Tak przynajmniej wynika z informacji podanych przez GUS.
Te dane może nie powinny specjalnie dziwić, ale dla mnie jednak są trochę zaskakujące. Mile zaskakujące. Ponad 90 procent Polaków przynależy do jakiegoś religijnego wyznania, a dla ponad 80 proc. wiara ma średnie, duże albo nawet bardzo duże znaczenie. Tak przynajmniej nasi rodacy deklarują.
Można oczywiście ponarzekać, że te deklaracje często nie przekładają się na konkretne życiowe wybory, ale... Jakie w zasadzie mam do tego prawo? Tak sobie myślę o rozwodnikach (tych w powtórnych związkach). Wiadomo, to przypadek ewidentnego rozminięcia się deklaracji o wierze z życiem. To grzech. Jawny dla wszystkich. Ale przecież nie jedyny, jaki wierzący popełniają. Dlaczego takiego człowieka miałbym uważać za mniej wierzącego niż tego, który popełnia inne ciężkie grzechy? Ot, taki ktoś, komu prawda miesza się z wyobraźnią i żadnego ze swoich oszczerstw rzuconych przeciw bliźnim nie zamierza sprostować, bo podobnie jak rozwodnik usprawiedliwia się miłością tak on usprawiedliwia się troską o rzekomo skrywaną prawdę... Albo inny przypadek, gdy ktoś pomiata bliźnim. Oczywiście zawsze w imię jakiegoś tam dobra, np. dyscyplinowania go, troski o rodzinę, zespół czy parafię. Taki też, choć potrafi zruinować komuś życie, do żadnej wielkiej winy się nie poczuwa. Dlaczego deklaracje o wierze takich ludzi miałbym traktować poważniej niż tych, którzy naruszyli Boże prawo w zakresie szóstego przykazania?
Dlatego tymi danymi podanymi przez GUS się cieszę. Bo pokazują, że zdecydowana większość Polaków nawet jeśli błąka się gdzieś po opłotkach wiary, ma do czego wrócić. Jest nadzieja, że choćby w ostatniej chwili życia, zwróci się ku Bogu i dzięki temu otrzyma życie wieczne. Mam zresztą nadzieję, że i wśród pozostałych sporo takich też się znajdzie. W obliczu śmierci wszystko przecież wygląda inaczej.
Tak, cieszę się, że nawet ci, którzy dziś nie bardzo Bogiem się przejmują albo wręcz się przeciw Niemu buntują kiedyś, być może w ostatniej chwili życia, do Niego wrócą i otrzymają życie wieczne. I wcale im nie zazdroszczę, że dziś mogą sobie, jak syn marnotrawny, używać życia czy układać w nim wszystko po swojemu. a ja muszę się liczyć z Bogiem. Pomijając już nawet to, że sam jestem grzesznikiem mam przecież też świadomość, że znalazłem skarb. A oni jeszcze nie. Czego miałbym im zazdrościć?
Dziś świętego Jana. W pierwszym czytaniu liturgii tego dnia słyszymy jak chce on dzielić się swoim spotkaniem z Chrystusem z innymi, jak dojście tych innych do wspólnoty uważa za największą swoją radość. Dla nas, chrześcijan żyjących w kraju tak mocno podzielonym na polityczne obozy, przepiękna inspiracja. by pamiętając o tym co najważniejsze, stanąć wysoko ponad podziałami. Przecież generalnie prawie wszyscy uważamy się za wierzących i chcemy jak najlepiej, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.