Plan dżihadystów był totalny: zniszczyć wszelkie dowody istnienia chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie. Ludzkie i materialne. W Iraku i Syrii w dużym stopniu ten plan, niestety, się powiódł. Na szczęście są również przykłady uratowanych śladów wyznawców Nazarejczyka.
W ostatnim czasie na Zachodzie zrobiło się głośno wokół osoby irackiego dominikanina o. Najeeba Michaela, który w czasie krytycznym dla chrześcijan w Mosulu zdołał uratować setki rękopisów i kilka tysięcy starodruków chrześcijańskich. Bezcenne skarby kultury i zarazem świadectwo obecności chrześcijaństwa na tych ziemiach od czasów starożytnych. Postać odważnego zakonnika dopiero teraz przebiła się do szerszej publiczności (choć akcja miała miejsce 2 lata temu), bo o. Michael zaczął często występować na różnych spotkaniach poświęconych sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Jego świadectwa przypomniały Zachodowi, co tak naprawdę stało się z chrześcijanami i śladami ich wiary w tamtej części świata. I jak wiele bezcennych pamiątek ma szansę ocaleć, jeśli islamiści zostaną skutecznie odparci.
Cichy holokaust
Gdy w 2003 r. zaczęła się wojna w Iraku, przez długi czas zachodnia opinia publiczna informowana była tylko o postępach w obalaniu reżimu Saddama Husajna. Z czasem doszły również smutne wieści o rozpadającym się na skutek wojny domowej kraju, kiedy „okazało się”, że usunięcie dyktatora nie czyni automatycznie demokratycznego raju na ziemi (co było jasne od początku), a konflikt szyicko-sunnicki staje się zabójczy dla państwa. Dosyć późno natomiast świat zachodni dowiedział się o równoległej agresji wobec irackich chrześcijan ze strony rosnących w siłę ugrupowań islamskich terrorystów. Dla śledzących na bieżąco rozwój wypadków w Iraku od początku było jednak jasne, że właśnie chrześcijanie, nazarejczycy, jak nazywają ich miejscowi muzułmanie, żyjący tu od początku Kościoła, stają się główną ofiarą zemsty dżihadystów, którzy chcieli w ten sposób ukarać ich za rzekome związki z najeźdźcami – krzyżowcami. Oczywiście był to tylko pretekst, bowiem każdy na Bliskim Wschodzie wie, że ostatnią grupą, która popierałaby amerykańską inwazję na Irak, byli miejscowi chrześcijanie. Rosnące w siłę Państwo Islamskie postawiło sobie jednak za główny cel wypędzenie chrześcijan, zniszczenie miejsc kultu i wszelkich ich śladów w tym kraju. Niestety, z powodzeniem. Wprawdzie od niedawna, wskutek odwrotu dżihadystów, niektóre rodziny chrześcijańskie mogą wracać do swoich domów, m.in. w Mosulu, jednak islamistom udało się w tym czasie dokonać porażających spustoszeń. Nie inaczej miało być, i do pewnego stopnia było, również w sąsiedniej Syrii. Państwo Islamskie, które w pewnym momencie zdominowało ugrupowania walczące z armią prezydenta Asada, dokonywało takich samych rzezi na chrześcijanach, jak wcześniej w Iraku.
I w jednym, i w drugim kraju chrześcijańskie ślady były świadectwem, jak mocna jest wiara tych, którzy od pierwszych wieków pozostają wierni Chrystusowi, pomimo braku pełnej swobody religijnej. Tyle że ta ograniczona wolność pozwalała żyć i praktykować, podczas gdy to, co chciało zrobić Państwo Islamskie, miało być programowym holokaustem, „ostatecznym rozwiązaniem” kwestii chrześcijan na Bliskim Wschodzie.
Dowód obecności
Ojciec Najeeb Michael funkcjonował właśnie w takiej rzeczywistości. Dlatego jego wyczyn jest czymś, co należy traktować właściwie w kategoriach cudu: zdołał uratować z rąk Państwa Islamskiego ponad 800 rękopisów i 5000 starodruków chrześcijańskich. Na krótko przed zdobyciem Mosulu przez dżihadystów, kiedy z miasta wyjeżdżali już ostatni chrześcijanie, dominikanin wywiózł najcenniejsze zabytki piśmiennictwa do Kurdystanu. Powtarzał później, że miał świadomość, iż dżihadystom bardzo zależy na zniszczeniu tych materiałów. Dlaczego? Bo pokazywały dobitnie, jak silną i długą tradycję ma na tych terenach chrześcijaństwo. A to kłóciło się z ideologią islamistów, którzy tworząc kalifat, chcieli pisać historię od początku.
Irackie rękopisy i starodruki chrześcijańskie z Kurdystanu trafiły do rzymskiego klasztoru dominikanów, więc można mówić, że są bezpieczne. O tym, jak ważne są to „zdobycze”, świadczą też słowa kard. Leonardo Sandriego, prefekta Kongregacji dla Kościołów Wschodnich. W rozmowie z Radiem Watykańskim uznał, że „pozwala nam to sięgnąć do korzeni Kościoła katolickiego i w ogóle Kościołów wschodnich w Iraku. Ich dzieje wyrażają się również w tych rękopisach. Kościół to nie tylko kult, działalność charytatywna biskupów, księży i świeckich, ale także kultura, sztuka, nauka, wszystko, co czyniono dla szerzenia wiary chrześcijańskiej. To nam pokazuje, że nie ma Iraku prawdziwego, historycznego, bez chrześcijaństwa, bez wiary katolickiej”. Wiadomo też, że Watykan pomoże w konserwacji irackich rękopisów.
