Zostawiła pięcioro dzieci i ruszyła w świat. Kiedy jej córki i synowie musieli radzić sobie bez mamy, oddaleni o pół tysiąca kilometrów, ona spędzała godziny na… adoracji. Przez 19 lat. I co w tym ze świętości? A jednak – bo Kościół właśnie wyniósł Elżbietę Sannę na ołtarze.
Josemaría Escrivá, założyciel Opus Dei, powtarzał z przekonaniem, że pierwszym zadaniem kobiety (i najważniejszym!) jest dbanie o dzieci i małżeństwo, o dom. Opinia świętego. Wpadło mi to zdanie w ręce niemal równolegle z życiorysem Elżbiety Sanny. Czytam w nim, że za radą spowiednika duchowego mieszkanka Sardynii zostawiła dom. I pięcioro dzieci. Nie wszystkie były wtedy pełnoletnie… I Sanna, i Escrivá są w gronie świętych. O co więc chodzi?
Elżbieta wyruszyła z Sardynii do Ziemi Świętej, w pielgrzymkę dla zbawienia dusz. Jak twierdzą jej biografowie, wyjeżdżała z zamiarem szybkiego powrotu. Ale zamiast w stronę Jerozolimy, dotarła do brzegów Półwyspu Apenińskiego. Stąd przez kilka tygodni szła do Rzymu. Kiedy pierwszy raz przekroczyła bramę bazyliki św. Piotra, poczuła, że Bóg chce, by tu została. Przez kolejne miesiące spędzała całe dnie na modlitwie w kościele – matce Kościoła. „Zaczynała o świcie wizytą w jednej z kaplic poświęconych Matce Bożej, a potem klękała przed kolejnym obrazem Maryi. Najważniejsza była adoracja w kaplicy Najświętszego Sakramentu” – opowiada Francesco Cossu, znawca życia błogosławionej. Elżbieta – przechodząc od kaplicy do kaplicy – uczestniczyła w Piotrowej bazylice we wszystkich Mszach w ciągu dnia.
„Chciałabym, by niebo było pełne, czyściec pusty, a piekło zamknięte” – powtarzała błogosławiona. Wierzyła, że modlitwą jest w stanie o to zawalczyć. A dzieci? Dom? I dlaczego w takim razie Włosi mówią o niej „święta Mama Sanna”? Historia ta może wzburzyć krew. Kłopot w tym, że Elżbieta szła drogą właściwą, którą wybrał dla niej… sam Bóg. Niespełna cztery miesiące po jej śmierci rozpoczęto proces beatyfikacyjny. Święty Wincenty Pallotti przez osiemnaście lat był jej kierownikiem duchowym i wysoko ją cenił. O co w tym wszystkim chodzi?
Święta żona
23 kwietnia 1788 r. w niewielkim Codrongianos na Sardynii na świat przychodzi Elżbieta. Kiedy dziewczynka ma trzy miesiące, przechodzi ospę. W tamtym czasie choroba ma agresywny przebieg, niewielu chorym udaje się ją przeżyć. Elżbietka jest dość silna. Wychodzi jednak z choroby niepełnosprawna (dlatego w ikonografii jest przedstawiana ze skrzyżowanymi dłońmi). Może odtąd ruszać jedynie palcami i nadgarstkami rąk. Do końca życia nie będzie w stanie podnieść łyżki do ust, uczesać się, umyć twarzy, przebrać ani zrobić znaku krzyża. Ale ruchome palce dobrze zapadają się w miękkim cieście na chleb.
– Pieczenie chleba było jedyną czynnością, jaką potrafiła zrobić w domu – opowiadał ks. Salvatore Cossu. – Elżbieta wstawała o świcie i zabierała się za wyrabianie ciasta z przygotowanych wcześniej przez męża składników. Kiedy z pobliskiej wieży kościelnej dobiegał dźwięk dzwonów, nadstawiała palce pod strumień wody, by opłukać je z resztek ciasta, i biegła na Mszę. Kończyła chleb po powrocie. Znajome dziwiły się – jak to możliwe, że wychodził jej tak dobry?
Ksiądz Cossu jest pierwszym biografem błogosławionej. Książkę napisał jako wotum dziękczynne za cud, który się wydarzył za jej wstawiennictwem. Francesco Cossu, krewny kapłana, wspomina: – Ks. Salvatore budował ośrodek dla ubogich i bezdomnych. Ale prace stanęły, bo zabrakło pieniędzy. Był 1951 rok. Pobiegł więc do kościoła San Salvatore in Onda – Najświętszego Zbawiciela na Fali – w Rzymie. Modlił się do Elżbiety Sanny o pomoc i zawarł z nią pakt: „Jeśli do 25 marca, na Wielkanoc, pomożesz mi znaleźć 4 miliony na dokończenie budowy, ja napiszę o tobie książkę i rozpowszechnię twój kult we wszystkich parafiach Sardynii i Rzymu”. 25 marca dostał przelew na potrzebną sumę! A w krótkim czasie powstała pierwsza biografia błogosławionej.
Dowiadujemy się z niej, że ojciec Elżbiety był burmistrzem miasta, a matka zajmowała się domem. Rodzina była dość zamożna, a dom otwarty dla licznych gości. Ciągle gromadziły się tu dzieci na modlitwę, religijne śpiewy – słynne sardyńskie „gosos” ku czci Matki Bożej i świętych. Mimo że Elżbieta i jej rodzeństwo byli analfabetami, jeden z braci – Luigi przyjął święcenia kapłańskie. Potem odegra ważną rolę w życiu siostry.
Elżbieta jest wpatrzona w matkę, która choć jest dość oschła dla dzieci, apodyktyczna, dużo się modli i pokutuje. Córka naśladuje ją. Kiedy ma 11 lat, w Wielki Piątek w czasie Drogi Krzyżowej czuje, jakby spływała na nią wielka miłość, ale i przenikliwy ból. Z krzyża słyszy głos: „Odwagi, kochaj mnie”. Już jako 15-latka jest znana na Sardynii ze swojej pobożności, wiele osób przychodzi do niej po radę. Mimo oświadczyn kilku chłopców Elżbieta marzy o życiu zakonnym. Apodyktyczna matka jednak – ponoć z obawy o zdrowie córki – zmusza ją do małżeństwa. Elżbieta z bólem serca, ale posłuszna matce, spośród kandydatów wybiera najuboższego. Z Antoniem Marią Porcu Sinim spędzi 18 lat życia. – Mówił o niej „najlepsza żona na Sardynii” – twierdzi Francesco Cossu. – Zazdrosne sąsiadki pytały, co w Elżbiecie jest takiego „najlepszego” na wyspie. Odpowiadał: „ona po prostu jest święta”.
Antonio i Elżbieta mają siedmioro dzieci. Dwoje z nich umiera przy urodzeniu. W 1825 roku, po dziesięciu dniach wysokiej gorączki, ze świata nagle odchodzi Antonio. 37-letnia Elżbieta zostaje z pięciorgiem małych jeszcze dzieci. Cztery lata później zostaje tercjarką franciszkańską, chce złożyć śluby czystości, jednak powstrzymuje ją przed tym spowiednik, ponieważ jest za młoda. W jej rodzinnym Codrongianos zjawia się pewnego dnia młody ksiądz. Giuseppe Valle na zawsze zmieni życie błogosławionej i jej dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.