Ośmieszane, przedstawiane jako medium dla dewotów, frustratów i staruszek, oskarżane o antysemityzm, Radio Maryja przetrwało 25 lat w dobrej kondycji. Jego rolę religijną i społeczną trudno przecenić.
Rozpoczęło nadawanie 8 grudnia 1991 r., czyli dokładnie w tym samym dniu, kiedy prezydenci Rosji, Białorusi i Ukrainy ogłosili, że przestaje istnieć Związek Radziecki. Wtedy pewnie nikt nie łączył tych faktów, ale dziś ta zbieżność nabiera znaczenia symbolicznego. Bo przecież właśnie kończyła się pewna epoka, a zaczynała nowa, w której stało się możliwe stworzenie takiej rozgłośni. Radio Maryja od samego początku stało się świadkiem tej nowej epoki, a wkrótce także jej aktywnym uczestnikiem – ważnym głosem na medialnym rynku i przeciwwagą dla głównego nurtu, nazywanego czasem lewicowo-liberalnym.
Beret jako atut
Taki głos musiał drażnić. Obecność medium niemieszczącego się w dotychczasowych schematach stawała ością w gardle redaktorom „Gazety Wyborczej” i w ostatnich latach TVN-u. Wokół toruńskiej stacji narastał czarny PR: tropienie rzekomych przekrętów finansowych, oskarżenia o antysemityzm i nadmierne rozpolitykowanie. Pogardliwe określenie „moherowe berety” miało zdyskredytować słuchaczy Radia Maryja. A jednak samemu radiu te działania jakoś specjalnie nie zaszkodziły. Ba, wyśmiewane berety rozgłośnia genialnie przekuła w atut, a oskarżenia jeszcze bardziej skonsolidowały skupione wokół niej środowisko. Fakt, że radio przetrwało 25 lat, jako jedyna duża rozgłośnia katolicka w Polsce, budzi szacunek. Zwłaszcza że wszelkie próby stworzenia alternatywy dla niego (potrzebnej skądinąd) kończyły się fiaskiem.
Oczywiście to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie wizja jej założyciela i dyrektora – o. Tadeusza Rydzyka. To postać budząca emocje i różnie oceniana, także przez samych katolików, ale jednego trudno jej odmówić: skuteczności w działaniu. Widać ją było w pierwszych latach, kiedy mimo braku koncesji ogólnopolskiej radio funkcjonowało na podstawie 117 koncesji lokalnych. Widać było też całkiem niedawno w konsekwentnej walce o miejsce Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie. A także w innych pozaradiowych przedsięwzięciach: , „Naszym Dzienniku” czy założonej przez o. Rydzyka Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej.
Najważniejsze wydaje się jednak to, że radio docenia swoich słuchaczy. Będąc w dużej mierze głosem „wykluczonych”, spychanych na margines, wyśmiewanych – daje im możliwość bycia razem, łączenia się w strukturach Rodziny Radia Maryja, uczestnictwa w pielgrzymkach i dniach skupienia. Poczucie słuchaczy, że to „ich” radio, wzmocnione jest przez duży stopień interaktywności – możliwość wypowiedzenia się na antenie czy współprowadzenia modlitwy. Dzięki temu toruńskiej rozgłośni udaje się gromadzić ludzi wokół ważnych spraw. Ma to także wymierny efekt finansowy, bo zaangażowana grupa chętnie przekaże środki na wyznaczone cele, które można potem w sposób metodyczny realizować.
W poprzek stereotypom
Oczywiście same zdolności organizacyjne nie wystarczą, by stworzyć dobre radio. Zwykło się uważać, że o sile danej rozgłośni decydują charyzmatyczni prowadzący, dobra muzyka, ciekawe audycje autorskie. Tymczasem Radio Maryja bardzo trudno wpisać w ten schemat. Owszem, można tu usłyszeć wiele interesujących rozmów na tematy, których próżno szukać w mediach głównego nurtu. Są audycje o muzyce poważnej, porady dla małżonków i programy dla dzieci. Jednak w dziedzinie „przebojowości”, tak dziś cenionej w świecie medialnym, toruńska stacja pozostawała przez lata raczej antywzorem. Smutne głosy spikerów i playlista, na której z całkiem niezłymi piosenkami sąsiadowały utwory z nurtu „sacro-polo”, na dzień dobry zniechęcały młodszych odbiorców. Dla wielu z nich Radio Maryja stało się synonimem obciachu, choć nie wysłuchali w nim nawet jednej audycji od początku do końca.
W ostatnich latach radio trochę ewoluowało, zwłaszcza pod względem muzycznym – coraz częściej można tu usłyszeć dobre piosenki z nurtu świeckiego, a te religijne dobierane są nieco staranniej niż kiedyś. Jednak w dalszym ciągu kwestia profesjonalizmu znajduje się na dalszym planie. Ważniejsze wydaje się budowanie poczucia wspólnoty, zmniejszanie dystansu między nadawcą a odbiorcą. A ze spikerem, który nie jest zawodowcem, ani tym bardziej gwiazdą (znamienne, że prowadzący przedstawiają się najczęściej tylko imieniem), łatwiej się utożsamić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.