To ciekawe, że na weselu można się bez niego obyć, ale na Eucharystii już nie. O piciu i niepiciu alkoholu mówi biskup Krzysztof Włodarczyk.
Skąd bierze się nierozsądne używanie alkoholu na przykład w naszym kraju?
Istnieje coś takiego jak przymuszanie do picia. Bierze się ono z lęku, że jeśli się nie pije, nie pasuje się do towarzystwa. Picie funkcjonuje jako sposób wyrażenia pewnej równości, przynależności. Istnieje też tzw. picie „pod coś” albo „za coś”. Na przykład za zdrowie dziecka – żeby się dobrze chowało. No i jak tu teraz nie wypić? Przecież intencja jest jak najbardziej słuszna. Nie wiadomo skąd się wzięło to łączenie czegoś obiektywnie dobrego...
... z niemal magiczną czynnością wypicia „w tej intencji” kieliszka wódki czy szampana.
Jakby jedno z drugim miało jakiś rzeczywisty związek. Pojawia się swego rodzaju lęk, że jak nie wypiję, to się wyłamię. Niejednokrotnie uzależnieni opowiadali mi, że przeżywali prawdziwą katorgę, żeby dać odpór tego typu zachętom. Wielu nie dało rady...
Istnieje zjawisko, co prawda niszowe, wesel bezalkoholowych. Z tego, co wiem, Ksiądz Biskup bywał na takich weselach.
Tak, to prawda. Przed wielu laty było to postrzegane jako dziwactwo, dzisiaj już trochę mniej, ale jednak nadal jest ewenementem.
I jak? Można się na takim weselu dobrze bawić?
Jak najbardziej. Kluczowa na takiej imprezie jest rola wodzireja. Można wszystko zaplanować tak, że alkohol jest zupełnie niepotrzebny. Spotykałem osoby, które były na takim weselu po raz pierwszy i potem dawały świadectwo, że nigdy wcześniej tak dobrze się nie bawiły. Takie wesela mają ogromną siłę integrującą gości. Ludzie są nieraz zadziwieni, że brak alkoholu tak naprawdę pozwala o wiele lepiej się poznać. Jest radość, której nie trzeba sztucznie pobudzać.
Tak czy inaczej sierpniowa zachęta do abstynencji to propozycja, nie przykazanie.
Ten kto się odważy, może doświadczyć wielkiego poczucia wolności. Przekonuje, że nie trzeba iść z prądem. Jest to pewne wyzwanie i akt odwagi. Swoją drogą ciekawe, że niepicie postrzegane jest jako coś dziwnego, a picie jako coś normalnego.
Alkoholizm to choroba tak inteligentna jak osoba, którą dotyka. Wśród alkoholików są więc: ludzie z marginesu, ale też prawnicy, lekarze, dziennikarze, a także księża. Niektórzy złośliwie komentują sierpniowy apel biskupów, cytując nawet Ewangelię: „Lekarzu, ulecz samego siebie”. Porozmawiajmy więc o księżach alkoholikach. Dla wiernych jest to nieraz prawdziwy szok. Dla Kościoła w sensie hierarchii – temat tabu. Dlaczego?
Przejawiamy nieraz takie myślenie – to przecież nie jest jakiś wielki problem, trafi się jeden czy drugi tego typu przypadek, więc jakoś sobie poradzimy, nie przesadzajmy. Nie chcemy widzieć problemu. Nie zajmujemy się więc danym księdzem, dopóki nie zdarzy się jakieś prawdziwe zgorszenie. Ważne jest, żebyśmy to my, księża, pomagali sobie nawzajem już wtedy, kiedy widać pierwsze symptomy.
Sytuacja wygląda często tak: ksiądz ma problem, więc biskup wysyła go na leczenie. Ksiądz znika na jakiś czas z parafii, wszyscy wiedzą dlaczego, ale oficjalnie nikt nic nie mówi albo pojawia się komunikat: ksiądz jest na urlopie zdrowotnym. Dlaczego nie powiedzieć ludziom, jak sprawy się mają? Czy to, że ksiądz się leczy, nie byłoby mocnym świadectwem? Przecież wielu parafian ma dokładnie ten sam problem?
Podpisałbym się pod tym. Myślę, że taka sytuacja wynika m.in. z niezrozumienia tego, czym jest alkoholizm. W świadomości ludzkiej nie patrzy się na niego jako na chorobę. Bardziej zwraca się uwagę na same skutki alkoholizmu, na to, co alkoholik robi pod wpływem tej choroby.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).