Jesteśmy wolni. Sami podejmujemy decyzje. Powinniśmy wlewać do baku benzynę, ale jeśli zechcemy, możemy wlać tam Chanel No. 5. Fragment książki abp. Fultona Sheena „Stworzeni do szczęścia. Klucz do dobrego życia”.
Spójrzmy na swoje serce tak, jakby było w tyglu, i spróbujmy wydestylować jego istotę. Czy nie okazuje się kłębkiem sprzeczności? Czy nie dostrzegamy w sobie rozdarcia między tym, co powinniśmy robić, a tym, co rzeczywiście robimy? Czy nie wydaje nam się czasem, że jesteśmy jak radio nastawione na dwie różne stacje: niebo i piekło, a odbierające jedynie szum i „popłoch bezładny”? Dobrze wyraził te odczucia rzymski poeta Owidiusz: „Widzę i pochwalam to, co lepsze, ale skłaniam się ku gorszemu”. A św. Paweł pisał z pasją: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię właśnie zło, którego nie chcę” (Rz 7,19).
henryk przondziono /foto gosć Czujemy w sobie rozdwojenie, rozdarcie wewnętrzne, bo zazwyczaj wybieramy to, co nam się podoba, a nie to, co jest dla nas najlepsze. Boleśnie doznajemy wtedy skutków swojego postępowania. Coś w nas źle funkcjonuje, jakby nasza natura się rozregulowała. Przeżywamy jedno rozczarowanie za drugim; urzeczywistniamy swoje plany i przekonujemy się za każdym razem, że nasze oczekiwania znowu nie zostały spełnione. Sami dla siebie stanowimy problem – nie z powodu naszych widocznych wad, ale dlatego, że bardziej pozytywne cechy tak często nas zawodzą.
Trwa w nas wielka wojna domowa. Prawo naszego ciała toczy walkę z prawem umysłu (por. Rz 7, 23). Czym wytłumaczyć tę fundamentalną sprzeczność wewnętrzną? Istnieją cztery fałszywe wyjaśnienia: psychologiczne, biologiczne, intelektualne i ekonomiczne.
Psychologia? biologia?
Zgodnie z wyjaśnieniem psychologicznym, konflikt wewnętrzny wynika z doświadczenia danej osoby – na przykład może mieć podłoże erotyczne, bo ktoś wystraszył się myszy, kiedy podczas burzy czytał w ciemnej komórce książkę o seksie. Trudno przyjąć to wyjaśnienie, ponieważ konflikt wewnętrzny jest charakterystyczny nie tylko dla pojedynczych osób. Wszyscy go doświadczyliśmy. Coś dziwnego dzieje się nie z tym czy tamtym człowiekiem, ale po prostu z ludźmi. Nikt z nas nie powinien sądzić, że jest pod tym względem wyjątkowy, że ma monopol na pokusy, że on jeden nie jest w stanie postępować dobrze i on jeden czuje wyrzuty sumienia, kiedy postąpi źle. To ludzka natura jest dziwna, a nie ja czy on.
Zgodnie z drugim wyjaśnieniem, biologicznym, wada naszej natury wynika z niekorzystnej tendencji ewolucyjnej. Nieprawda. Zło nie jest rezultatem naszych zwierzęcych cech. Ludzka natura wyraźnie różni się od zwierzęcej. Nie istnieje proste przejście od zwierzęcia do człowieka. Jak mówi Gilbert K. Chesterton, „nie trzeba kopać bardzo głęboko, żeby natrafić na ślad człowieka rysującego małpę, ale jeszcze nikt się nie dokopał do śladu małpy rysującej człowieka”. Zwierzę nie może grzeszyć, bo nie może się zbuntować przeciwko swojej naturze: musi żyć zgodnie z nią. My natomiast możemy grzeszyć, bo tylko powinniśmy żyć zgodnie z naszą naturą. Widząc małpę w zoo, bezmyślnie ciskającą w gapiów skórkami banana, nie powiemy: „Zastanów się, co robisz!”. Do człowieka działającego nierozumnie mówimy jednak: „Zachowuj się po ludzku!”. Tylko człowiek może postępować nie po ludzku, może się zniżyć do poziomu zwierzęcia.
Niezwykłe jest to, że chociaż człowiek może przestać się zachowywać jak człowiek, nigdy nie straci zrębów ludzkiej godności. Nie zniszczy odciśniętego w nim obrazu Boga – może go jedynie zeszpecić. Na tym polega nasza tragedia. Nie wyewoluowaliśmy ze zwierząt, ale zdegenerowaliśmy się do nich. Nie powstaliśmy z nich, ale upadliśmy tak, że czasem trudno jest nas od nich odróżnić. Dlatego jeśli nie ocali się duszy, niczego się nie ocali. Obecne w nas zło wskazuje na istnienie tego, przeciwko czemu występuje. Podobnie jak nie możemy być bezbożni bez Boga, nie możemy być nieludzcy, nie będąc ludźmi.
Intelekt? ekonomia?
Zgodnie z trzecim fałszywym wyjaśnieniem, zło w nas wynika z braku wiedzy – jesteśmy przewrotni, bo jesteśmy niedouczeni. Kiedy się dokształcimy, wszystko wróci do normy. Nieprawda. Nasz konflikt wewnętrzny nie zależy od poziomu wiedzy, bo przecież nie wszyscy wykształceni są święci i nie wszyscy nieuczeni to łajdacy. Edukacja niekoniecznie czyni nas lepszymi. Nigdy dotąd w historii nie było takiego nagromadzenia wiedzy, a tak mało poznawania prawdy. Współczesna edukacja w znacznej mierze polega na racjonalizacji zła. Zyskujemy tyle, że z głupich łajdaków stajemy się sprytnymi łajdakami. Świat się pogubił nie z powodu tępoty umysłu, ale przez przewrotność woli. Wiemy dostatecznie wiele, tylko wybieramy niewłaściwie.
Na koniec wyjaśnienie socjalistyczne, równie nieprzekonujące: ludzie są niegodziwi, bo żyją w biedzie. Nigdy dotąd stopa życiowa nie była tak wysoka. Nie wszyscy bogaci są prawymi ludźmi i nie wszyscy biedacy są niegodziwi. Choćbyśmy mieli niewyobrażalne zasoby, nadal pociągałoby nas zło. Jeśli przyczyną zła jest bieda, dlaczego przestępczość nieletnich rośnie w okresach dobrobytu, dlaczego po złożeniu ślubów ubóstwa kwitnie wiara? Gdyby przyczyną zła była bieda, majątek stanowiłby źródło cnoty. Dlaczego zatem ludzie majętni nie są dla nas wzorem wszelkich cnót?
Uniwersalna przewrotność
Ponieważ nasza przewrotność jest uniwersalna – płynie z ludzkiej natury, a nie z osobowości tego czy tamtego człowieka – musi być spowodowana czymś, co stało się z naszą naturą u samego jej zarania. A ponieważ przewrotność ta nie ma charakteru odzwierzęcego, lecz wyraźnie wynika z wolnego, świadomego wyboru, nie może być częścią dzieła Boga, ale musiała powstać z jakiejś skłonności do zła.
Jedno nie ulega wątpliwości: bez względu na to, jacy jesteśmy, nie jesteśmy tym, czym być powinniśmy. Nie jesteśmy zdeprawowanymi przestępcami, ale jesteśmy słabi; nie jesteśmy zepsuci do szpiku kości, bo nosimy w sobie obraz Boży. Przypominamy kogoś, kto wpadł do studni: człowiek ten wie, że nie powinien w niej tkwić, ale wie też, że nie wydostanie się o własnych siłach.
Powiedzmy sobie otwarcie: potrzebujemy religii, ale nie religii pobożnych frazesów. Potrzebujemy uzdrowienia, potrzebujemy wyzwolenia. Mamy świadomość, że w naszym życiu są setki spraw, które – dzięki Bogu – zdołaliśmy dotąd ukryć przed ludzkim wzrokiem, ale męczy nas to brzemię, chcemy się go pozbyć. Nie szukamy religii, która wprawi nas w dobry nastrój niezależnie od tego, czemu ów nastrój będzie towarzyszyć. Zastanawiając się nad sobą, odkrywamy, że nasza dusza przypomina samochód, w którym skończyło się paliwo, a my nie jesteśmy pewni właściwej drogi. Potrzebujemy kogoś, kto nie tylko dostarczy nam benzynę, ale też wskaże kierunek podróży. Jeśli w tej chwili odrzucamy religię, być może wnika to ze słusznej niechęci do słodkawych oczekiwań, że parę budujących pouczeń moralnych głoszonych w niedzielę przemieni świat w królestwo Boże. Szukamy religii, która wychodzi nie od naszych wspaniałych zalet, ale od naszego zagubienia. ( )
Czujemy się jak zegar, który mimo sprawnego mechanizmu nie odmierza godzin, bo pękła w nim sprężyna napędowa. Sami nie sprawimy sobie nowej sprężyny, ale nasz Zegarmistrz mógł nam ją podarować, zsyłając swojego Syna. Na którymś etapie dziejów coś w naszej naturze zaczęło szwankować i wszystko wskazuje na to, że przyczyną było niewłaściwe wykorzystanie ludzkiej wolności.
Kiedy kupujemy samochód, producent dostarcza nam zestaw instrukcji. Informuje nas o właściwym ciśnieniu powietrza w oponach, o typie oleju, który powinniśmy wlewać do silnika, o odpowiednim rodzaju paliwa. Dając nam te zalecenia, nie ma wobec nas nieprzyjaznych zamiarów, podobnie jak Bóg nie jest do nas wrogo nastawiony, kiedy daje nam przykazania. Producent chce być pomocny – zależy mu, by samochód jak najlepiej nam służył. Bogu natomiast zależy, byśmy czerpali z życia jak najwięcej szczęścia. Taki jest cel Jego przykazań.
Jesteśmy wolni. Sami podejmujemy decyzje. Powinniśmy wlewać do baku benzynę, ale jeśli zechcemy, możemy wlać tam Chanel No. 5. Zapach benzyny jest niewątpliwie mniej przyjemny niż zapach perfum, kłopot w tym, że z perfumami w baku samochód nie pojedzie. Nas zaś stworzono tak, by napędzały nas Boża miłość i Boże przykazania. Żadne inne paliwo nie zadziała, tylko ugrzęźniemy w miejscu.
Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Abp Fulton J. Sheen, Stworzeni do szczęścia. Klucz do dobrego życia, wys. Esprit, Kraków 2016, ss. 264.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).