Lednica jest już inna. Grób o. Jana Góry nadał jej dodatkową perspektywę eschatologiczną. Lednica jest taka sama. Młodym nadal udaje się ściągać Ducha Świętego. Tam Go widać, słychać i czuć.
Oglądając transmisję nawet w najlepszym telewizorze, nie doświadczy się fenomenu tego spotkania tak, jak uczestnicząc w nim. Pachnie skoszona trawa, spomiędzy karimat i koców wyglądają na słońce stokrotki i maki, za Bramą Rybą kusi chłodem Jezioro Lednickie, ale nikt nie idzie się kąpać. Zebrani szukają wody żywej gdzie indziej – we wspólnocie, słowie Bożym, liturgii, Eucharystii. Przed dwudziestu jeden laty widziałam, jak Lednica się rodzi. Teraz mogę stwierdzić, że czas nie ma znaczenia, bo ona ciągle jest na starcie. Startując w dorosłe życie, młodzi wciąż wyruszają z niej, wybierając Jezusa. Choć półtora roku temu umarł o. Góra, charyzmatyczny twórca Lednicy i jej wieloletni organizator, ona nie umarła, ale żyje i pozostaje fenomenem.
Bo w jakim innym miejscu 75 tysięcy młodych co roku zgodnym chórem śpiewa, prosząc: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi”? To trybuny prawie dwóch stadionów młodych kibicujących Jezusowi obecnemu w nich samych.
Kościół
Niektórzy przyjechali na czuwanie na Polach Lednickich już o 8 rano w wigilię Zesłania Ducha Świętego, choć oficjalny program zaczął się dopiero o 17. I byli tam aż do przejścia przez Bramę Rybę we wczesnych godzinach porannych następnego dnia. Maksymalnie chcieli przeżyć ten dzień i noc we wspólnocie, tańcząc, skacząc, śpiewając do zdarcia gardeł, ale przede wszystkim modląc się i adorując Chrystusa. Rzadko można usłyszeć taką ciszę, jaka zapada na Polach Lednickich podczas Podniesienia, nawet jeśli na obrzeżach pokrzykują służby porządkowe. Wielu przybyłych mówiło mi, że całkiem serio czeka na to wydarzenie cały rok. Przyjeżdżają tu, żeby – jak chciał o. Góra – we wspólnocie poczuć moc Ducha Świętego. I to się udało już dwadzieścia jeden razy, choć co roku sceptycy straszą, że formuła się wyczerpała i zainteresowanie wydarzeniem spadnie. Odpowiedzią na te wątpliwości była nie tylko tegoroczna obecność młodzieży na Polach Lednickich, ale i słowa metropolity poznańskiego abp. Stanisława Gądeckiego na rozpoczęcie spotkania: – Kościół hierarchiczny i charyzmatyczny jest wśród nas. To ogromna tajemnica, której nie da się zrozumieć.
– By czuć się dobrze, nie potrzebujecie komórki ani Facebooka, ale spotkania – dopowiedział metropolita gnieźnieński abp Wojciech Polak.
Obaj wspomnieli o dwóch kluczach, które co roku otwierają młodzież na Lednicę. Pierwszym jest poczucie siły, jakie daje wiecznie młody Kościół zgromadzony na Polach Lednickich. Drugi to imperatyw realnego, nie wirtualnego spotkania, dodającego życiowego powera. – Przyjeżdżam na Lednicę, żeby uwielbiać Boga tańcem i śpiewem – powiedziała mi Maja Fukowska, studentka pielęgniarstwa w Warszawie. – Całą sobą się cieszyć, że On jest.
Wiktoria
Hasłem tegorocznego spotkania były słowa: „Idź i kochaj!”. – Nie mam wątpliwości, że Bóg jest – powiedziała mi Anna Jagiełło, studentka filologii romańskiej, która w sierpniu wyjeżdża na misje do Etiopii. – Przyjechałam tu, żeby zabrać ze sobą to „Idź i kochaj!”.
– Przyciągnęło mnie tutaj to hasło – przytaknęła jej koleżanka Izabela Smolińska. – Jako pielęgniarka muszę je mieć zawsze na pierwszym miejscu.
– Dajcie się pokochać Bogu – prosił młodych w homilii bp Grzegorz Ryś, nawiązując do przesłania. To było zdanie – haczyk, na który dobrze złapała się lednicka młodzież. – Bóg kocha każdego z nas takiego, jakim jest – tłumaczył biskup. – Miłości nie można sobie kupić, otrzymuje się ją jako dar. Cały świat może wam mówić, że jesteście bez sensu, że znaleźliście się na nim przypadkowo, tylko nie Bóg.
