Właśnie odbywają praktyki w parafiach, teraz mają okazję chodzić po kolędzie. Diakoni zdobywają ważne doświadczenia przed przyjęciem święceń kapłańskich.
Cieszę się, że niosę ludziom Boże błogosławieństwo, pokój, radość. Pan czyni mnie zdolnym do rozmów z różnymi ludźmi, starszymi, młodszymi, szczęśliwymi czy smutnymi. Przypominają mi się słowa św. Pawła: stałem się wszystkim dla wszystkich, radowałem się z tymi, którzy się radowali, płakałem z tymi, którzy płaczą – mówi dk. Barnaba Dębicki, który ma praktyki w parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Zielonej Górze.
Oczekują wsparcia księdza
Dziewięciu diakonów paradyskiego seminarium odbywa praktyki od 23 grudnia do 2 lutego. Do parafii pw. MB Nieustającej Pomocy w Witnicy trafił dk. Andrzej Pytlik. Co tam robi? To wszystko, co może robić diakon: czyta Ewangelię w czasie Mszy św., rozdaje Komunię św., wygłasza homilie, przewodniczy pogrzebom, udziela chrztu i chodzi po kolędzie.
– Można powiedzieć, że jestem trochę jak dodatkowy wikariusz w parafii, poza tym, że nie odprawiam Mszy św. i nie spowiadam – uśmiecha się diakon.
Dla diakona to ostatnie szlify przed wypłynięciem na głęboką wodę w kapłaństwie. – To czas, w którym mogę wiedzę zdobytą w seminarium przełożyć na realne sytuacje. Chyba największym wyzwaniem dla mnie jest w tym czasie wizyta duszpasterska. Spotykając ludzi o różnych historiach, czasami naprawdę nie wiem, co powinienem im powiedzieć. Bo co można powiedzieć w obliczu nawrotów choroby nowotworowej albo śmierci czyjegoś syna? Są to pytania, na które sam nie znam odpowiedzi, a wiele osób oczekuje ode mnie jakiegoś wsparcia, dobrego słowa, może czasem wyjaśnienia sensu – opowiada dk. Andrzej. – Te doświadczenia pozwalają mi zobaczyć, jak bardzo kapłan jest w takich sytuacjach potrzebny. Często zastanawiałem się nawet, dlaczego ludzie akurat mnie takie rzeczy opowiadają. Najpierw przyszło mi do głowy, że chcą się komuś wyżalić, ale po głębszej analizie doszedłem do wniosku, że po prostu oczekują wsparcia Kościoła – mówi dk. Andrzej.
To krok naprzód
Diakon Jakub Świątek posługuje w parafii pw. MB Gromnicznej w Kożuchowie. Co daje mu praktyka?
– Radość! Wiele osób, które spotykam w Kożuchowie, twierdzą, że chodzę wiecznie uśmiechnięty. Gdy wchodzę do jakiegoś domu w czasie wizyty kolędowej, to zawsze idę tam z radością. Wiem jednak, że łatwo nie będzie, bo uświadomiłem sobie, że już za rok w styczniu, oprócz kolędy do południa będę miał też szkołę. Patrząc na wikarych, którzy łączą te obowiązki, jestem zbudowany ich postawą – przyznaje dk. Jakub.
Praktyki w ciągu sześciu lat formacji umożliwiają gruntowne przygotowanie do kapłaństwa. – Nie ma praktyki, z której czegoś dla siebie bym nie wyniósł. Gdy byłem po pierwszym roku, przez miesiąc w hospicjum nauczyłem się modlitwy przed posiłkiem od pana Zbyszka, który był już w słusznym wieku, a nigdy nie chciał jeść, zanim nie uczynił znaku krzyża. Po drugim roku na obozie Wiara i Światło i na Oazie Dzieci Bożych odkryłem na nowo piękno dziecięctwa Bożego. Osoby niepełnosprawne i dzieci przypomniały mi, że powinienem stawać przed Bogiem tak jak one. I nie raz zawstydziły mnie swoją modlitwą – opowiada dk. Jakub. – A oaza młodzieżowa nauczyła mnie zadawać pytania o Boga. Gdy jest się już na pewnym etapie w seminarium, pojawia się pokusa, aby uznać, że już wiem tyle rzeczy, że więcej mi nie potrzeba. A młodzi nauczyli mnie, że o Bogu nigdy człowiek nie będzie wiedział za wiele i trzeba pragnąć poznawać Go coraz bardziej na każdym polu – rozumowym i duchowym.
