– Swoje miejsce odnajdują u nas wszyscy, nawet tacy, którzy mają życie nie do końca poukładane. My nie moralizujemy. Nie mówimy, jak trzeba żyć, tylko pokazujemy, jak żyć można i jak warto – mówią Mężczyźni Boga.
Mężczyźni Boga to są normalni faceci – mówi Janusz Kaluta, lider wspólnoty o tej właśnie nazwie. – Ale są to faceci, którym coś nie do końca pasuje w zewnętrznym postrzeganiu Kościoła – dodaje. Jak mówi, chodzi o pewne standardy, jakie wykształciły się wśród wielu wierzących. – Tzn. chodzimy sobie raz w tygodniu na Mszę Świętą i to wszystko. I jeszcze nazywamy siebie katolikami.
Mężczyźni Boga powstali także jako reakcja na coraz bardziej zauważalną tendencję do powstawania Kościoła „żeńskokatolickiego”. – Coraz częściej okazuje się, że mężczyzna nie pasuje do tego obrazka. A przecież też jesteśmy w Kościele i chcemy być w nim obecni. – Bycie mężczyzną Boga to również odkrywanie swojej misji jako mężczyzny postawionego na tym świecie z bardzo konkretnymi zadaniami – wyjaśnia Janusz.
– A dzisiejszy świat chce nam to po prostu zasłonić. – Dziś starają się nam wmówić, że mężczyzna powinien być łagodny, wręcz zniewieściały. Z mediów dostajemy obraz mężczyzny – wypacykowanego gogusia, którego jedynym pragnieniem jest błyszczeć w świetle fleszy – dodaje Krzysztof Ciuła. Ten obraz jest całkowicie zafałszowany. – Mężczyzna ma przecież wiele innych cech – podkreśla Krzysztof. – Ma męskie serce, w jego żyłach płynie testosteron, co sprawia, że jego reakcje są inne i nie zawsze superłagodne. I to bardzo dobrze, że takie nie są, bo w świecie jest wiele sytuacji, które wymagają stanowczości. I ten głos pewnego zagniewania jest potrzebny, a próbuje się nam to zabrać. – Żyjemy w czasach, gdzie znany festiwal muzyczny wygrywa kobieta z brodą, a reprezentantem naszego kraju jest mężczyzna, który wygląda i zachowuje się jak kobieta – zauważa ze smutkiem K. Ciuła. – I taki obraz mężczyzny serwuje się naszym dzieciom. Więc bez ruchu, który pokazuje, że mężczyzna ma być mężczyzną, jaka przyszłość nas czeka? – pyta.
Przyjrzeć się samemu sobie
Mężczyźni Boga powstali w 2006 roku. – Chociaż wcale nie było takiego zamiaru – opowiada Andrzej Michalczyk, jeden z założycieli. – To nie było tak, że usiadło czterech facetów, którzy stwierdzili: teraz zakładamy stowarzyszenie. Bo i nie o to chodziło. Grupa narodziła się samoistnie. – Pewnego razu spotkało się nas kilku działających w różnych przykościelnych wspólnotach. Okazało się, że w podobnym czasie wszystkim nam wpadła w ręce książka pt. „Dzikie serce” – wspomina A. Michalczyk. – I na tym spotkaniu padło zdanie, że „wierzący mężczyzna to taki grzeczny facet”. A my przecież nie lubimy być jacyś wyjątkowo grzeczni, poukładani, nijacy. Więc zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać o tej książce i spotykać się częściej. Okazało się, że takimi rozmowami zainteresowanych jest więcej osób.
– Najpierw było nas trzech, potem sześciu. Zorganizowaliśmy spotkanie z ewangelizatorem, poświęcone tematowi „Jezus jako męski Zbawiciel”. I na to spotkanie przyszło już 60 mężczyzn. Potem były kolejne spotkania i tak samo zaczęło się kręcić. Taka jest nasza geneza – uśmiecha się Andrzej.
– Wspólnota ta bazuje przede wszystkim na realu, czyli na tym, jak życie wygląda naprawdę, bez rozgłosu medialnego i zaangażowania sił zewnętrznych – wyjaśnia lider. – Ma odsłonić każdego z nas z osobna, z konkretnymi talentami, właściwościami i słabymi stronami. Najważniejsze to przyjrzeć się samemu sobie, jakim jest się naprawdę. A kto może należeć do Mężczyzn Boga? – Każdy. Nigdy nie stawialiśmy żadnych kryteriów ani wymogów czy granic, jedynym wyznacznikiem jest to, aby chodzić na spotkania – mówi Janusz. Można angażować się w mniejszym stopniu, chodząc jedynie na spotkania ogólne, ale można też poddać się głębszej formacji duchowej i uczestniczyć w spotkaniach mniejszych grup. –
W mojej ocenie Mężczyźni Boga, w porównaniu do innych wspólnot, są bardzo otwarci – zauważa Krzysztof. – I moim zdaniem jest to powód do chluby, bo nawet mężczyźni, którzy mają życie nie do końca poukładane, odnajdują się u nas. Wszyscy są akceptowani i wysłuchiwani, i może dzięki temu w przyszłości będzie łatwiej im to życie poukładać. – Trafiają do nas chłopaki mocno przez życie poszarpane. Także poprzez nieumiejętność odnalezienia się w Kościele i w życiu – mówi lider wspólnoty. – Dlatego często lądują na poboczu i bardzo trudno jest im gdziekolwiek się odnaleźć, nie mówiąc już o wejściu w Kościół. Ale mają takie wewnętrzne pragnienie, aby odnaleźć samych siebie. I choć trwa to długo i jest to powolny proces, widzimy, jak bardzo się starają. Wtedy dociera do nas, że warto robić to, co robimy. – Dla mnie jest to wartość nie do przecenienia, dzięki której rozumiem, że chcę trwać w tej rzeczywistości – dodaje Andrzej. – Podsumowując, spotykamy się, aby porozmawiać – nie tylko o wierze – bez żonusi i mamusi – uśmiecha się.
