- Konstytucja 3 Maja przypomina nam, że religia jest integralną częścią ludzkiego bytowania - powiedział abp Stanisław Gądecki podczas Mszy św. sprawowanej na wałach jasnogórskich.
Myśląc o dawnych sporach, które ostatecznie doprowadziły do uchwalenia Konstytucji majowej warto zwrócić uwagę na to, że tak kiedyś jak i dzisiaj wielu ludzi nie lubi politycznych sporów. Reagują na nie z oburzeniem, chociaż jednocześnie oczekują, by ich interesy zostały uwzględnione. Z pewnością polityczne spory obfitują często w bardzo nieciekawe ekscesy, ale gdzież ich nie ma wśród ludzi. Skoro nasze interesy, opinie i przekonania konkurują ze sobą, trzeba się spierać o wypadkową interesów i dobro wspólne, ale należy to czynić według ustalonych reguł, budując polityczny kompromis. Gdzie taki spór jest niemożliwy, tam nie istnieje prawdziwy ład polityczny.
Etyka politycznego sporu podkreśla - z jednej strony - sens wolnościowej konstytucji, która ma umożliwić uporządkowane spory i – pod auspicjami nadrzędnych celów – równoważy konkurujące ze sobą interesy. Z drugiej zaś strony, polityczna etyka cnót domaga się od skłóconych stron takiego zachowania, które odpowiadałoby sensowi wspólnych instytucji i polegało na obustronnej uczciwej i czystej grze (por. Bernhard Sutor, Etyka polityczna, Warszawa 1994, 225-226).
Konstytucja majowa pośrednio podkreśliła też prawa narodów. Zwróciła uwagę na to, że każdy naród posiada prawo do istnienia. Prawo do własnego języka i kultury, przez które wyraża i umacnia to, co nazywamy jego pierwotną „suwerennością duchową”. Posiada prawo do kształtowania swego życia zgodnie z własnymi tradycjami (choć oczywiście nie może to polegać na naruszaniu fundamentalnych praw człowieka, a zwłaszcza na ucisku mniejszości). Naród ma też prawo do budowania swojej przyszłości, zapewniając młodym pokoleniom odpowiednie wychowanie (por. KNSK, 157).
Naród nie jest bezkształtnym tłumem, bierną masą, którą można manipulować i traktować instrumentalnie. Wręcz przeciwnie, jest on zbiorowością składającą się z osób, z których każda winna posiadać możliwość – we właściwym czasie i we właściwy sobie sposób - kształtowania własnego zdania na temat spraw publicznych i radowania się wolnością wyrażania swojej wrażliwości politycznej oraz wykorzystywania jej w taki sposób, aby służyła ona dobru wspólnemu (por. KNSK, 385).
Suwerenność narodowa nie jest jednak wartością absolutną. Narody mogą w sposób wolny zrezygnować z niektórych swoich praw ze względu na wspólny cel, ze świadomością, że tworzą jedną „rodzinę narodów”, w której powinny panować wzajemne zaufanie, wsparcie i szacunek (por. KNSK, 435). Współżycie między narodami winno opierać się na tych samych wartościach, które winny nadawać kierunek współdziałaniu istot ludzkich: na prawdzie, sprawiedliwości, solidarności i wolności.
Tak kiedyś, jak i dzisiaj suwerenność narodu oznacza jego podmiotowość pod względem politycznym, ekonomicznym, społecznym, a także kulturowym. Ten wymiar kulturowy posiada szczególną wagę jako źródło siły w przeciwstawianiu się różnym formom dominacji, które warunkują wolność danego kraju. Kultura stanowi gwarancję zachowania tożsamości narodu, wyraża i wspiera jego suwerenność duchową.
Czy jednak dzisiaj nasza kultura rzeczywiście pełni jeszcze taką rolę? Wydaje się, że dzisiejszą kulturę można w dużej mierze nazwać laicką i post oświeceniową. Jest to kultura materialistyczna, która odrzuca niemal wszystkie istotne elementy nauczania chrześcijańskiego. Ta kultura stała się dominująca nie tylko pośród ludzi niewierzących, lecz także wśród tych, którzy nazywają siebie chrześcijanami. Dzisiaj dość powszechnym zjawiskiem jest to, że chrześcijanie nie myślą już o sobie i nie rozumieją samych siebie w kategoriach własnej religii, ale w kategoriach laickich, które pozostają obce ich tradycji religijnej. Wielu dzisiejszych chrześcijan przejmuje laicki sposób widzenia, gdzie religia jawi się jako rzeczywistość mieszcząca się obok, albo poza ich życiem.
Wielu nie ma już nawet pojęcia o tym, że myśląc o własnej religii, posługują się obcymi tejże religii kategoriami. Większość nominalnych chrześcijan przyjęła - często nieświadomie – kształt charakteryzujący plemiona kulturowo podbite. Lud Boży stał się nierzadko ludem skolonizowanym.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.