Odkręcenie skutków milczenia "bo przecież to tylko słowa, głupota" mogłoby okazać się niemożliwe.
Tak, wiem, w sumie to bzdura. Pewna pani poseł obejrzała Wołyń, przejęła się jego treścią i raczyła napisać felieton, zawierający m.in. następujące stwierdzenie:
[...] powinniśmy wymagać od ateistów, prawosławnych czy muzułmanów oświadczeń, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję i wartości uznawane w Polsce za ważne. Niespełnianie tych wymogów powinno być jednoznacznym powodem do deportacji. [źródło]
Tak, to prawda, z kontekstu wynika że chodzi o cudzoziemców chcących osiedlić się w naszym kraju, nie jego obywateli. Ale co to zmienia? Selekcja, jaką pani poseł zastosowała - ze względu na religię czy wyznanie - jest moralnie absolutnie niedopuszczalna. I myślę, że sytuacja dojrzała do tego, by powiedzieć to głośno. Tak, to prawda, to tylko słowa. Ale słowa pojawiające się w przestrzeni publicznej kształtują świadomość ludzi, którzy ich słuchają. Budują klimat, w którym później pojawiają się (i czasem przechodzą) propozycje prawne. Dotyczące już nie tylko "tych z zewnątrz".
Zaniechanie powoduje czasem ogromne zło. Odkręcenie skutków milczenia "bo przecież to tylko słowa, głupota" mogłoby okazać się niemożliwe.
To, że pani poseł proponuje coś, co jest sprzeczne z polską Konstytucją dodaje sprawie smaczku. Znajomości i stosowania w praktyce Konstytucji oczekiwałabym w końcu przede wszystkim od osób zajmujących się polityką, szczególnie od sprawujących władzę: posłów, senatorów, członków rządu. Może warto zażądać takich oświadczeń od (wszystkich - bez wyjątku) kandydatów do parlamentu? Może uniknęlibyśmy wówczas takich "kwiatków"?
Egzaminów już nie proponuję...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.