Cierpi całe ciało...

„Tam kościół jest wszystkim – jest kuchnią, jest szpitalem, jest poradnią, miejscem, gdzie przychodzimy się modlić, ale też i wypłakać...”.

Reklama

Przyjechała, by dzielić się cierpieniem, którego od 6 lat doświadczają chrześcijanie w Aleppo. Dobrze wie, że sytuacja przedstawiana w mediach i przez polityków często odbiega od rzeczywistości, bo – jak mówiła – „tylko Bóg wie naprawdę, jak tam jest”.

– Chcę opowiedzieć, co dzieje się w naszych sercach. Po ostatnich moich wypowiedziach mówiono, że oskarżam dziennikarzy o kłamstwo. To nieprawda, jednak jest różnica między tym, co jest przekazywane na zewnątrz, a tym, co na co dzień przeżywamy – wyjaśniała s. Annie Demerijan RJM z Syrii. Zanim spotkała się z abp. Józefem Górzyńskim, by podziękować wiernym archidiecezji warmińskiej za przekazywaną pomoc, odwiedziła Waplewo, rozmawiała z uczniami, opowiadała o chrześcijanach w Aleppo, ale i o każdym człowieku, któremu brakuje tam pokoju, poranka bez trwogi, który zastanawia się, czy przeżyje jeszcze jeden dzień, czy wieczorem spotka się z bliskimi...

– Trudno jest oddać myśli i codzienność ludzi żyjących w środku wojny, ale spróbuję ją przedstawić – mówiła.

Meble na opał

Obawa o życie to początkowo największe zmartwienie. Jednak z czasem człowiek przyzwyczaja się do niebezpieczeństwa. Inne problemy zdają się więc ważniejsze. – Proszę sobie wyobrazić, że mieszkańcy Aleppo przez półtora miesiąca nie mieli dostępu do wody. W takich warunkach trzeba było się odnaleźć. Obecnie w miejscach, które są pod kontrolą rządu, i przy kościołach organizowane są punkty dystrybucji wody. Czasem trzeba przyjść kilka razy dziennie z butelkami, kanistrami, pojemnikami, by jej zaczerpnąć. Przychodzą całe rodziny, matki z dziećmi, ojcowie. Każdy niesie swój pojemnik – opowiadała siostra.

Wspomina czas, kiedy nie było prądu. Podczas wieczornej modlitwy używano świec. Obecnie uruchomiono ogromne generatory, jednak za prąd trzeba zapłacić. Niewiele osób na to stać, dlatego tak potrzebna jest pomoc rodzinom.

– Ponad dwieście zakładów pracy zostało zniszczonych, wywieziono ich wyposażenie. Ponad 85 proc. mieszkańców nie ma pracy. A skoro nie ma pracy, nie ma i dochodów, pieniędzy na zapewnienie rodzinie utrzymania. Nawet jeśli ludzie pracują, to pieniądze starczają im najwyżej na dwa tygodnie życia – mówiła s. Annie. Trzeba też zapłacić za olej opałowy, którym ogrzewa się mieszkania. Niewielu na to stać. – Jedno z małżeństw sprzedało swoje łóżko, żeby mieć pieniądze na ogrzanie mieszkania. A w tym roku w Syrii była sroga zima, w styczniu obficie padał śnieg – wspominała. Nie mając pieniędzy, rodziny paliły wszystko – papier, plastik, meble.

Egzamin pod biurkiem

Cały czas towarzyszy ludziom strach. Codzienne odgłosy wystrzałów, spadające bomby. Nigdy nie wiadomo, czy kiedy będzie się szło przez miasto, w pobliżu nie spadnie bomba, nie rozpocznie się ostrzał. – Mimo że próbujemy żyć normalnie, nieustannie towarzyszy nam myśl, że może nas spotkać nieszczęście. W mieszkaniu, gdzie przebywam wraz z siostrami, kilkakrotnie wstawialiśmy już okna. Kiedy zamykam oczy, widzę i wspominam osoby, z którymi współpracowałam, a które zginęły. Byłyśmy z nimi tak blisko... – wyznała s. Demerijan.

W samym Aleppo do tej pory dokonano 20 tys. amputacji. Dlatego polski rząd zainicjował program, który ma pomóc w sfinansowaniu protez dla dzieci. – Ludzi często nie stać, żeby opłacić pomoc medyczną. Chodzą więc z odłamkami w ciele – dodaje siostra. Wspomina sytuację w szkole, kiedy dzieci pisały egzamin. W klasie panowała zupełna cisza. Po chwili rozległy się odgłosy, strzałów z broni snajperskiej z któregoś z pobliskich dachów.

– Poprosiłam dzieci, żeby podsunęły się bliżej ściany, tej najdalej położonej od okna. Zauważyłam, że brakuje jednej dziewczynki. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. W końcu dostrzegłam ją pod biurkiem nauczyciela. Spokojnie pisała swój egzamin. Tak wygląda nasza rzeczywistość – opowiadała siostra. Podkreślała, że wielu kapłanów i sióstr zakonnych pozostało na miejscu, starając się nieść nadzieję w tych trudnych warunkach.

Czy wierzę?

Skąd więc w tych ludziach nadzieja i chęć pozostania w Aleppo? – My nie jesteśmy obcy, to jest nasza ojczyzna. Należymy do tego miasta. Musimy walczyć o to miejsce, do którego przynależymy. Życie nie jest łatwe. Jako chrześcijanie mamy jednak świadomość, że krzyży w naszym życiu jest wiele – wyjaśniała s. Annie. Z zaufania Bogu i modlitwie czerpią siłę do walki z przeciwnościami. – Pomaga nam wiele organizacji. Osobiście od lat współpracuję z organizacją Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Dzięki otrzymywanym pieniądzom możemy pomagać wielu rodzinom. Jeśli chcemy, by chrześcijanie pozostali na Bliskim Wschodzie, musimy ich wspomagać. Same słowa nie wystarczą, tu potrzebne są konkretne działania – podkreślała.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama