To opowieść niewigilijna. Bo „głodnego nakarmić” trwa cały rok, nie tylko od święta.
Gong za życie
Do jadłodajni wchodzi też pan Jan. Bywalec więzień. Ciężko chory. Alkoholik. Niedawno ukradł kościelny… gong. Policja szybko odnalazła złodzieja. Skierowała sprawę do sądu. Ks. Chyła chciał sprawę o gong wycofać, żeby dać człowiekowi szansę i do więzienia nie kierować. Policjant, dawny ministrant, dobry chłop, wytłumaczył jednak, że to obecnie niemożliwe, i jeszcze dodał: „Księże, to więzienie to mu zimą życie uratuje”… – Teraz już wiem, że niektórzy bezdomni przed zimą specjalnie coś kradną, by „przezimować” w ciepłej celi. Przykre to i trudne. Ale prawdziwe – mówi ks. Janusz.
– Nasz Jan jest teraz w dobrej formie. Ale bywa w skrajnie złej. I fizycznie, i psychicznie. Rzeczywiście, zima w więzieniu mu się przyda – wtóruje pani Elunia.
Do jadłodajni wchodzi pan Piotr. Również bezdomny. Dziś aż do czwartej rano spał na klatce schodowej. Czysty (no, w miarę), niewypity (to nowość, prawda). Po czwartej weszła straż miejska, przepędziła. Chodził to tu, to tam. – Do schroniska dla bezdomnych nie dam rady. Nałogowcem jestem – mówi szczerze jak na świeckiej, kulinarnej spowiedzi, znad talerza gulaszu. Przeprasza przy okazji panią Elunię. Bo kilka dni wcześniej niezbyt był kulturalny w jadalni. No, czasem popije, a wtedy… Próbował to zmienić? – I to ile razy. Ale nie dałem rady.
Bezdomna łza kręci się w przepitym oku. – Proszę księdza – zwraca się pan Piotr do proboszcza. – Moje życie się załamało, gdy mi mama zmarła. Ale nie jestem złym człowiekiem. Bóg chyba mnie nie przekreśla?
W drzwiach staje wysoki, zarośnięty mężczyzna. Przedstawia się jako „Zdzisiu z lasu. Konfucjusz”. Szarmancko całuje w dłoń. Próbuje usiąść na podłodze. – Zdzisiu, proszę, usiądź tu, przy stole – strofuje Konfucjusza pani Elunia. A pani Agnieszka przynosi mu talerz z gulaszem. Ale bez kaszy, bo Zdzisiu nie lubi. Więc z bułką.
Człowiek z lasu podobno kiedyś był „na stanowisku”, wykształcony. Zachorował. Teraz mówi niewyraźnie, zza przydługich wąsów, jedząc gulasz: – Każdy człowiek chce być sobą. I żyć jak… człowiek. Innych rozumieć. A wiesz ty, kobieto, kim był Konfucjusz? Nie? To był taki filozof.
– Nie filozof, ale twórca religii. Konfucjanizmu – wtrąca się pan Piotr. – Z Chin pochodził. Ja czytać uwielbiam – dodaje, nieco usprawiedliwiająco zwracając się do księdza.
Ks. Chyła przysłuchuje się „wykładom” z uwagą. A potem też – dyskusji „teologicznej”.
– Prosiłem dziś Boga o jedną rzecz – mówi Konfucjusz.
– O co? – Piotr na chwilę przestaje jeść, słuchając z uwagą.
– Żeby dał mi na wino. Dał.
– Ale to nie Bóg! Co ty gadasz! – pan Piotr jest niemal zgorszony, aż się skrzywił.
– Bóg mnie dał i już!
– Bóg to by ci dał udany detoks. Tylko nie daje, bo o złe rzeczy się modlisz.
Bezdomny Piotr, Konfucjusz z lasu i inni kończą obiad. Do piętnastej w jadłodajni zostanie wydanych do dwustu porcji. Trzystulitrowy gar osiągnie dno. A włoszczyzna do zupy na kolejny dzień jest już przygotowana. Mięso też. Panie Elunia i Stasia już z rana nastawią krupnik z wkładką. – A na święta to im pysznego bigosu nagotujemy. Żeby zabrali na swoją wigilię. Każdy potrzebuje bigosu na wigilię… – pani Elunia patrzy na swoich podopiecznych i surowo (bo porządek musi być), i ciepło.
Piotr opuszcza jadłodajnię. Na odchodne Konfucjusz z lasu wyjmuje z brudnej kieszeni brudną ręką dwie monety użebrane gdzieś na chojnickiej ulicy: 2 zł i 5 zł. Patrzy na pieniądze. Myśli. Podaje piątkę: – Odwiedziłaś nas, kobieto, zmęczona jesteś pewnie i głodna. Masz tu piątaka. Obiad sobie gdzieś kup. Każdy powinien mieć obiad…
Niektóre szczegóły i dane bohaterów, ze względu na ich dobro, zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).