Jadę spotkać się z człowiekiem, którego życie zmieniło się po spotkaniu z Matką Teresą z Kalkuty.
Po ukończeniu szkoły prowadzonej przez siostry trafiłem do szkoły średniej prowadzonej przez jezuitów. Coraz bardziej interesowałem się chrześcijaństwem, ale jezuici nie chcieli mnie ochrzcić. Ciągle mówili, że jeszcze za wcześnie. Starali się trzymać zasady, aby wśród uczniów nie było konwertytów. Po zakończeniu nauki w szkole to co innego! Pojechałem do domu, do Bhutanu, gdzie miałem znajomych salezjanów. Porozmawiałem z jednym z nich i on powiedział: „Nie ma problemu, możemy cię ochrzcić, choćby jutro”. Kiedy wróciłem do jezuickiej szkoły jako katolik, jezuici nie byli zadowoleni, że ich nie posłuchałem, ale czas pokazał, że to ja miałem rację – śmieje się o. Kinley.
Rada Matki Teresy
Młodego Kinleya fascynowali misjonarze pracujący w Indiach. Chciał być jednym z nich, ale dostał się do bardzo dobrej uczelni na południu Indii w Bangalurze. Jako pierwszy Bhutańczyk zdobył tak dobre wykształcenie i po powrocie do ojczyzny zaczął robić karierę.
– Wciąż myślałem, by zostać kapłanem. Prosiłem Boga o jakiś znak – wspomina. – I co się stało? To było w 1986 roku. Wchodzę do samolotu do Kalkuty, a koło mnie siada… Matka Teresa. Opowiedziałem jej o swoim nawróceniu i wątpliwościach co do powołania. Ona uważnie mnie wysłuchała i powiedziała: „Nigdy nikomu nie mówię, czy ktoś ma, czy nie ma powołania, ale w twoim wypadku nie ma wątpliwości, że powinieneś zostać jezuitą”. Płakałem przez całą drogę do Kalkuty i całą noc w hotelu. Po kilku miesiącach zostawiłem zrozpaczonych rodziców, przyjaciół, którzy uznali, że jestem szaleńcem, i przyszedłem do jezuitów. Ojciec nigdy nie pogodził się z moją decyzją. Nie przyjechał nawet na moje święcenia. Dla niego chrześcijaństwo to religia hinduskich biedaków, emigrantów, ludzi z nizin. Bhutańczyk, człowiek gór, powinien być buddystą – uważa.
O Bhutanie mówi się, że to kraj z najwyższym współczynnikiem szczęścia i jedyny na świecie z ujemnym współczynnikiem emisji dwutlenku węgla. Edukacja i ochrona zdrowia są bezpłatne. Jest to maleńki kraj zamieszkany przez milion ludzi, wciśnięty między dwa giganty: Indie i Chiny. – Jako Bhutańczyk jestem dumny ze swojego kraju, który nigdy nie był niczyją kolonią. Kochamy naszego króla i królową. Poprzedni władca dał nam konstytucję i rozpoczął wprowadzanie demokracji. Kochamy naszą kulturę i chcemy zachować nasze tradycje. Mamy wolność sumienia, ale oficjalnie religią państwową jest buddyzm. Oznacza to, że mogę być katolikiem i nic mi za to nie grozi, ale oficjalnie Kościół w Bhutanie nie może funkcjonować jako instytucja. Nie mamy kościołów i kiedy odwiedzam miejscowych katolików, Mszę Świętą odprawiam w domach prywatnych. Katolicy w Bhutanie to w większości emigranci z Indii – opowiada o. Kinley.
– Cóż to znaczy dla mnie, że jestem jezuitą, konwertytą z buddyzmu? To taki tryptyk: Bhutańczyk z buddyjskimi korzeniami, katolicki kapłan, który nie wyrósł jako chrześcijanin i na koniec jezuita. To wszystko jest dla mnie wielkim Bożym darem. Jestem kapłanem powołanym do sprawowania sakramentów i do służby prawdzie, która czyni ludzi wolnymi. Jak mówi papież Franciszek, jako kapłan powinienem pachnieć tak jak owce. Jestem konwertytą, kocham Kościół jak matkę i dlatego boli mnie, kiedy widzę, jak bardzo Kościół sam sobie szkodzi. Chcę mieć ciągle w pamięci miłość żywego Boga, która wyraziła się w Jezusie i ciągle jest obecna w Eucharystii.
Mój krótki pobyt w Darjeeling dobiega końca. Pora rozstać się z bezkresnymi plantacjami herbaty i delikatnymi mimozami. Ojciec Kinley żegna mnie ze swoją bhutańską elegancją, a ja zastanawiam się, czy uda mu się kiedyś wrócić do swojej ojczyzny, z której jest tak dumny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.