Włoskie refleksje

Z Jubileuszu Kapłanów dwie myśli warto odnotować. Te o księdzu przemakalnym i włączającym do wspólnoty.

Reklama

Tym razem z dala od polskich realiów. Jubileusz Miłosierdzia Kapłanów i krótka wędrówka po Italii nie sprzyja obserwacji naszego podwórka. Przy okazji bardziej widoczne staje pomieszanie w Polsce części z całością. Na przykład we wtorek znalazłem link do informacji, że tu, gdzie jestem zakazano katolikom głośnej modlitwy, by nie razić uchodźców. Być może miała miejsce gdzieś taka sytuacja, ale mogę zaręczyć – było to coś marginalnego. Ogólnie rzecz biorąc we włoskich kościołach nadal biją dzwony, wierni gromadzą się na modlitwę, młodzi przychodzą na spotkania po bierzmowaniu (jakby na przekór mitowi o sakramencie pożegnania z Kościołem), a na prowincji uchodźcy bardziej są problemem medialnym niż realnym. W Monsampolo del Tronto, gdzie od kilku dni mieszkam, widziałem ich raptem dwóch, zajętych handlem paskami i bransoletami. We wtorek zaś spotkałem zorganizowaną grupę, zwiedzającą Ascoli Picensa, niegdyś miasto stu kościołów, mogące poszczycić się podobno najpiękniejszym we Włoszech placem. Nie ukrywam, jest czego zazdrościć.

Nie tylko zresztą stolicy tutejszej diecezji. Tego samego dnia wędrowałem po uliczkach goszczącej mnie miejscowości. Zadziwia połączenie starego z nowym. Prześliczne zaułki, zagospodarowane stare łuki, mozaiki nad drzwiami domów – to wszystko, co w Polsce przez lata usiłowano zniszczyć, tu jest zagospodarowane i wyeksponowane. Fragmenty starej tablicy, głowicy kolumny, zabytkowego miejskiego muru, czy – jak u naszych sąsiadów – mający niemalże sto lat rower służący za kwietnik przed domem. Zadziwia ta troska, by nic z dziedzictwa przeszłości nie zmarnować, by każdy drobiazg miał swój dalszy ciąg, by służył i cieszył oko. Zaiste ekscytujące są spacery nie po znanych z przewodników zabytkach, ale po małych, najczęściej położonych na wzgórzach, miasteczkach.

Choć i te, podobnie jak w Polsce, dotyka kryzys. W Monsampolo przeszło połowa domów jest na sprzedaż. Młodzi wyjeżdżają. Zostali starzy i ci, którzy to miejsce tak mocno pokochali, że nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej. Wiele gajów oliwnych i winnic zarasta, a krajobraz znaczą farmy ogniw solarnych, dostarczających tu coraz więcej energii elektrycznej. Cóż, Włosi wiedzą, że węgiel jako paliwo energetyczne po prostu się kończy i nie dają sobie wmówić, że w przyszłości będzie motorem napędowym gospodarki. A że warunki bardziej sprzyjają energii słonecznej niż wiatrowej, skrzętnie to wykorzystują.

Wróćmy jednak na kościelne podwórko. Z Jubileuszu Kapłanów dwie myśli warto odnotować. Te o księdzu przemakalnym i włączającym do wspólnoty. O pierwszym mówił papież w Bazylice świętego Pawła za Murami. Przemakalnym, to znaczy wrażliwym na biedy duchowe i materialne, nie izolującym się od rzeczywistych problemów wspólnoty dla której ustanowiony został pasterzem. O drugim na Placu świętego Piotra, gdy stawiał pytanie o cechy pasterza według Serca Jezusowego. Includere – zwróciłem uwagę na tę cechę w kontekście naszych, polskich problemów, gdzie coraz trudniej jest nam być razem, rozmawiać, szukać dobra wspólnego. Gdzie coraz częściej rzucamy nieformalne anatemy, dzieląc na prawdziwych i fałszywych. Nie tylko Polaków. Także katolików. Jak, nie tylko przez sakramentalne znaki, włączać do wspólnoty tych, którzy wykluczają. Którzy z wykluczania uczynili niemalże zasadę życia. Uważających za stracony dzień bez wytropienia „nieprawdziwego”.

Piszę te słowa po przeczytaniu wpisu jednego z naszych czytelników. Owszem, przywołał Stary Testament, zapomniawszy o świętym Pawle przypominającym, że Chrystus przyszedł by zjednoczyć podzieloną ludzkość. Więc includere to szczególne zadanie dla pasterzy Kościoła w Polsce.

Na koniec obraz z Bazyliki świętych Janów na Lateranie. To był mój ostatni dzień w Rzymie i ostatnie Drzwi Święte do przejścia. Matka Kościołów. Zastanowiła mnie pustka w kaplicy adoracji Najświętszego Sakramentu. A przecież Bazylika pełna była – no właśnie, kogo. Przede mną wszyscy przeszli przez Święte Drzwi. Czyli można ich uznać za pielgrzymów. Ten sam problem zauważyłem wczoraj w Loreto. Santa Casa. Najważniejsza jest selfie. Kontemplację zastąpił smartfon. Dotknąć, dać się oczarować, zamilknąć w zachwycie, to jakby duchy minionej epoki. Dziś trzeba utrwalić i pokazać.

Ojciec Antonio Spadaro twierdzi, że to nowa forma dzielenia się wiarą, emocjami, właśnie swoim zachwytem. Być może ja jestem już nie z tej bajki. Dlatego zastanawiam się, czy nie jest to ów fałszywy antropocentryzm, o którym wczoraj wspomniał Franciszek.

Nie wiem. Daleki jestem od wyciągania mogących źle interpretować cudze zachowania i uczucia wniosków. Po prostu stawiam pytania. Wędrując po ojczyźnie człowieka, który był poetą, filozofem, pisarzem, politykiem, na końcu zaś życia twórcą klasztoru zwanego Vivarium. Mam na myśli Kasjodora i jego zamieszczoną w komentarzach do Psalmów dewizę. Cogitemus nos sub censpectu Dei stare. Poznajemy siebie stając przed obliczem Boga. Każde inne poznanie – i o tym mówił ksiądz biskup Grzegorz Ryś do księży – wypacza nam obraz nas samych, widzimy siebie w krzywym zwierciadle, w fałszywym świetle. Być może – stawiam tylko pytania – to jest powód, by choć na chwilę zapomnieć o smartfonie czy tablecie, zrezygnować z selfie i zatrzymać się kontemplując. Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie czy piękną mozaikę, umieszczoną nad drzwiami starego domu w Monsampolo del Tronto.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7