Około godziny drugiej w nocy otworzyła oczy, jakby znowu widziała. I zawołała głośno: – O! Jest już przy mnie, jest! – Kto, Joasiu? – zapytała mama Jadwiga. – Pan Jezus! – odpowiedziała z uśmiechem.
Umierała jak święta. I tak żyła, choć miała niecałe 19 lat. Jej ostatnie słowa przed śmiercią zapamiętała między innymi siostra Jadwinia, dla której starsza o cztery lata Joasia była nie tylko wielkim autorytetem, ale i opiekunką. Konając, Joasia długo patrzyła z przemiłym, pełnym zachwytu uśmiechem w jeden punkt. Potem oczy zaczęły powoli się zamykać, w uroczystość NMP Królowej Polski 3 maja 1964 roku. Ksiądz Czesław Białek STJ, który odprowadzał Joasię Krypajtis z tłumem wiernych w ostatnią drogę na cmentarz Powązkowski, mówił, że „w swoim cierpieniu żyła tylko Bogiem. Miała prawdziwego ducha miłości bliźniego. Była nie tylko heroicznie cierpliwa, ale niezwykle delikatna, subtelna i wyrozumiała”. Pochowano ją w białej sukni, przybranej żywymi szafirkami. Wyglądała pięknie.
Złoty rubel pod Ostrą Bramą
Niezwykłe było życie Joasi. A jeszcze bardziej niezwykłe to, co zaczęło się, gdy odeszła. Mama, przynaglana przez innych, napisała 15 lat po śmierci córki małą książkę, wznawianą później przez siostry loretanki, „Zawsze obecna”. Wiele osób do dziś pamięta dziecięcą wiarę i niezwykłą siłę Joasi. W tym Karol Szlenkier, obecnie zwierzchnik Zakonu Rycerskiego Bożogrobców w Polsce. W domu jego rodziców na Moczydle zatrzymała się Jadwiga Krypajtis wraz z czterema córkami po repatriacji z Wilna.
Joanna Wiktoria Krypajtis urodziła się jako trzecie z pięciorga dzieci państwa Krypajtisów. W 1949 r. ojciec Joasi, Józef, muzyk i organista, za działalność w harcerstwie i AK został aresztowany przez NKWD i zesłany do kopalni węgla kamiennego w Workucie za Koło Podbiegunowe. Joasia z siostrami i mamą nieustannie modliły się o jego powrót. Ciężko im było, także materialnie. „Gdy się gorąco modliłam, z twarzą zasłoniętą rękami, ktoś dotknął mojego ramienia. Pochylona kobieta wręczyła mi… złotą monetę” – wspominała Jadwiga. W tym czasie często nie miała co do garnka włożyć. Złoty rubel pozwolił przeżyć prawie rok, spłacić długi, kupić nieco ubrań na zimę.
Takiej opatrznościowej pomocy doświadczały częściej. Jadwiga, działaczka Sodalicji Mariańskiej, która złożyła los rodziny w ręce Maryi, w Wilnie zetknęła się z s. Faustyną. Kilkakrotnie odprowadzała ją do malarza Eugeniusza Kazimirowskiego, który tworzył według wskazówek świętej pierwszy wizerunek Jezusa Miłosiernego. Zdjęcie tego obrazu, które otrzymała od św. Faustyny, do dziś wisi w domu Krypajtisów na Mokotowie.
Chodźcie na majowe
Cztery siostry Krypajtisówny: Marysia, Joasia, Ela i Jadzia sypały kwiatki w czasie białej procesji w kościele Świętego Ducha w Wilnie, upraszając Pana Boga o łaskę powrotu ojca. W 1954 r. rodzina przeniosła się do Warszawy. Joasia wbiła się w pamięć sąsiadów. Z dzwoneczkiem biegała po wsi Moczydło, skutecznie wzywając wszystkich do maryjnej modlitwy pod kapliczką przy wjeździe na posesję Szlenkierów. Echo maryjnych modlitw każdego dnia głośniej odbijało się od Lasu Kabackiego. – Może to ten sam dzwoneczek, który wisi teraz w naszym letnim domku pod Radzyminem? – zastanawia się siostra Jadwiga. Pamięta, że twarz Joasi zawsze była rozpromieniona uśmiechem. A gdy któreś z dzieci nabroiło i miało być ukarane, Joasia przyjmowała winę na siebie i natychmiast biegła do mamy przeprosić.
Modlitwy córek i żony zostały wysłuchane trzy lata później, gdy po latach wyniszczającej pracy w kopalni 800 m pod ziemią, jako jeden z nielicznych, powrócił ojciec, który wkrótce rozpoczął pracę organisty. Gdy stanęli nieco na nogi i kupili pianino, pierwszą pieśnią, jaką wyśpiewali całą gromadką przy akompaniamencie ojca rodziny, był hymn „Ciebie Boga wysławiamy”, na podziękowanie za otrzymane łaski, a następnie „Uwielbiaj duszo moja Pana”, na cześć Pani Ostrobramskiej za cudowną opiekę nad rodziną.