Przyzwyczajona, że na początku każdej Lednicy idę przywitać się z o. Górą, teraz musiałam obejść kilkanaście sektorów, żeby trafić do jego grobu. Stała przy nim spora kolejka chcących się pomodlić. Widać było, że pochylający się nad kawałkiem ziemi przeciętej krzyżem odbywają z o. Janem poważne rozmowy. Wyszłam stamtąd wprost na tańczących i śpiewających: „Przemień nas, Panie, uczyń cud jak kiedyś w Kanie”. Kiedy zastanawiałam się, jak wyrwać kogoś z tego tanecznego transu na rozmowę, jakaś dziewczyna zatrzymała mnie z zaproszeniem do wspólnego tańca. Dowiedziałam się, że to Wiktoria, podopieczna ośrodka opiekuńczo-wychowawczego pod Bydgoszczą, prowadzonego przez siostry pasterki od Opatrzności Bożej. Przyjechała tu w nagrodę za dobre sprawowanie z kilkoma koleżankami. – Niedawno umarła mi mama, jestem sierotą, ale tutaj tego nie czuję – powiedziała mi. – Tu jest Matka Boska Częstochowska i Matka Boska Niezawodnej Nadziei z Jamnej.
– Pewnie kiedyś na studiach pojedziesz na Jamną.
– Czemu ma mi się to nie udać? – uśmiechnęła się. Przyznała, że nigdy dotąd nie odmawiała tak pięknie śpiewanej Koronki do Bożego Miłosierdzia. – Wszystko mi się tu podoba, mówię to z ręką na sercu – zapewniała. Zatroszczyła się też o mnie, proponując bułkę. Żegnając się z nią, pomyślałam, że dostałam moją rozmówczynię jak podarunek z nieba. Była jak natychmiastowa odpowiedź na pytanie o sens lednickich spotkań.
Orły
Na Lednicy zawsze też można spotkać starszych. Nie tylko katechetów, nauczycieli, księży, siostry zakonne – ludzi, którzy pracują z młodymi na co dzień. Ale też takich, którzy przyjeżdżają specjalnie po to, by dostać od młodzieży więcej wiary. Teresa i Staszek Gazdowie z Bydgoszczy (ona jest pracownikiem banku, on natomiast dziennikarzem) są tu rokrocznie od dwudziestu lat. – Nie być na Lednicy to jakby w niedzielę nie iść do kościoła – mówią oboje.
Profesor Iwona Piotrowska, która lubi młodzież i pracuje z nią na poznańskim uniwersytecie, przyjechała tu po raz trzeci. – Pierwszy raz w 2013, kiedy zmarł mi tata. Zawsze byłam wierząca, ale wtedy poczułam się opuszczona. Nie przez przypadek hasło Lednicy brzmiało wtedy „W imię Ojca”. To było dla mnie symboliczne – odszedł mój ziemski ojciec, a odnalazłam tego w niebie – opowiada.
Jest zachwycona, że młodzi stworzyli tu specjalne miejsce Pana Boga. – Od nich, z nieba, od obecnych tu duchownych czerpię siłę do dalszego życia – podkreśla. – Łatwiej mi wracać do codzienności i znosić to, co ze sobą niesie.
Siostra Teresa, franciszkanka Rodziny Maryi, przyjechała z autobusem młodych z parafii św. Barbary w Warszawie. Prosi, żeby nie narzekać na młodzież: – Jestem pod wrażeniem, kiedy widzę, jak w namiocie adoracji młodzi wyciągają Biblię i modlą się. Uczę się od nich głębi wary. Bo na Lednicy czuć siłę Pana Boga. Śpiew, tańce, falujące w dłoniach tancerzy flagi, zmieniające się światła, pantomimy, inscenizacje scen biblijnych – to środki służące do namalowania żywego obrazu przedstawiającego zesłanie Ducha Świętego.
Ojciec Wojciech Prus, obecny duszpasterz wspólnoty Lednica 2000, powiedział mi, że o. Góra miał talent malarski. Przygotowując kolejne spotkania, widział efekt, jaki chce osiągnąć. A rezultaty są rewelacyjne. Można je obejrzeć na malarskich zdjęciach, na których w jedno komponują się chmury na niebie, powiewne, jasne stroje tańczących, sztandary i skrzydła. Wielkie zasługi dla lednickiego dzieła ma jego odważny kontynuator – o. Prus, wychowanek o. Góry, który nie wystraszył się obowiązku, ale z powodzeniem go podjął. To on sprawił, że tegoroczne spotkanie było taką tańczącą i modląca się Arką Przymierza między dawnymi a nowymi laty. Nie przez przypadek na początku procesji niesiono krzyż ze Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie w 1991 r., od których zaczęły się lednickie spotkania. Było to też spotkanie żywych z umarłymi. Nieraz przywoływano patronów tego miejsca – o. Górę, Jana Pawła II, o. Tomasza Aleksiewicza. Pod internetowymi relacjami z tegorocznego Spotkania Młodych widać sporo złośliwych komentarzy. Pewnie napisali je ci, którym żal, że tylu tysiącom kolegów z kraju i zagranicy udało się cieszyć sobą i Bogiem. Że potrafili jak co roku wyjść na Drogę Trzeciego Tysiąclecia ze skrzydłami u ramion i zaśpiewać „Pieśń orłów”, które „szybują nad granią” i którym „niestraszna jest przepaść”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).