Biali bracia ze wzgórza

Dwóch młodych mnichów szybkim krokiem w ciszy „płynie” długim, białym klasztornym korytarzem. Wyglądają, jakby się stopili z przestrzenią, która ich otacza. W końcu to trapiści.

Reklama

Musztarda od trapistów

Choć nie składają ślubu milczenia, trapiści unikają niepotrzebnych rozmów. Nie chodzi o to, aby unikać rozmowy za wszelką cenę, ale mówić tylko wtedy, kiedy to konieczne, i to niezbyt głośno. Milczą także podczas obiadu, jedynego wspólnego posiłku. Jeden z mnichów czyta wtedy głośno literaturę duchową. W dniu, który spędziłem z trapistami w Novym Dvorze, czytano posynodalną adhortację „Amoris laetitia”.

Trapiści to wegetarianie. Jedynie w niedziele i niektóre święta serwuje się ryby. Ale przygotowawane przez nich zupy to istne dzieła sztuki – próbowałem, wyśmienite. Jedynie chorzy i ci, którzy muszą nabrać sił, mogą dostać porcję mięsa. Do obiadu serwuje się genialne czeskie piwo. W menu oprócz zupy znajdują się też makaron i sałata. Po obiedzie wszyscy wspólnie sprzątają ze stołów oraz zmywają naczynia. Goście mogą w tym pomóc, jeśli mają ochotę.

W przyklasztornym ogrodzie trapiści uprawiają warzywa. Dbają również o należący do zgromadzenia las, hodują krowy, owce i kozy. Utrzymują się także z produkcji musztardy i słodkich kremów, które sprzedają nie tylko w Czechach, ale i we Francji oraz na terenie Niemiec. – To długa trapistyczna tradycja – produkcja artykułów, dzięki sprzedaży których wspólnota może się utrzymać. Ale nie za dużo – przyznaje opat.

– Konieczne jest znalezienie równowagi między pracą a modlitwą, która jest najważniejsza – potwierdza brat Bernard, Francuz, odpowiedzialny za produkcję musztardy. W klasztorze powstaje 7 różnych gatunków tego produktu. Wszystkie naturalne, bez konserwantów i chemicznych dodatków. Brat Bernard właśnie testuje nowy przepis.

Poznanie przez doświadczenie

Brat Silvan z Czech jako chłopiec interesował się wschodnią duchowością. Przełomowym momentem była dla niego podróż stopem z pewnym architektem, który jechał właśnie do Novego Dvoru. To spotkanie było początkiem drogi za Jezusem. – Przedtem istniało dla mnie kilka dróg: Budda, Kriszna, Jezus... I nagle zrozumiałem, że tylko Jezus jest prawdziwym Bogiem. Moment przyjęcia Go jako jedynego Boga był dla mnie wyzwaniem, skokiem w nieznane – opowiada brat Silvan. – Żyjąc w klasztorze, mogę być blisko Boga i ludzi – dodaje.

– Ważne jest to, że istnieje wspólnota, która potrafi wypełnić pustkę, za którą tęsknią młodzi mężczyźni poszukujący Boga. Między braćmi wielu jest takich, którzy nawrócili się już jako osoby dojrzałe, a niektórzy dopiero w klasztorze przyjęli chrzest – mówi opat.

Klasztor trapistów nie jest zamknięty na pielgrzymów. Obok głównego budynku znajduje się dom gościnny, gotowy do przyjęcia wszystkich chętnych do spędzenia z braćmi kilku dni na wspólnej modlitwie. Kandydaci do życia zakonnego pierwsze dni swojego pobytu w klasztorze spędzają właśnie w domu dla gości. W tym czasie odbywają kilka rozmów z mistrzem nowicjatu, w czasie których obaj próbują rozeznać, co się właściwie dzieje w sercu kandydata. Jak mówi brat Lev, odpowiedzialny za kandydatów, nie przyjmuje się tu turystów, którzy chcą tylko odpocząć od stresującego życia.

Przez jakiś czas każdy z kandydatów poznaje rytm klasztornego życia, a jeśli się okaże, że mu to odpowiada, opat decyduje o rozpoczęciu formacji. – Tego, czy powołanie do życia zakonnego jest autentyczne, nie rozeznasz, czytając w domu książki o życiu mniszym i zasadach życia w klasztorze. W takich sytuacjach wybiera Bóg, a nie człowiek. Człowiek wybiera tylko to, co mu odpowiada. Rozeznanie powołania potwierdza się przez doświadczenie – tłumaczy brat Lev. – Aby człowiek mógł rozpoznać, co mu Bóg włożył w serce, musi znaleźć ludzi, którzy już są na tej drodze do Boga. Tak samo jest z dzieckiem, które nie nauczy się kochać, jeśli nie będzie widziało swoich kochających się rodziców. Jeśli człowiek, który chce oddać życie Bogu, nie pozna kogoś, kto już Mu się oddał, jest zgubiony – dodaje.

Niewidzialne fundamenty

– Czy życie klasztorne pomoże Kościołowi wyjść z kryzysu? – pytam opata.

– Zakony kontemplacyjne potrzebne są w każdej diecezji. To pokazuje przykład Francji. Tam kilku biskupów stara się ożywić wspólnoty zakonne, którym grozi wymarcie z powodu braku powołań. Biskup Radkovsky powiedział kiedyś, że zakony kontemplacyjne są jak niewidzialne fundamenty, na których opiera się cała struktura Kościoła. Ich modlitwa niesie Kościół i daje mu życie. Tak było 500 lat temu, tak jest i dziś. Mnisi muszą być świadomi, że ich modlitwa otacza cały świat. Jeśli nie są tego świadomi, modlitwa staje się wyrazem ich egoizmu i nie przynosi większych owoców – mówi opat.

Z tymi słowami opuszczam klasztor trapistów. Jestem przekonany, że ci, którzy myślą, iż o losach świata decyduje się w zamkniętych gabinetach polityków, są w wielkim błędzie. Te decyzje zapadają tu, w Novym Dvorze, gdzie kilka osób nieustannie woła do nieba o zbawienie świata.

tłumaczyła Barbara Andrijanić

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama