Gwar u salezjanek

– W Gabonie na dzieci i młodzież czyha wiele zagrożeń. Najczęściej jest to przemoc fizyczna i seksualna. Bywa, że dzieci są odrzucane przez najbliższą rodzinę i podejrzewane o uprawianie czarów. Wiąże się to z magią, wciąż mocno zakorzenioną w Afryce – opowiada s. Barbara Kiraga, salezjanka.

Po kolejnych dwóch latach s. Barbara wróciła do Pointe Noire, tym razem na 3 lata. Teraz pracuje na północy Gabonu, w Oyem. – Jesteśmy i tu nastawione na edukację. Prowadzimy szkołę zawodową, gdzie młodzież zdobywa dyplomy cukierników, fryzjerów, krawców i pracowników administracyjnych. W naszej szkole podstawowej uczy się 210 dzieci. Mamy też internat. W niedzielne popołudnia wspólnie z animatorami prowadzimy oratoria poza naszą placówką. Tak docieramy do dzieci, które – ze względu na odległość – nigdy by do nas nie przyszły – wyjaśnia.

A co z pracą w szpitalu? – Nie czuję, że zdradziłam medycynę, bo w tamtych okolicznościach, bez względu na to, co robię, wszędzie są potrzeby zdrowotne i wtedy wykorzystuję wszystkie zdobyte w szkole umiejętności. Jak tylko mogę, tak służę – odpowiada.

Dziurawa łódź

Siostra Barbara chętnie opowiada swoje przygody związane z organizowaniem wakacji dla dzieci wspólnie z wolontariuszami, którzy jeżdżą do krajów Afryki, żeby pomagać innym, a przede wszystkim wesprzeć rozwój dzieci, młodzieży, kobiet. Najbardziej siostrze zapadła w pamięć podróż na wakacje do pewnej wioski, do której trzeba było płynąć łodzią przez 7 godzin. – Łódź nie daje poczucia bezpieczeństwa. Wsiada tam 150 osób, do tego ładowane jest mnóstwo bagaży. Gdy na nią wchodziliśmy, przedziurawiła się. Dziurę próbowano zatkać klockiem, a ktoś podpowiedział, że można to zakleić cementem z silikonem. Udało się. Odpłynęliśmy, ale woda dostawała się i była cały czas wypompowywana.

Dopłynęliśmy do celu o 21.00, w zupełnej ciemności, i łódź podczas zakręcania wywróciła łódkę bezpieczeństwa. Tam były nasze bidony z olejem i, niestety, straciliśmy je. Na brzegu czekali na nas ludzie z wioski i ksiądz z tamtejszej parafii. Zabrali nasze bagaże i szliśmy 4 km przez las, a na miejscu były śpiew, tańce i radość. Rano spotkaliśmy się ze wszystkimi mieszkańcami na wielkiej łące. Zorganizowanie takich kilkudniowych wakacji to nie tylko zabawa, ale też program lekcyjny. Wcześniej jeszcze musimy zdobyć żywność dla nas i dla dzieci – opowiada salezjanka.

Po wakacjach w wioskach s. Barbara zapragnęła, aby młodzi animatorzy, dla których siostry prowadzą formację i którzy pomagają na prowadzonych przez siostry placówkach, mogli przyjechać na Światowe Dni Młodzieży. – Chciałam, żeby przyjechali do mojej parafii w Ledlni-Letnisku. Rozmawiałam z proboszczem ks. kan. Andrzejem Margasem, zgodził się i zaangażował w pomoc razem z wójtem Piotrem Leśnowolskim. Pomogły też inne parafie i ludzie dobrej woli. Dzięki temu udało się zaprosić z Afryki 23 osoby – podkreśla s. Barbara.

W organizowaniu przyjazdu gości z Afryki paradoksalnie pomogła siostrze choroba. Ponad pół roku wcześniej musiała przyjechać do Polski, żeby rozpocząć leczenie. Między pobytami w szpitalu i badaniami chodziła na spotkania i szukała pieniędzy dla swoich afrykańskich animatorów. Na miejscu za przyjęcie gości w parafii odpowiedzialny był między innymi wikariusz ks. Dominik Dryja. Razem z siostrą ustalali dla nich program pobytu. We wspólne działania, zarówno przed Światowymi Dniami Młodzieży, jak też w czasie ich trwania, bardzo angażowali się parafianie.

– Wszyscy mocno się zżyli. To był czas ożywienia naszej parafii i otwarcie się na inną kulturę, inne spojrzenie na naszą wiarę. Parafianie w Jedlni-Letnisku są wspaniali. Młodzież ma kontakt z gośćmi. Do mnie też piszą. W przyszłym roku chcę zajrzeć do Gabonu – mówi ks. Dominik.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11