– Chcieli być tam cały czas; modlić się, rozmawiać, po prostu być. Musieliśmy po 4, 5 godzinach nabożeństwa przypominać: „To już jest koniec. Idźcie do domu spać” – opowiada Marek.
Gosia zaznacza, że w Niemczech jest więcej osób, które są świadome swojej wiary, podczas gdy na naszych terenach ciągle jest dużo takich ludzi, którzy na Msze św. przychodzą ze względu na przyzwyczajenie czy tradycję. – Oni wiedzą, po co są w Kościele, są w stanie przejechać co niedziela kilkadziesiąt kilometrów tylko po to, żeby być na Mszy św. w polskim kościele – opowiada Gosia.I faktycznie, podczas niedzielnej Mszy św. w polskiej parafii w Mönchengladbach kościół jest pełen, przychodzi 500–600 osób. Na rekolekcje ewangelizacyjne przychodziło każdego dnia około 150 osób. – Warto zaznaczyć, że gdyby nie Polacy, to ten kościół pewnie w ogóle by nie istniał, sąsiednie już są przerobione na centrum rekreacji czy zburzone, a w ich miejscu postawiono apartamentowce. Na Msze św. przychodzą też niemieccy katolicy. Często nie rozumieją ani słowa, ale w polskiej wspólnocie czuć Ducha, czuć sacrum. Dlatego też warto ich wspierać, bo Polacy są w stanie wiele zaoferować tym środowiskom, w których żyją, tym – bardzo często – pustyniom duchowym – twierdzi Marek Podbielski.
– To światło poprzez Polonię idzie dalej. Może właśnie przez to, że jesteśmy tak rozsiani po świecie, to właśnie przez to jest szansa i nadzieja, że Pan Bóg poprzez Polonię dokona ponownej chrystianizacji Europy.
Odwrotna emigracja
– Mam wrażenie, że oni trochę się bali, że Kościół polski stanie się jak niemiecki. Jedna z kobiet opowiadała mi, że niemiecki proboszcz zrobił „dzień otwarty” w kościele. Poustawiał kanapy, przygotował poczęstunek, wino, była muzyka, filmy – wszystko przed ołtarzem. Myślę, że poprzez te rekolekcje utwierdzili się w przekonaniu, że Kościół to nie tylko instytucja, ale prawdziwa relacja z Panem Bogiem – mówi Kasia.
– Ci ludzie lgną do Kościoła, bo właśnie tam szukają potwierdzenia swojej tożsamości. Tak jak za socjalizmu w Polsce ludzie w Kościele odnajdywali swoją tożsamość, przynależność, szukali bezpieczeństwa, tak teraz i tutaj. Czuli, że ta wspólnota jest dla nich wielkim oparciem do tego stopnia, że chcieli być tam cały czas, modlić się, rozmawiać, po prostu być. Musieliśmy po 4, 5 godzinach nabożeństwa przypominać: „To już jest koniec. Idźcie do domu spać” – opowiada Marek.
Katolicy w Niemczech nie mają łatwo. Przykład: Nicole, studentka historii sztuki i archeologii. Jako pracę semestralną przygotowała opracowanie na temat chusty z Manoppello. Mimo bardzo dobrego przygotowania, dostała niską ocenę, bo taki temat pracy nie mieścił się w ramach tzw. poprawności politycznej. – Oddziaływanie sekularyzmu i ideologii jest bardzo mocne, a jednocześnie Polacy zauważają, że Niemcy nie są w ogóle świadomi, co się dzieje, i bezrefleksyjnie przyjmują narzucany sposób myślenia – zauważa ks. Czupryński. – Nicole urodziła się w Niemczech i do Polski przyjeżdżała tylko w odwiedziny do rodziny, ale mówiła, że po studiach chciałaby żyć w Polsce, bo tutaj się po prostu lepiej czuje – mówi Gosia.
„Czekaliśmy tu na was 30 lat” – usłyszeli od rodaków w Niemczech warmińscy ewangelizatorzy. – Ale my też przeżyliśmy swoiste rekolekcje – zaczerpnęliśmy z ducha tamtejszej Polonii, z ogromnej otwartości, gorliwości. Zobaczyliśmy, jak ważna w świecie sekularyzmu, bezideowości jest tożsamość chrześcijańska, ważna dla zwykłej tożsamości.
Cztery dni to może niewiele, ale na pewno wystarczy, żeby nabrać nadziei. Nadziei, że może być inaczej, że można zrobić coś dobrego. Ta świadomość trafiła do wszystkich – tych, którzy pojechali, i tych, którzy nas tam przyjęli. Wszyscy zostaliśmy obdarowani zmianą myślenia na sposób Boży – mówi ks. Wojsław Czupryński.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).