprowadzić do sensownego rozwiązania trzeba myśleć szerzej, niż o zakazach prawnych.
I nie chodzi o to, by zakazów prawnych unikać, bo ludzkie życie wymaga ochrony. Także prawnej. Chodzi o to, by na nich nie poprzestawać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.