Droga Krzyżowa z uśmiechem
Gdy Joasia była w IX klasie Liceum Ogólnokształcącego im. Królowej Jadwigi zapadła na zapalenie rdzenia kręgowego. Zaczęła tracić czucie w nogach, potem rękach, następował paraliż przepony płucnej, a później także ślepota. Od tej pory w szpitalu spędziła 1460 dni, czyli 4 lata. Jej dojrzały sposób przeżywania choroby robił jednak wrażenie nie tylko na współpacjentach szpitala Dzieciątka Jezus, ale nawet na kapłanach, którzy odwiedzali ją, powierzając swoje intencje: ks. prof. Marianie Sedlaczku, jezuitom, ks. Czesławowi Białkowi i ks. Janowi Twardowskiemu, który wpadał do niej zmówić Różaniec. Joasia cztery lata swojego cierpienia znosiła z niezwykłą pokorą, wręcz radością. Za jej zdrowie modlił się o. Pio, który przekazał jej różaniec. Dziś w miejscu, gdzie zwoływała wszystkich na majowe o 19.00, powstaje kościół tego świętego. Może kiedyś też na wieży zabrzmi dźwięk wielkiego dzwonu imieniem Joasia?
– Mamo, o ileż teraz lżej przychodzi mi znosić cierpienia i bóle, gdy wiem, dlaczego je Pan Jezus zesłał. Przyjmuję je z radością – mówiła. Ból zastrzyków przyjmowanych pod gałkę oczną, cierpienie związane z zabiegiem tracheotomii bez znieczulenia, utratę wzroku ofiarowywała za osoby mające trudności z wiarą. Udokumentowane zostało m.in. nawrócenie po 40 latach małżeństwa jednego z sekretarzy PZPR.
Łzy radości
„Mam lat 18, od trzech lat leżę w szpitalu, jestem sparaliżowana. Mam bezwładne nogi i częściowo ręce. Oddycham sztucznym płucem, bo przeponę mam również porażoną, ale nie narzekam i staram się być pogodna. W miarę możności pocieszam i podnoszę na duchu inne chore z otoczenia, nieraz zrozpaczone i przygnębione. Dzięki temu pewna młoda, w moim wieku, dziewczyna, pozostająca z dala od Boga, zmarła pojednana z Nim. Składam to Panu Jezusowi w darze, jak dobry uczynek za Sobór i zjednoczenie Kościołów” – podyktowała mamie z prośbą, by to świadectwo zaniosła do jednej ze świątyń z okazji trwającego Soboru Watykańskiego II.
– Patrzyliśmy na jej cierpienie ze łzami, i to ona nas wtedy pocieszała – mówi Jadwiga. – O wszystko wypytywała. Gdy już straciła wzrok, dotykała mojej sukienki, by przekonać się, jak jestem ubrana – wspomina siostra, do której obowiązków należało codzienne dostarczenie Joasi obiadu do szpitala.
„Miała przecież tylko 19 lat, a pociągała wszystkich jakąś zdumiewającą mądrością, która skłaniała każdego, ktokolwiek się z nią zetknął, nie tylko młodzież, ale nawet osoby starsze, do powierzenia jej swoich trosk i kłopotów. Rozmowy z Joasią zawsze kończyły się prośbą o pomoc modlitewną. Niewątpliwie była to mądrość, której Bóg jej użyczył jako szczególnej łaski. Joasia była przecież w stałym zjednoczeniu z Bogiem przez częstą Komunię św., więc może w ten sposób objawiało się w niej działanie łaski Bożej” – wspominała mama, która zmarła w 2008 roku.
Na Boże Narodzenie 1963 r. wróciła do domu. Dzięki poprawie mogła oddychać samodzielnie. – Bardzo chciała być już z nami. I stała się naszym słoneczkiem, sercem naszego domu, wnosząc bardzo dużo radości – wspomina Jadwiga. – Czyim patronem mogłaby dziś zostać? Z pewnością wszystkich młodych, którzy tracą zdrowie i ufność, wiarę lub nadzieję. Ale świadectwo jej umierania może być cenne także w czasach, gdy promuje się eutanazję. Im bardziej stawała się „próchnem”, tym bowiem większe łaski upraszała.
Joanna Krypajtis zmarła w Warszawie w opinii świętości w wieku niespełna 19 lat. Jej grób znajduje się na Starych Powązkach (IV brama, kwatera 108, rząd 2). 27 stycznia 2016 r. Kuria Metropolitalna Warszawska na prośbę wiernych z Wilna i Warszawy zatwierdziła tekst modlitwy ułożonej przez ks. Jana Miazka, którą można odmawiać za wstawiennictwem Joasi w różnych potrzebach. Świadectwa łask i wspomnienia o Joannie Krypajtis można kierować na adres: warszawa@gosc.pl lub do parafii św. Michała w Warszawie.
Modlitwa do prywatnego odmawiania
Boże, który jesteś źródłem wszelkiej świętości i nieustannie dajesz Kościołowi świętych ludzi, aby przez przykład swego życia pociągali wszystkich do Ciebie oraz wstawiali się za wiernymi szukającymi Twej pomocy. W naszych czasach obdarzyłeś Joannę Krypajtis łaską wyjątkowej świątobliwości, którą zajaśniała w swym krótkim życiu. Była zawsze zwrócona ku Bogu w latach długiej choroby, znosiła cierpienia z mocną wiarą, niezachwianą nadzieją i radosnym męstwem. Przyjmując wszystkie cierpienia, jako świętą wolę Boga, stała się w ten sposób przykładem i pokrzepieniem dla wszystkich cierpiących, zwłaszcza dla dotkniętych chorobą dzieci i ludzi młodych. Pokornie Cię błagamy, Boże, udziel mi za wstawiennictwem Joanny Krypajtis tej łaski, o którą z ufnością proszę...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).