– Dziś z całą stanowczością mogę stwierdzić, że droga, jaką obrałem, była strzałem w dziesiątkę. Tak naprawdę ta niezwykła przygoda z Panem Bogiem właściwie dopiero się zaczyna – przyznaje diakon Łukasz Sławiński.
Nie ma jednej i takiej samej historii powołania do kapłaństwa. Jedno jednak wciąż się nie zmienia. Jezus woła człowieka, aby ten zostawił wszystko i poszedł za Nim. Pięciu diakonów podczas majowych święceń prezbiteratu usłyszy od biskupa pytanie: „Czy chcesz coraz ściślej jednoczyć się z Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który z samego siebie złożył Ojcu za nas nieskalaną Ofiarę, i razem z Nim poświęcać się Bogu za zbawienie ludzi?” i odpowie: „Chcę, z Bożą pomocą”. A jak zaczęła się ta kapłańska droga?
W Kościele jak w domu
Diakon Mateusz Szerwiński z parafii pw. NMP Matki Kościoła w Kostrzynie nad Odrą ministrantem został po I Komunii Świętej. – Pomógł mi w tym mój tata, który opowiadał wiele ciekawych historii z czasów, gdy on był ministrantem – wyjaśnia diakon i kontynuuje: – Moja rodzina, odkąd pamiętam, była zaangażowana w życie Kościoła. Babcia należała do Żywego Różańca, a obecnie do tej wspólnoty należy moja mama. Tata jest kościelnym, a z kolei mój pradziadek był kościelnym i organistą. To po nim odziedziczyłem talent muzyczny. W wieku 11 lat po raz pierwszy zagrałem podczas Eucharystii.
Kostrzynianin głos powołania wyraźniej usłyszał po raz pierwszy w wieku 15 lat. – Pamiętam, że stało się to po przeczytaniu komentarza do biblijnej historii z Księgi Rodzaju o podstępie, jakiego dokonał Jakub, by zyskać błogosławieństwo swego ojca Izaaka, choć to Ezawowi jako pierworodnemu ono się należało. W komentarzu było napisane, że mamy postępować wobec Boga jak Jakub, czyli tak bardzo upodobnić się do Jego Pierworodnego, Jezusa Chrystusa, by nie mógł rozpoznać, który jest który. Wtedy postawiłem sobie pytanie: „Jak ja mogę najlepiej wypełnić to zadanie?”. Odpowiedź była prosta: „Kapłaństwo” – kontynuuje.
Młodego mieszkańca Kostrzyna do Boga zbliżała także gra na organach w parafii i nauka w Diecezjalnym Studium Organistowskim. – Będąc organistą, poczułem się w Kościele jak we własnym domu. Później doszedł jeszcze udział w pielgrzymkach, na których również wymodliłem łaskę rozeznania powołania. Przez cały czas szkoły średniej starałem się odrzucać myśli o kapłaństwie, ale one na szczęście powracały – uśmiecha się Mateusz.
Proboszcz był wzorem
Na kolejne powołanie też wpływ miała rodzina i parafia. – Pochodzę z rodziny, w której zawsze była obecna modlitwa, najpierw ta wspólna, a później – indywidualna – opowiada Piotr Cupiał z parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Sulechowie. – W domu były różne sytuacje, nieraz bardzo trudne, ale zawsze był Bóg, który przychodził ze swoją mocą i łaską. Całą rodziną zasiadaliśmy zawsze do stołu, zresztą do tej pory tak jest, i wspólnie spożywaliśmy posiłek. Nigdy nie brakowało czasu na rozmowy, które mnie kształtowały. Rodzice z wielką troską mnie upominali, kiedy błądziłem, po to, bym wzrastał. Niekiedy nie rozumiałem ich decyzji, ale teraz widzę wielkie owoce tego czasu. Pamiętam rozmowy z moją ciocią Agredą Muńko, która jest elżbietanką i służy Bogu od 60 lat. Niesamowicie pociąga mnie jej przykład modlitwy i wrażliwość na drugiego człowieka – dodaje.
Niezwykle ważna była też parafia. Piotr już od I Komunii Świętej służył przy ołtarzu, najpierw jako ministrant, a później jako lektor. Ta służba zbliżała do Boga i dawała radość. – Kiedy pojawiła się o myśl o kapłaństwie? Chciałem zostać księdzem od początku, odkąd pamiętam. Już jako mały chłopiec „odprawiałem” mszę w domu – uśmiecha się dk. Piotr. – Do czasu liceum nie myślałem o czymś innym. Wielkim wzorem dla mnie był wieloletni śp. ks. proboszcz prałat Antoni Mackiewicz. Zawsze oddany Bogu i drugiemu człowiekowi. Kiedy przyszedłem powiedzieć mu, że idę do seminarium, bardzo się ucieszył. Tak rozpoczęła się moja droga kroczenia za Panem – dodaje.
Rekolekcje w Jackówce decydujące
Z liturgiczną służbą ołtarza związana jest historia powołania dk. Łukasza Sławińskiego z Kosierza w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Bobrowicach. Od wczesnych lat dzieciństwa jego ogromnym marzeniem była służba przy ołtarzu. Spełnił je kilka dni po I Komunii Świętej. – Bliskość ołtarza sprawiła, że powoli zacząłem pogłębiać przyjaźń z Jezusem – wyjaśnia diakon. Wyjątkowym momentem na drodze rozeznawania powołania była oaza lektorska w wieku 16 lat. – To wtedy doświadczyłem piękna Kościoła pełnego młodych ludzi. Wspólna modlitwa, a przede wszystkim zetknięcie się ze słowem Bożym zdecydowanie pogłębiło moją relacje z Panem Bogiem. Było to na tyle mocne, a zarazem i piękne doświadczenie, że tam właśnie po raz pierwszy zrodziła się we mnie myśl, czy czasem nie zostać księdzem – opowiada z uśmiechem diakon.