Obowiązuje tajemnica spotkań
Wyjątkowość tej grupy polega także na tym, że nie ma w niej wyznaczonej linii formacji, narzuconej odgórnie. – Jesteśmy bardzo wrażliwi na potrzeby czasu i według tego rozważamy, w jakim kierunku będziemy szli – mówi Janusz. – Może to wyglądać na pewną samowolkę, ale wcale tak nie jest, gdyż wśród Mężczyzn Boga jest także kilku księży, którzy panują nad tym, abyśmy nie pogalopowali w złym kierunku – uspokaja. Wszystkie poruszane na spotkaniach tematy są także zawsze poprzedzone modlitwą. – Wciąż także jestem zdziwiony naszą grupą – mówi A. Michalczyk. – Tu zobaczyłem, jacy mogą być faceci. Obaliło to wszystkie wyobrażenia o mężczyznach, jakie można poznać np. we wspólnotach zdominowanych przez kobiety. Bo mężczyźni są inni i potrzebują nieco innej drogi, aby kroczyć do Boga.
– Bez względu na to, czy mamy 18 lat, jak najmłodsi członkowie naszej grupy, czy ponad 70, jak inni – wskazuje założyciel. – A mimo to zawsze dobrze się dogadujemy. Najlepiej temu dogadaniu służą spotkania w małych grupach. – To wtedy możemy w intymnej atmosferze pogadać o tym, co dotyczy głównego tematu, ale także o tym, co jest dla nas ważne – mówi Krzysztof.
– Taka mała grupa buduje pewną relację i poziom wzajemnego zaufania. Nawet jeśli ktoś na początku zastanawiał się, „o czym oni rozmawiają”, to po pewnym czasie sam zaczyna mówić, często o rzeczach bardzo osobistych. Ale dlatego, że chce o tym mówić i rozwijać swoją duchowość, a tak naprawdę w życiu nie ma z kim o tym porozmawiać. Czasem w grupie zdarza się i pokłócić, jeśli rozmowy dotyczą naprawdę ważkich spraw. – Ale pozwalamy sobie na to – mówi Andrzej – bo zdajemy sobie sprawę, że mężczyzna jest dynamiczny i taka jest jego natura. To, że facet czasem wybuchnie, nie oznacza wcale, że jest chamem, tylko że jest facetem. Święty Piotr i święty Paweł też tacy byli, i w tych postaciach, ja przynajmniej, staram się przeglądać.
– Tu należy dodać pewną ważną rzecz – wtrąca Janusz. – Spotkania grupowe odbywają się z założeniem, że nic z tych grup nie wychodzi na zewnątrz. Bez względu na to, jakie by tam padły tematy, są one znane tylko członkom grupy. Jest to sposób zagwarantowania bezpieczeństwa osób, które poruszają intymne dla nich kwestie.
Nie odrywamy mężów od żon
Jak podkreślają rozmówcy, głównym celem Mężczyzn Boga jest to, aby formacja duchowa przyjmowana na spotkaniach przekładała się na życie codzienne. – I tak na pierwszym miejscu zawsze dla mężczyzny powinien być Bóg, ale zaraz za Nim ci, których na naszej drodze postawił – wskazuje Janusz. – A więc w przypadku męża są to żona, dzieci, wnuki. Potem podwładni, współpracownicy, nasze otoczenie. Ścisły nacisk kładzie się jednak na aspekt rodzinny. – Jeżeli jestem mężem, to przede wszystkim jestem odpowiedzialny za to, co dzieje się w domu – mówi lider.
– Wspólnota jako taka ma mi w tym tylko pomagać. Jeżeli miałaby ingerować w życie codzienne w taki sposób, że wytrącałaby nam pewne rzeczy z rąk, czyli zamiast polepszać moje relacje z żoną, pogarszałaby je, to nie ma na to zgody. – Nasza grupa nie odrywa mężów od żon – podkreśla Krzysztof. – Ty masz być lepszy w miejscu, w którym cię Pan Bóg postawił. I dajemy tę płaszczyznę rozwoju, ale nie po to, aby żona mówiła: „Zdecyduj się, albo grupa męska, albo małżeństwo”. Nie! Ty masz się rozwijać w małżeństwie i rodzicielstwie, a u nas masz się jedynie uczyć zaufania do Pana Boga.
Mężczyźni Boga również jako wspólnota modlą się za siebie nawzajem. – Jeżeli ktoś ma jakiś problem życiowy, np. wylądował w szpitalu, szuka pracy, ma ważny egzamin, wysyła SMS-a z prośbą o modlitwę, który dociera do wszystkich Mężczyzn Boga – wyjaśnia Krzysztof, odpowiedzialny za komunikację w grupie. – Wiemy, że wielu z nich się modli i to wsparcie jest zawsze odczuwalne. Grupa organizuje również całkowicie otwarte spotkania, na które można przyjść i przyjrzeć się, jak wygląda ta wspólnota.
– Trafiają do nas mężczyźni, którzy w jakiś sposób szukają poukładania swoich męskich spraw i pewnych niedostatków, np. w relacjach z ojcem, i jakoś inaczej chcą się modlić – zwraca uwagę Andrzej. – Ale jest to tylko kilka motywów z setek, jakie mogą kierować mężczyznami, którzy chcą do nas przyjść. Wszystkich serdecznie zapraszamy! – My nie moralizujemy. Nie mówimy, jak trzeba żyć, tylko pokazujemy, jak żyć można i jak warto – podsumowuje Janusz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.