Natomiast czteromiesięczna praktyka na IV roku w parafii pomogła mi podjąć decyzję, czy na pewno chcę takiego życia, życia w kapłaństwie na parafii. Pokazała mi również, ilu ludzi świeckich jest zaangażowanych w Kościele i jak wiele posług spełniają – mówi Jakub.
Po schodach w górę
Diakon Michał Szot trafił do parafii pw. św. Mikołaja w Głogowie.
– Bardzo cenne okazują się rozmowy „po kolędzie”, bo dzięki temu widzę, jak parafianie postrzegają Kościół i czego dziś od niego oczekują. Te spotkania pomagają zrozumieć potrzeby ludzi i ich postrzeganie rzeczywistości – zauważa Michał.
– Moje obowiązki w parafii są bardzo zbliżone do posługi wikarego. To niezwykle ważne doświadczenie i nauka. Te praktyki są momentem, w którym mogę dawać z siebie to, co we mnie najcenniejsze, czyli doświadczenie Boga żywego. Parafianie, ku mojemu zaskoczeniu, są tutaj wsparciem dla księdza poprzez swoją życzliwość, uśmiech, dobre słowo. Odnoszę wrażenie, że moja posługa będzie sianiem na żyznej glebie, bo jest wielu ludzi, którzy chcą Kościoła, chcą go słuchać i działać w nim. To moje odkrycie, które mnie bardzo cieszy. Bez praktyk trudno wyobrazić sobie przygotowanie do kapłaństwa.
– Szczerze mówiąc, im jest ich więcej, tym lepiej. Tylko rozmawiając z drugim człowiekiem, można nauczyć się go rozumieć. Tylko głosząc kazania można stać się kaznodzieją, który trafia celnie w sedno. Setki godzin w salach wykładowych nie zastąpią spotkania z żywym człowiekiem, choć teoria jest oczywiście bardzo ważna i niezbędna – przyznaje dk. Michał. Jak mówi, w pamięci pozostają wszystkie praktyki, bo każda z nich była jak jeden stopień schodów prowadzących do pełnego odkrycia samego siebie oraz piękna Boga w drugim człowieku.
Jak ich rozpalić?
Praktyka to okazja do zderzenia wyobrażeń o kapłaństwie z rzeczywistością i dostrzeżenia wyzwań, którym ksiądz na co dzień musi stawić czoło.
– Bez wątpienia wyzwaniem duszpasterskim jest znalezienie sposobu na dotarcie do ludzi, którzy dziś już nie przychodzą na niedzielną Eucharystię. W każdej parafii jest to duża grupa wiernych, a my poza wizytą kolędową nie mamy okazji do spotkań z nimi – przyznaje Barnaba Dębicki.
– Według mnie najważniejszym i najpilniejszym wyzwaniem duszpasterskim jest ewangelizacja ochrzczonych. Zajęcie się tymi, którzy przestali wierzyć, którzy oddalili się od Kościoła w poszukiwaniu siebie. Stracili sens wiary w Boga, który wydaje się im odległy i milczący – tłumaczy dk. Michał, a dk. Andrzej dodaje: – Chodząc po kolędzie, widzę sporą grupę ludzi, którzy zaliczają siebie do tzw. wierzących niepraktykujących. To osoby, które często uznają, że nie muszą uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii ani angażować się w działania parafii, nie mówiąc już o codziennej modlitwie. Takich ludzi jest chyba coraz więcej. W Witnicy kolędę przyjmuje mniej więcej 80 proc. rodzin, gdy tymczasem do kościoła w niedziele uczęszcza jakieś 1600 osób na ok. 9 tys., czyli mniej niż 20 proc.. I tu właśnie pojawia się pytanie, jak tych ludzi zaangażować, rozpalić.
Diakoni nie mają gotowych recept i wiedzą, że sami świata nie zbawią, ale wiedzą też, o co muszą się zatroszczyć. – Autentyczna, żywa wiara, osobisty kontakt z Chrystusem, radość płynąca z własnego powołania oraz relacje z drugim człowiekiem. To według mnie pozwoli kapłanowi odnaleźć się w każdym zadaniu – uważa dk. Jakub Świątek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.