Franciszkowi się spodobała. Mnie – no cóż...
Brzydkie to słowo, prawda? „Odrębne”. Jakbym tym innym zdaniem człowiek coś komuś odrąbywał. No cóż, taki już jest ten nasz kochany język ojczysty :)
A chodzi o tę tabliczkę, którą podarował Ojcu świętemu pewien psycholog, a którą ten miał zawiesić sobie na drzwiach swojego apartamentu w Domu Świętej Marty. „Narzekanie zabronione” – napisano na niej i umieszczono jeszcze parę stosownych wyjaśnień. Każdy ma oczywiście prawo do swojej wizji odnoszenia się do świata. Wyrasta ona zresztą z kontekstu, w którym przyszło człowiekowi żyć. "Najważniejsze jest żeglowanie" - powie ktoś, kogo zmęczyła monotonia codzienności albo szablonowość umysłowa bliźnich. "Kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym spadaniem" - przypomni sobie inny, zasmucony, że ciągle nie widać efektów jego pracy. Otoczony wiecznie z byle powodu narzekającymi faktycznie może mieć tego serdecznie dość. Podobnie z człowiekiem, który zauważa, że jego własne narzekanie tylko zatruwa mu życie i na dodatek powoduje niechęć otoczenia. Tak, dobrze jeśli przed nosem umieści sobie tabliczkę z napisem „NIE NARZEKAĆ” Nie przepadam jednak – i ufam, że Papież też nie – za traktowaniem takich zasad jako niewzruszalnych fundamentów odniesienia do świata. Nawet przeciw (prawie wszystkim) cnotom zgrzeszyć można nie tylko przez ich niedomiar, ale też i ich nadmiar (roztropność – chytrość albo tchórzostwo, męstwo – brawura, sprawiedliwość – bezduszność). Tym bardziej trzeba uważać, gdy chodzi o rzecz tak delikatną, jak czyjeś narzekanie.
U nas, na Śląsku, wielu wyznawano niegdyś zasadę „nie chwalić”. Wiadomo czemu. Żeby chwalony nie popadł w samozachwyt (choć może dla niektórych był w stosowaniu tego „przykazania” i zabobonny lęk, że jak się pochwali, to się zepsuje). Sęk w tym, że rygorystyczne stosowanie tej zasady rodzi wiele problemów. Ot, takie nigdy nie chwalone, za to gorliwie ganione dzieci – wiadomo, mają się poprawić, bo zawsze można być lepszym – rosły w przekonaniu, że są do niczego. I wyrastały na „do niczego” albo tylko „do czarnej roboty” dorosłych. A kierowali nimi inni. Wcale nie mądrzejsi, tylko bardziej wierzący w swoje umiejętności. Albo i tylko bardziej zarozumiali. Nie, zdecydowanie zasadę „nie chwalić” należy stosować z dużą dozą roztropności.
Podobnie z tym „nie narzekać”. Też bym uważał. Narzekający zawsze i na wszystko na pewno są bardzo męczący. Potrafią zatruć życie i sobie i innym, nadając wszystkiemu paskudny, gorzki smak. Ale to ludzkie narzekanie bywa dość często skargą na całkiem realne i poważne problemy. Na strach (np przed chorobą czy starością), na osamotnienie, marginalizację w rodzinie czy środowisku, dziejącą się niesprawiedliwość czy nawet wielkie krzywdy. Tak, często chodzi tu o udzielenie duchowego wsparcia ludziom z naprawdę poważnymi problemami. Czasem nawet trzeba – o zgrozo – zrobić coś więcej. Zaangażować się, zejść z kanapy, zrobić coś, by powstrzymać dziejące się zło.
Ale żeby te problemy usłyszeć trzeba się w to ludzkie narzekanie wsłuchać. Zadając – jeśli trzeba – nawet jakieś pytanie. Bez zakładania, że wszystko jest cacy, a powodów do narzekania tak naprawdę nie ma. Albo zatykania sobie uszu i gadania, że wszyscy mamy swoje krzyże, więc nie ma co o nich mówić. Wiem, bo niejednego takiego „narzekania” w życiu przyszło mi wysłuchać.
Jest jeszcze jedno, prócz nieudzielenia cierpiącemu wsparcia, bardzo poważne niebezpieczeństwo rodzące się z niechęci do „narzekania”. Kto nie ma doń powodów? Kto może – prócz świętych pokroju św. Franciszka – ciągle tryskać dobrym humorem? Ano zwycięzcy. Ci, którym się udaje. Którzy postawili na swoim. I których sukces ogłoszono fanfarami. Sęk w tym, że ani postawienie na swoim ani rozlegające się fanfary nie są obiektywnym miernikiem tego, że sprawy idą w dobrym kierunku. Jasne, gdy nie mamy na te sprawy wpływu, zajmowanie się nimi ma średni sens. Ot, nie mam wpływu na to, w którym kierunku pójdą ostatnie sejmowe próby zmian w sądownictwie i w opodatkowaniu paliw. Ale gdy są to sprawy, które jakoś od nas zależą, a i nam za nich zależy.... To może jednak warto słuchać nie tylko tych chodzących w glorii uznania i twierdzących, że nie żadnych ma problemów?
Bo chyba jedyną zasadą, którą chrześcijanin zawsze i bez wyjątku powinien się kierować, to „będziesz miłował Boga” i „będziesz miłował bliźniego”. O których to papież Franciszek często zresztą przypomina. I to w sposób znacznie bardziej spektakularny niż żartobliwe umieszczenie tabliczki na drzwiach swojego mieszkania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.