Na co dzień „abdejtują kejsy”, ustalają „dedlajny”, dopinają budżety, raportują, wdrażają, „keszują”… Ale nie tylko. Czytają też Izajasza i Pawłowe listy, zastanawiając się: po co to wszystko?
Inni przyznają, że bywa trudno. Czują się rozdarci pomiędzy obowiązkami a sumieniem, kiedy mają ludziom sprzedać ewidentny bubel, zrobić reklamę odplamiacza, o którym wiedzą, że nie działa, kiedy w sytuacji kryzysowej dla dobra firmy wymaga się od nich szukania kruczków prawnych czy naginania przepisów, gdy muszą konkurencji „podkupić pracowników”… Ktoś powie, że przecież wykonują polecenie szefa, ale czy to ich usprawiedliwia?
„Kampanie marketingowe, profilowanie klientów, przekazy przygotowane tak, aby jak największa liczba ludzi wydała pieniądze na produkt, nawet jeśli jest on dla nich szkodliwy, nie tylko niepotrzebny. Czy jesteśmy elementem tej walki? Czy możemy odmówić? Czy odmowa jest dezercją, czy bohaterstwem?” – dyskutują korpoludki na sykomorze.pl.
Takich pytań w korpopracy rodzi się jeszcze więcej, w wielu dziedzinach i na wszystkich szczeblach. – W naszej pracy często mamy do czynienia z sytuacjami granicznymi – przyznaje Anna. – Jako prawnik wykonuję swoją pracę profesjonalnie, zgodnie ze sztuką biznesową, ale czy wszystkie decyzje, które podejmuję, zapisy, na które się godzę, są etyczne?
Matka Boża w „ołpenspejsie”
Na biurku Anny, obok sterty opasłych kodeksów i prawniczej literatury, leży mały obrazek Matki Bożej z Dzieciątkiem.
– Dopóki nie powiedziałam, że jestem osobą wierzącą, zdarzały się dowcipy na temat Kościoła, religii. Teraz już nie – mówi Anna. – Koledzy wiedzą, kim jestem, i nie spotyka mnie z tego powodu żadna dyskryminacja.
Nawet wtedy, kiedy w „czarny poniedziałek” przeciwniczki zakazu aborcji demonstracyjnie ubrały się na czarno, a Anna jako jedyna w swojej firmie przyszła do pracy w białej bluzce. Żadnych komentarzy, żadnych drwiących uśmieszków.
I chociaż w „ołpenspejsie” wszyscy wpatrzeni są w komputery i nie rozmawiają o życiu duchowym, niekiedy komuś zza bluzki wysunie się szkaplerz, z kieszeni kurtki wypadnie różaniec albo na komórce wyświetli się aplikacja z brewiarzem. Zdarza się, że podczas poniedziałkowych pogawędek o tym, jak spędziło się weekend, ktoś wspomni, że był na pikniku w parafii.
– Czasami w ten sposób rzucone słowo otwiera innych na duchową rzeczywistość. Takie znaki jak obrazek na biurku, medalik na szyi, pójście do kościoła podczas firmowego niedzielnego wyjazdu integracyjnego są naszym świadectwem wiary w środowisku pracy. Nieporuszanie tematów związanych z religią, Kościołem skutkuje tym, że my, chrześcijanie, nie potrafimy się odnaleźć, zidentyfikować – podkreśla Anna.
– Również po to są nasze spotkania, żebyśmy my, katolicy, w naszych korporacjach nie pozostali anonimowi – wyjaśnia Grzegorz. – Żebyśmy zaczęli rozmawiać o sprawach ważniejszych niż praca zawodowa, wzajemnie umacniali się w wierze i odnajdywali odpowiedzi na pytanie: jak żyć po chrześcijańsku w miejscach z definicji nastawionych na realizację biznesowych celów, czasami ostrych? Jak w tej sytuacji zachować swoją wiarę i jeszcze ewangelizować innych, pokazując im, że to, w co wierzymy, jest rzeczywiście ważne i tego warte?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.