Podobnych spektakularnych akcji, jak ta o. Najeeba, nie ma, niestety, zbyt dużo. W czasie intensywnej kampanii zbrojnej Państwa Islamskiego rejestrowano raczej kolejne osiągnięcia islamistów (zanim znaleźli się w wyraźnym odwrocie). Po wygnaniu wyznawców Chrystusa nakazali m.in. zmianę nazw szkół wywodzących się z chrześcijaństwa na nazwy powiązane z bitwami stoczonymi przez bojowników Państwa Islamskiego. Nakazali także usunięcie z wszystkich szkół w Mosulu i na kontrolowanej przez nich Równinie Niniwy lekcji języka syryjskiego. Posunięcie to było wymierzone nie tylko w chrześcijan, ale generalnie w tradycję pluralizmu religijnego, do którego mieszkańcy byli dotąd przyzwyczajeni. Warto podkreślić, że jeszcze przed zdobyciem Mosulu przez dżihadystów, władze irackie wprowadziły program nauczania języka syryjskiego oraz – uwaga – religii chrześcijańskiej (!) w szkołach publicznych w regonie Bagdadu, Niniwy i Kirkuku. Program miał na celu zachowanie i przekazanie nowym pokoleniom ojczystego języka lokalnych wspólnot chrześcijańskich. Czyli dokładnie to, z czym walczyli dżihadyści.
Islamiści w Częstochowie, Łagiewnikach…
Gdy w wojnę w Syrii wmieszało się Państwo Islamskie (ale i inne, konkurencyjne, a nie mniej brutalne i antychrześcijańskie bojówki islamskie), stało się jasne, że i tutaj podobny los może spotkać chrześcijan oraz bardzo ważne sanktuaria i inne pamiątki chrześcijaństwa. Starożytne klasztory, kościoły i wspólnoty wierzących regularnie padały ofiarą zagranicznych bojówek radykalnych islamistów. Szczególnie głośno było o zajęciu prawdziwej perełki, czyli wioski Maalula. W wiosce dotychczas większość mieszkańców stanowili chrześcijanie mówiący językiem aramejskim. Nowi gospodarze chodzili po domach i zmuszali do przyjęcia islamu, grożąc śmiercią. Wielu mieszkańców uciekło. Islamiści uprowadzili też 13 mniszek z klasztoru św. Tekli. Zniszczyli klasztor i kościół św. Sergiusza, wybudowany prawdopodobnie w IV wieku. Maalula dość szybko została odbita przez siły armii syryjskiej. Poniesione straty okazały się jednak bardzo dotkliwe dla tego niezwykłego miejsca.
Bojownicy próbowali też przejąć kontrolę nad jednym z najstarszych klasztorów chrześcijańskich na zachodzie Syrii – wybudowanym w IV w. niedaleko Homs prawosławnym monasterze św. Jerzego. Z kolei ok. 80 km od Damaszku na pustyni znajduje się założony w VI w. klasztor pw. Mojżesza Abisyńskiego (Mar Musa). W latach 90. odbudował go z ruin włoski jezuita o. Paolo Dall’Oglio. To on ożywił to miejsce, zakładając jednocześnie monastyczną wspólnotę al-Khalil, działającą na rzecz dialogu międzyreligijnego. Od początku wojny klasztor był dwukrotnie atakowany przez ekstremistów, a schronienie w nim znajdowali zarówno chrześcijanie różnych wyznań, jak i muzułmanie.
Trudno było patrzeć na to wszystko, mając doświadczenie obecności w tym kraju jeszcze przed wojną. Nagle okazało się, że pustkami świecą miejsca, które dotąd były pełne chrześcijan. To tak, jakby nagle zniknęli pielgrzymi z Częstochowy, krakowskich Łagiewnik, a wypełnione co niedziela kościoły w Polsce stałyby się pustymi magazynami. Jeszcze w 2008 r. w Damaszku spotkałem licznych chrześcijan uciekających z Iraku. W Syrii znaleźli schronienie. Dziś syryjscy chrześcijanie dzielą los współbraci z Iraku. I jedni, i drudzy musieli uciekać dalej. Zostawili nie tylko domy, ale i 2 tys. lat swojej tradycji. Tym bardziej więc ocalone przez o. Najeeba rękopisy są nieocenionym skarbem. Nawet gdyby dżihadystom udało się podbić w całości Irak i Syrię (co dziś już jest, na szczęście, coraz mniej realne) i chcieliby wymazać całkowicie ślady chrześcijaństwa z tych ziem, te dokumenty świadczyłyby przeciwko nim. Pozostaje mieć nadzieję, że tysiące bezcennych stron trafi z powrotem do Mosulu, gdy odżyje tamtejsza wspólnota nazarejczyków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).