– Tak samo jak inni miałem różne plany na przyszłość. Ewentualne pójście do seminarium gdzieś tam było brane pod uwagę, ale myśl ta zbytnio nie zaprzątała mi głowy. Dopiero bliżej matury Pan Bóg postanowił się powoli przypominać ze swoim zaproszeniem do kapłaństwa. W ostatnie wakacje przed klasą maturalną całkiem przypadkiem za namową księdza proboszcza pojechałem na rekolekcje powołaniowe do domu rekolekcyjnego przy paradyskim seminarium, czyli tzw. Jackówki. To był szalenie ważny moment w moim życiu. Dzięki nim mogłem na spokojnie wsłuchać się w to, co rzeczywiście mówił do mnie Pan Bóg – dodaje.
Seminarium czasem rozeznania
Rekolekcje w Jackówce wpłynęły także na decyzję o wstąpieniu do seminarium przez dk. Krzysztofa Batóga z parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Nowogrodzie Bobrzańskim. – Byłem wtedy studentem pierwszego roku zarządzania i rekolekcje były dla mnie odskocznią od codzienności i pośpiechu. Lubiłem tam przyjeżdżać. Byłem na nich kilka razy i na ostatnich zdecydowałem, że chcę iść drogą ku kapłaństwu – opowiada diakon.
Na taką decyzję reakcje braci studenckiej były bardzo różne. – Jedni byli trochę zdziwieni, a inni mówili, że jest to dobra decyzja, bo potrzeba nam księży. Przed seminarium miałem dziewczynę, gdy powiedziałem jej o swoich planach, to ku mojemu zdziwieniu nie miała mi tego za złe, a nawet zapytała, jak odkryłem powołanie. Tata i dziadkowie nie mieli nic przeciwko, tylko moja mama się sprzeciwiała, lecz z biegiem lat zmieniła zdanie i teraz wie, że to była moja wolna decyzja – wyjaśnia dk. Krzysztof.
Seminarium było czasem rozeznawania i krystalizowania powołania. Pomocą były rozmowy z ojcem duchownym, rekolekcje i wszelkie praktyki seminaryjne. – Począwszy od praktyk w hospicjum, gdzie pierwszy raz mogłem zetknąć się ze śmiercią i ludzkim cierpieniem. Poprzez obozy ze Wspólnotą „Wiara i Światło”, które dały mi doświadczenie pracy z osobami niepełnosprawnymi oraz pozwoliły w nich odkrywać obecność Jezusa. Przez oazy młodzieżowe, oazę rodzin, które utwierdzały mnie w powołaniu do kapłaństwa, bo odkryłem, że rodziny potrzebują nas, kapłanów, ale także to, że my potrzebujemy rodzin, bo to w nich odkrywamy życiowe powołanie – zauważa diakon.
Biblia pięknym listem
W przypadku dk. Wojciecha Nowaka z parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Ulimiu decyzja o wstąpieniu do seminarium zapadła w szkole średniej. – Początki, jak dobrze pamiętam, chociaż niepozorne, były już dużo wcześniej, gdy byłem ministrantem w szkole podstawowej. Z czasem zostałem lektorem i zacząłem czytać słowo Boże podczas Mszy Świętej. Pamiętam, że początkowo sprawiało mi to trudność, więc przygotowując się wieczorami, wczytywałem się w Pismo Święte. Z perspektywy lat widzę, że ten trud nie był bezcelowy. To był moment, kiedy ziarno padło w glebę – zauważa diakon i kontynuuje: – Odkąd pamiętam, rodzinnie, gdy jeszcze żyła babcia, wspólnie w sierpniu odwiedzaliśmy sanktuarium Matki Bożej Rokitniańskiej. Codzienne obowiązki, szkoła nie były naznaczone specjalnie pobożnością, czy też w ogóle myśleniem o kwestiach wiary, po prostu zwykła codzienność, dom, spotkania, szkoła i sport. W tej codzienności czegoś jednak brakowało, a z drugiej strony było bliżej nieokreślone pragnienie „czegoś więcej”.
– Pamiętam pielgrzymkę maturzystów do Częstochowy. Tamtejsza młodzież miała w sobie to „coś więcej” i chciałem też tego spróbować. Wtedy już też poważnie myślałem o kapłańskiej drodze – wyjaśnia diakon i dodaje: – Przełomem dla mnie były pierwsze rekolekcje w Łagowie. Od tego momentu regularne wczytywanie się w słowo Boże, adoracja Najświętszego Sakramentu dały mi odpowiedzi na pytania, które we mnie były, a zarazem wskazywały drogę. Tym, którzy myślą o kapłaństwie, powiedziałbym, żeby się nie poddawali, a tym, którzy jeszcze nie znają drogi swojej przyszłości lub są jej niepewni, by pytali Tego, który zna wszystkie odpowiedzi, i zapisał je w trudnym i wymagającym, ale pięknym liście, jakim jest Biblia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).