Przemoc seksualna jest perfidnym zabójstwem za życia. Nie przestaje nim być dlatego, że jest możliwe zmartwychwstanie. Ale ofiara nie musi być przegrana.
Włoska prasa publikuje dziś napisany przez papieża Franciszka wstęp do książki-świadectwa człowieka, który w dzieciństwie był wykorzystywany seksualnie przez zakonnika. "Komuś, kto był ofiarą pedofila, trudno jest opowiedzieć to, czego doświadczył, opisać traumę, która pozostała po latach". - stwierdza m.in. papież. "Z tego powodu świadectwo Daniela Pitteta jest konieczne, cenne i odważne" - dodaje. We wstępie padają też ostre słowa pod adresem sprawców: papież określa ich czyny "znakiem diabła" i zapewnia: "Będziemy bardzo surowi".
To bardzo ważne stwierdzenia, przede wszystkim dla ofiar. Wszelkie wychodzenie z traumy przemocy, także seksualnej, wymaga jasnego określenia jej sprawcy. Wymaga powiedzenia: to on (ona) jest winny. Zostałem (lub: zostałam, oczywiście) skrzywdzony. Bez tego etapu nie ma żadnego następnego. Bez tego etapu nie da się także przebaczyć. Niby co miałby przebaczać ktoś, kto nie ma świadomości, że został skrzywdzony?
Na tym etapie niezmiernie ważne są słowa z zewnątrz. Słowa osób znaczących. Rodziców. Przełożonych sprawcy. Kościoła. Do nich należy nazwanie zła złem i stanięcie jednoznacznie po stronie ofiar. Bez kombinacji, światło-cieni i rozmywania odpowiedzialności. Każda inna reakcja pogłębi krzywdę i utrudni wyjście.
Niemniej chciałabym zauważyć jeszcze jedno zdanie. Papież we wstępie wyjaśnia, że poznał Pitteta w 2015 roku, gdy Kościół obchodził rok życia konsekrowanego. "Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, że ten pełen entuzjazmu człowiek, zafascynowany Chrystusem jest ofiarą wykorzystywania ze strony księdza" - pisze. Ta sprawa nie została rozwiązana modelowo. A mimo to papież widział przed sobą człowieka pełnego życia. Człowieka zafascynowanego Chrystusem.
Nie mogłem sobie nawet wyobrazić - pisze papież. To prawda, to trudno sobie wyobrazić. I ludziom, którzy patrzą na cierpienie ofiar i słuchają o ich bólu, i samym ofiarom. Tak, to prawda, po takich doświadczeniach nic nie jest takie jak było. I nic już nigdy takim nie będzie. Ale to nie znaczy, że życie nie może być pełne entuzjazmu i szczęśliwe. To nie znaczy, że nie może być życiem wiary. Rany nie znikną, to prawda. Zapewne nie przestaną boleć. Ale mogą zostać przemienione. Mogą - ostatecznie - stać się narzędziem dobra.
Nie zmienia to nawet na jotę wielkości winy. Przemoc seksualna jest perfidnym zabójstwem za życia. Nie przestaje nim być dlatego, że jest możliwe zmartwychwstanie. Ale ofiara nie musi być przegrana.
Książka Daniela Pitteta nosi tytuł "La perdono, padre". Ojcze, przebaczam. Tak, to jest możliwe. Także bez wyrażenia skruchy przez sprawcę. Jest możliwe, bo to jedyna droga do uwolnienia swojego życia od człowieka, który - doprawdy - na wieczną pamięć nie zasługuje. To jedyna droga by pójść dalej.
Daniel Pittet ma 57 lat. Od wydarzeń, o których mowa, minęły dziesięciolecia. To nie jest droga ani krótka, ani prosta, ani bezbolesna. Ale jest możliwa.
Jest nadzieja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.